Rozdział XXII

353 19 0
                                    

Steven


- Jak mogliście do tego dopuścić?!- wrzasnąłem z furią. Hayley aż zadrżała, dlatego objąłem ją ramieniem, w myślach karcąc się za to, że znów ją przestraszyłem. Byłem jednak wściekły.

- Staraliśmy się jak tylko mogliśmy, ale te pijawki były silniejsze niż kiedykolwiek.- tłumaczył się Travis. Posłałem mu mordercze spojrzenie, przez co od razu zamilkł.

- Jestem w stanie to zrozumieć. Ale było was tu chyba na tyle, by nie pozwolić im zaatakować kobiet. Cieszcie się, że Lunie nic się nie stało, bo poleciałyby głowy.- warknąłem.

- Przestań natychmiast!- przerwała mi Hayley.- Każdy z obecnych podczas tego ataku walczył dzielnie. Powinieneś być dumny, że masz tak odważne wilki w swojej sforze, a zamiast tego wyżywasz się na nich.

Mimo tego, że wszyscy na nas patrzyli, zgromiłem ją wzrokiem. Nie znosiłem, gdy ktoś podważał mój autorytet i wtrącał swoje grosze tam, gdzie nie trzeba. Pozwalałem Hayley mieć odmienne zdanie, ale nie życzyłem sobie, by prowadziła ze mną takie potyczki podczas zgromadzeń. Ciekaw też byłem, czy dawała sobie sprawę, jak bardzo się o nią bałem. Robiłem wszystko, by jak najprędzej pokonać wampiry i popędzić do domu watahy, gdzie moja mate również mierzyła się ze złem w czystej postaci. Liczyłem na to, że będzie bezpieczna w naszej siedzibie, w towarzystwie najbardziej zaufanych mi osób. Jak się okazuje, nie powinienem się od niej oddalać nawet na chwilę. Ale nie powinienem zostawiać też mojej kompanii.

- Ostatni raz dowiaduję się, że Luna znajdowała się w środku walki.- warknąłem ostrzegawczo. Wilkołaki posłusznie skinęły głowami, jednak spojrzenie mojego ojca, które napotkałem, wyrażało głęboką wątpliwość.

- Dobrze wiesz, że to niewykonalne. Luna nieraz będzie musiała i sama walczyć. W końcu jest Luną. Nie będzie trzymała się z boku.- usłyszałem go w mojej głowie. Nie odpowiedziałem. W głębi ducha wiedziałem, że niestety ma rację. Z drugiej strony, na samą myśl o tym, że Hayley miałaby znów znaleźć się w podobnej sytuacji, dostawałem palpitacji serca.

- Czy komuś udało skontaktować się z Frankiem i Jesse'em?- zmieniłem temat. Tak jak podejrzewałem, nikt nie pocieszył mnie dobrymi wieściami.- Szlag. Musimy ich znaleźć.Frank i Jesse zostali przeze mnie wysłani jako asysta dla Avy Verner. Mieli wspólnie odnaleźć opuszczoną willę Victora, by poszukać jakichś śladów, wskazówek. To był, rzecz jasna, pomysł tej dzikuski. Nie byłem do niego przekonany i od samego początku miałem złe przeczucia, które, jak się okazało, były słuszne. Od dłuższego czasu nikt z nas nie mógł porozumieć się z chłopakami. Obiecali mi powiadomić wszystkich w razie niespodziewanego ataku, ale oni milczeli jak głaz.

- Może to sprawka tej dzikuski.- fuknęła Chloe, poprawiając opatrunek na ramieniu. Była wściekła, bo dosyć dotkliwie oberwała, a wyjątkowo paskudne rany bardzo powoli się na niej goiły.- Od samego początku uważałam, że powinno się ją zostawić przybitą do ziemi kołkiem ze srebrną końcówką.

Zerknąłem niespokojnie na oburzoną wilczycę. Miała rację. Wciąż było mi źle z tym, że zdecydowałem się uwolnić Avę, a teraz to uczucie było tym bardziej podsycane.

- W takim razie Verner nie pozostawia mi wyboru. Wytropimy ich, a jeśli się okaże, że pijawka zrobiła zasadzkę, wróci do swojego ulubionego pomieszczenia. To wszystko to nie były przypadki. Zaatakowano nas, a z chłopakami nie można się porozumieć. Coś za dużo tych zbiegów okoliczności.- powiedziałem twardo.

- Alfo, ale to wygląda jak przynęta.- odezwał się Ross. Zacisnąłem zęby i skinąłem głową.

- Oczywiście, że tak. Ale Frank i Jesse to nasi bracia. Nie zostawimy ich na pastwę losu. Jesteśmy watahą.

Księżycowa Dama 🌒🌗🌒 || Część 1 || ZAKOŃCZONA ✔Where stories live. Discover now