Zimne powietrze daje o sobie znać i gdy tylko wpływa do środka samochodu zaczynam lekko dygotać, Nicolas zerka na mnie ukradkiem i widzę ten jego irytujący kpiący uśmieszek. Szybko włącza się do ruchu drogowego i dzięki bogu włącza również klimatyzację, a ciepłe powietrze otacza moje ciało.

- To jaki plan? - pyta się szczerze zainteresowany, a ja zaczynam mu wymieniać rzeczy, które chcę dzisiaj zrobić.

Podczas pobytu w szpitalu miałam dużo czasu i popisu na polu myślenia. Nieszczególnie tego pozytywnego. A fakt, że kiedy byłam przykuta do łóżka trwało święto wszystkich zmarłych tym bardziej mi nie pomagał. Wręcz wywiercił dziurę w moich płucach powodując nieprzyjemny ból i jeszcze nie przyjemniejsze myśli.

Powracałam do czasów, kiedy to ja z mamą poszłam na cmentarz i odwiedzałam zmarłych dziadków i wujków, a teraz będę tylko ja i jej grób. Coś nieprzyjemnego znowu zwija mój brzuch w jeden wielki supeł nerwów. Wzdycham i wyrywam się z letargu.

- Najpierw do... - oczyszczam swój głos, który stał się zbyt zachrypnięty. - Do kwiaciarni, później na cmentarz, i umówiłam się też z Antonellą na kawę w el Café Churro, a później chcę pojechać na twój mecz. - uśmiecham się chytrze. Wiem, że tym ostatnim musiałam go zaskoczyć i się nie pomyliłam.

Spogląda na mnie zaskoczony, ma ściągnięte brwi i wygląda jakby przeszukiwał najgłębsze czeluści swojego umysłu, aby przypomnieć sobie czy mnie o tym powiadomił. Kiedy nie przypomina sobie takiej sytuacji wykorzystuje szansę, aby mnie o to wypytać.

- Skąd wiesz o dzisiejszym meczu?

Niechętnie powraca wzrokiem na jezdnię, a ja w myślach przybijam sobie zwycięską piątkę. Jaque mate kolego.

- Miałam sporo czasu, aby myszkować w Internecie. - oznajmiam i mrużę złowrogo oczy. - Swoją droga, dlaczego sam mi nie powiedziałeś?

Nie powiem, kiedy dowiedziałam się, że będzie grał mecz, a tym bardziej mistrzostwa, to poczułam lekki smutek tym, że się ze mną takim wydarzeniem nie podzielił. Na początku myślałam, że zrobi mi niespodziankę albo powie później, ale mamy dzień meczu i nic.

Dlatego to ja postanowiłam go zaskoczyć i kupiłam bilet dla siebie w podobno najlepszym miejscu. Z jednej strony nie cierpię meczów i z wielką przyjemnością bym na niego nie poszła, ale jakoś nie byłabym w stanie akurat jego mecz przegapić.

- Nie wiem. - mówi cicho i chwyta się za kark. - Tak jakoś z góry założyłem, że nie będziesz chciała przyjść. - zerka na mnie przelotnie.

Widzę, że jest mu obecnie głupio, ale szybko pozbywa się tej emocji i bez krzty zażenowania stara się mnie zawstydzić.

- A co chcesz popatrzeć na przystojnych piłkarzy? - uśmiecha się kpiąco i lustruje mnie od góry do dołu.

Czuje jak przechodzi mnie prąd po całym ciele, kiedy wytrzymuje jego intensywne spojrzenie. Prycham na jego słowa.

- Zapewniam cię, że nie ma tam ani jednej osoby, na którą mogłabym rzucić oko. - unoszę jedną brew wyzywająco. Jego uśmiech się poszerza, a już po chwili słyszę, jak parska cichym śmiechem.

- A ja ci powiem, że dla mnie znajdzie się taka jedna blondynka, która będzie siedziała w pierwszym rzędzie. - puszcza do mnie oczko, a ja czuję jak na moje policzki wpływa rumieniec.

- Masz się skupić na grze. - mówię mu i odwracam wzrok.

- Z tobą na trybunach? To będzie niewykonalne. - mówi wzdychając.

Marszczę swoje równe brwi i odwracam swój wzrok od szyby i widoków za nią. Skupiam całą swoją uwagę na nim. Nie wiem, czy zdaje sobie sprawę z tego na co się właśnie skazał.

mira al cielo amor [zakończone]Where stories live. Discover now