Rozdział 23

347 50 7
                                    


Claya obudził cichy szloch. Powoli otworzył oczy i odwrócił się w stronę bruneta, który siedział i płakał. Nogi miał podkulone, a twarz schowaną w dłoniach. Zielonooki zabrał ręce Davidsona, odsłaniając przy tym jego zapłakane oraz opuchnięte lekko oczy. George przeniósł swoje spojrzenie na mężczyznę, przez chwilę patrząc na niego z dezorientacją, tak jakby nie wiedział kim on był. Myślał, że ten jeszcze śpi.

- Nie chcę, aby cię zabrali. - wyszeptał brunet patrząc swoimi zapłakanymi oczami na Claya. Zielonooki obserwował mężczyznę i nie wiedział co może mu powiedzieć. Kiedy on zaakceptował już swój los, ciemnooki tego nie zrobił. Ściskał lekko w swoich dłoniach, mniejsze dłonie Davidsona. Po prostu patrzył na jego tęczówki z myślą, że może to robić ostatni raz.

- Poczekaj chwilę - powiedział Clay, po czym wyszedł z pomieszczenia zostawiając George'a na kilka sekund samego. Jak wrócił, w lewej dłoni trzymał kopertę. Siadając na swoim wcześniejszym miejscu, wręczył ją brunetowi. - Weź to.

- Co to jest?

- Przeczytaj to dopiero, kiedy będziesz bezpieczny. - poradził blondyn, na co starszy kiwnął głową, na znak zgody. Mała koperta wylądowała w kieszeni jego dresów. Dzień był ciężki. Po śniadaniu blondyn przypiął Davidsona z powrotem do ramy łóżka. Mężczyzna czuł się jak podczas pierwszych dni lecz tak wiele się zmieniło. Z całego serca nie życzył blondynowi tego, co miało zamiar go spotkać. Szkliły mu się oczy przy choćby jednej myśli na ten temat. Nie chciał, aby stało mu się coś złego lecz jednocześnie czuł jakby ulgę z powodu, że będzie mógł opuścić to mieszkanie. Nie wiedział dlaczego to przyprawiało go o lekką radość, bo przecież był pewny, że czuje się tu lepiej niż u siebie. Lepiej niż we własnym domu. Dlaczego więc nagle, na myśl o wyjściu z tego mieszkania bez opaski na oczach oraz bez Claya u boku chciało mu się śmiać? Przecież miał tyle niezliczonych okazji do odejścia od blondyna, do ucieczki, a jednak nie zrobił tego. Uważał, że jest mu tutaj dobrze. W podświadomości była myśl, że to co zrobił młodszy było złe, okrutne wręcz, ale naprawdę nie chciał, aby ten cierpiał jeszcze więcej oraz bardziej. Prawy nadgarstek bruneta spotkał się z metalową, zimną obręczą, a ciepłe palce lekko zahaczały o skórę. Każde spojrzenie i dotyk równało się z uczuciem ostatniego spotkania. Chwilę przed godziną dziewiętnastą blondyn wyjrzał za okno. Stało tam kilka radiowozów. Większych i mniejszych. Uzbrojeni mundurowi wychodzili z pojazdów uzgadniając na szybko ostatnie szczegóły akcji. Zielonooki szybko odszedł od okna.

- Już tu są. - powiedział patrząc na George'a. Ten nie wiedział co ma powiedzieć. Młodszy podszedł do niego i zawiązał mu wokół głowy opaskę, a później złożył na ciepłych ustach ostatni pocałunek. Nie trwał długo lecz nie trwał też krótko. Był to najsmutniejszy dotyk między nimi jaki do tej pory dzielili. Miękkie usta ocierały się o siebie w upływie szybko płynących sekund. Czas nie zatrzymywał się, a gonił. Gonił pospiesznie, spiesząc zaczynającej się już tęsknocie, która się w nich obudziła. Dopiero teraz zrozumieli co się działo. Byli młodzi. Mogli przeżyć razem tyle wspaniałych rzeczy lecz przez jeden głupi błąd wszystko się zapadło. Przez nieostrożność ich nadzieje runęły. Przez to, że ich spotkanie stało się tak późno. Ostatnie muśnięcie mokrymi od śliny wargami. Ostatnie dotknięcie opuszkami palców miękkiej i delikatnej skóry. Ostatnie spojrzenie znajomych, zielonych tęczówek, z tym ciepłym brązem. Opaska nasunęła się na mokre od płaczu oczy. Kolana uderzyły o podłogę na środku korytarza. Był gotowy na wszystko. Posiadał wiedzę i przygotował się na to. Ręce ułożył za głową splatając swe palce. Drzwi głośno się otworzyły praktycznie odbijając się od ściany. Głośne krzyki, szarpnięcia, uderzenie o podłogę zmęczonym ciałem. Nie ułożone blond włosy zakrywały po części jego wzrok, gdyż były już za długie. Ostatnie spojrzenie na ściany mieszkania i to było na tyle. Zniknął. Na zawsze. George nie mógł się uspokoić. Nie pamiętał kiedy wylał tyle łez. Nie słuchał mężczyzn ubranych w stroje policyjne, którzy zadawali mu pytania oczekując na odpowiedzi. Wszystko było zaszyte mgłą, a on dalej był przy tym jak ostatni raz całował Claya. Nie miał siły ustać na nogach, praktycznie wynosili go z mieszkania. Pomimo, że widział po raz pierwszy mijające ulice, nawet nie mógł się skupić na tym, czy kojarzył tą okolicę. Czy przez ten cały czas był w miejscu, które znał. Siedział pochylony na krześle. Płakał. Wiedział, że znajdował się na komisariacie. Wiedział, że niedługo zaczną przesłuchanie. Clay mu opowiedział. Nie mógł się jednak odciąć od złudnego wrażenia ciepłych ust młodszego. Nie odpowiedział na żadne pytanie. Odesłali go do domu mówiąc mu chyba, aby pojawił się tam następnego dnia. Nie był pewny czy właśnie tak do niego powiedzieli. Był przerażony i tak okropnie smutny, że jego nastrój można by podpiąć pod przerażenie. Widział Nicka. Po raz pierwszy od kilku miesięcy zobaczył twarz swojego współlokatora. Uśmiechnął się na jego widok, zaraz obok pojawił się Karl, który również z uśmiechem na ustach patrzył na bruneta. Oboje wzięli go w swoje ramiona. George tego nie czuł. Czuł się nieswojo. Jakby nie należał do tego miejsca i otoczenia. Nie chciał na nich patrzeć. Jak policjant odjechał, nie słuchał słów swoich dawnych przyjaciół. Zaszył się w swoim pokoju zamykając drzwi na klucz. Słyszał pukanie swojego byłego współlokatora. Nawet nie zwracając uwagi na to, że jego rzeczy dalej były w tym samym miejscu, oprócz jego notatek związanych z poszukiwaniami, położył się na łóżku. Owinął się wypraną kołdrą i zamknął oczy. Widział zieleń tęczówek. Czuł jego dłonie wokół swojej talii oraz oddech na swojej szyi. Miał wrażenie, że słyszał jego głos, pomimo że znajdował się sam. Łzy nie przestawały lecieć. Jego podświadomość próbowała mu powiedzieć, że jest już w domu i dopiero teraz jest bezpieczny lecz on nie chciał do siebie tego dopuścić. Uważał, że przecież był bezpieczny z Clayem, a nie w swoim domu. Widział zieleń przeszywających tęczówek. Czuł jego dłonie ściskającego jego talię oraz ciepły oddech na szyi i jego głos wypowiadający jego imię. ,,George, zostań ze mną".

Morderca z ulic Brighton | DNFWhere stories live. Discover now