Rozdział XVIII

467 21 1
                                    

Hayley


Jakimś cudem przekonałam Stevena, że powinien pozwolić mi wrócić do szkoły. Chciałam mieć choć trochę normalności w tym całym szaleństwie. W końcu więc nawet poparła mnie Amelia, która dotychczas była tego samego zdania, co Steven. Miałam być przez niego odwożona i przywożona, a w szkole miałam nie odstępować na krok Laury i Oscara. Nie było to trudnym zadaniem ze względu na to, że wszystkie lekcje miałam albo z jednym, albo z drugim, albo z ich dwójką. Wiedziałam poza tym, że Steven na tym nie poprzestanie i pewnie wyśle kilkoro wilkołaków, by pilnowali terenu przy szkole. Lepsze to, niż nic.

Postanowiono również, że ja i Amelia zostaniemy w domu watahy, dopóki to wszystko się nie skończy. Z asystą pojechałyśmy po swoje rzeczy, podczas gdy pod naszą nieobecność przygotowywano dla nas pokoje. Steven nalegał, żebym zamieszkała z nim, tłumacząc to rzecz jasna tym, że woli mieć na mnie oko. Zgodziłam się pod jednym warunkiem. Ja miałabym spać w sypialni, a Steven na rozkładanej sofie w swoim gabinecie, który miał bezpośrednie przejście do głównego pokoju. Alfa zgodził się niechętnie, przyznając, że na razie to najlepszy kompromis.

Po rozmowie z Avą postanowiłam, że muszę sama uczyć się magii. Jak się okazało, Amelia skrywała w swojej komodzie stos zapisków i notatek mojej matki, które mi przekazała. Czytałam je po kryjomu, kiedy tylko mogłam. Poznawałam kolejne arkana magii, zapamiętując wszystkie szczegóły i wskazówki zapisane zamaszystym pismem Mariny. Zauważyłam, że pochłania mnie to tak bardzo, że momentami właściwie nie myślałam o niczym innym. Tak bardzo chciałam w końcu wypróbować nabytą wiedzę w praktyce. Potrzebowałam przewodnika, kogoś, kto poprowadzi mnie podczas pierwszych wędrówek w tym świecie. Potrzebowałam Avy.

***

Steven przyjechał pod szkołę punktualnie o czwartej popołudniu, kiedy kończyłam lekcje. Koleżanki z mojego rocznika jak zwykle posyłały mu uwodzicielskie uśmiechy, na mnie zaś zerkały z niemałym zaskoczeniem. Któregoś razu słyszałam ich rozmowy na temat tego, jakim cudem ktoś tak przeciętny jak ja mógł wyrwać takie ciacho. Według nich na Stevena zasługiwały jedynie szkolne gwiazdy, które mizdrzyły się do niego najbardziej. Choć doskonale widziałam, że wybitnie je ignorował, a nawet lekko podśmiewywał się z nich, i tak czasami towarzyszyło mi ukłucie zazdrości. Na razie ciężko było mi nazwać naszą relację związkiem, ale nie mogłam zaprzeczyć, że coś nieodparcie przyciągało mnie do tego nikczemnika. Czasem po prostu nachodziła mnie chęć przytulenia go, bycia blisko niego. Kiedy szedł na patrol, znikał na dłuższą chwilę, czułam niepokój, tak jakbym nagle coś straciła i bała się, że to już nigdy do mnie nie wróci. Coś, co teraz doceniałam chyba najbardziej, to fakt, że wiedziałam, że przy Stevenie jestem bezpieczna. Był zaborczy, nadopiekuńczy i trząsł się nade mną, jakbym była zupełnie bezbronnym, małym stworzeniem, ale z drugiej strony byłby pierwszą osobą, którą wołałabym na pomoc w chwili zagrożenia.

- Cześć, piękna.- powiedział, gdy tylko wsiadłam do samochodu i pocałował mnie w policzek.- Jak ci minął dzień?

- W porządku.- odparłam wymijająco.- A tobie?

Steven westchnął ciężko.

- Nadal nic. Nadal nie wpadliśmy na żaden trop. Obawiam się, że Victor przygotowuje coś potężnego. Musimy być przygotowani na jego atak w każdej chwili. Zarządziłem, by zaostrzono szkolenia wojowników i włączono kolejne wilkołaki w ich szeregi. Nie mogę dać gwarancji na to, że cała wataha nie będzie musiała walczyć. Nie wiemy, jak duża i jak silna jest armia Victora, czy ma przy sobie jeszcze jakieś wampiry wyższe, czy są to zwykłe pijawki, które wystarczy po prostu zagryźć albo przebić kołkiem, by ostatecznie się ich pozbyć.

Księżycowa Dama 🌒🌗🌒 || Część 1 || ZAKOŃCZONA ✔Where stories live. Discover now