Rozdział XIX

437 17 0
                                    

Ava


Ból. Nieustanny, rozrywający ból obejmował moje ciało. Z początku chciałam z nim walczyć. Wierzyłam w swoją siłę, wierzyłam w to, że mogę zignorować coś tak fizycznego. Ale myliłam się. Człowiek jako zwykły śmiertelnik wie, że ma przed sobą dwie drogi. Jedna to droga do czyichś silnych ramion, pomocnych dłoni, które uśmierzyłyby cierpienie, uzdrowiły. Druga droga, samotna droga przez mękę, prowadziła do śmierci. Stojąc na skrzyżowaniu, przez brunatną mgłę nie dostrzegając liter na drogowskazie, łatwo się jest pomylić. Zwykle jest to loteria. Ma się równe szanse. Ma się nadzieję.

Ja nie miałam ani szans, ani nadziei. Ja miałam tylko mrok. Miałam zapadnie w nicość i wynurzanie się w sztormowej otchłani. Miałam ból, który gasł tylko na moment, by po chwili znów odrodzić się ze zdwojoną siłą. Jeśli ktoś tak wyobrażał sobie umieranie i odradzanie się, mylił się. To było jak trafianie w pułapki kolejnych wymiarów.

Wszystko, co mi towarzyszyło, wszystkie uczucia, złość, nienawiść, pogarda, żal, rozpacz, wygasały, rozmywały się zupełnie w obecności tego, co rządziło moim ciałem i moim umysłem. Był tylko ból. Nieskończony.

W takich chwilach nie myślałam o niczym, nie byłam w stanie. To jeszcze łączyło mnie z człowieczeństwem - brak psychicznej odporności na zadawane męki. Było więc tylko jedno, o czym mogłam marzyć i co mogło tętnić we mnie, tętnić tak jak gorące, jeszcze żywe serce, walczące o swoje dalsze losy. Mogłam marzyć o tym, że znów jestem z Damienem. Znów widzę jego najdroższą twarz, dotykam jego czułych dłoni, słyszę jego kochany głos. Ale Damien, gdziekolwiek był, wcale nie musiał na mnie czekać, a ja i tak nie miałam jak do niego dotrzeć.

Ja, Ava Verner, byłam skazana na wieczne potępienie. Moja tułaczka trwała już od dwóch wieków i trwać będzie w nieskończoność.

***

Ból powoli zaczął ustępować. Silny ucisk rozluźnił się, dając mi wreszcie przestrzeń na to, by móc oddychać. Trucizna, jaką było dla mnie płynne srebro, wtłoczona kilkukrotnie do mojego organizmu, neutralizowała się. Moja krew była lekarstwem. Potrafiłam sama się uleczyć i zregenerować i w końcu, po kilku dawkach złotego, czy raczej srebrnego środka wilkołaków, i tym razem się udawało. Nieprzejednane było jednak moje łaknienie. Potrzebowałam się pożywić. To pomogłoby mi szybciej nabrać sił. Nieprzyjemna suchość w gardle i pieczenie w żołądku tylko potęgowały moje żądze. Każdy zapach, który do mnie docierał, każdy dźwięk doprowadzał mnie do szaleństwa.

Kiedy usłyszałam, że ktoś otworzył drzwi i wszedł do środka, chciałam natychmiast poderwać się z ziemi i rzucić na tego pechowca, kimkolwiek był. Gdyby nie łańcuchy, które nadal krępowały moje ciało, z pewnością bym to uczyniła. Nie miałam jeszcze na tyle siły, by móc się z nich wyzwolić.

- Wypij to. Zrobi ci się lepiej.- usłyszałam. Poczułam mocno kwaskowatą woń, która była dobrze mi znana. Zanim zdążyłam otworzyć oczy, ktoś przyłożył fiolkę do moich ust i powoli wlał do nich eliksir. Przełknęłam go ze ściśniętym z obrzydzenia gardłem, mając ochotę natychmiast wypluć to paskudztwo, ale szybko dotarło do mnie, że każda jego kropla działa na mój organizm jak ożywczy nektar. Ciemna mgła zaczynała powoli rozmywać się sprzed moich oczu, a zmysły, choć wciąż mocno pobudzone, przestały wymykać się spod mojej kontroli.

- Nie mów, że Alfa pozwolił ci tu przyjść.- wycharczałam, widząc znajomą twarz.

- Alfa jest tu ze mną.- odparła Hayley i jak na zawołanie z głębi pomieszczenia wyłonił się Steven West.

Księżycowa Dama 🌒🌗🌒 || Część 1 || ZAKOŃCZONA ✔Where stories live. Discover now