Rozdział 8

702 74 54
                                    

George nie wiedział ile czasu zajęło im dojechanie do celu lecz przestał liczyć zakręty po jakimś piątym razie kiedy skręcili. Nie miał pojęcia co robić. W środku czuł lekką panikę lecz nie owładnęła nim. Wyglądał całkiem spokojnie, prawie jakby pogodził się, że został porwany. Bo w zasadzie tak było. Nie wiedział co powinien zrobić dalej. Miał w zasięgu ręki swój cel, który go porwał. Szukał go przez tak długi czas, aż do teraz. Chciał mieć plan. Tak bardzo pragnął wymyślić cokolwiek lecz nic nie wpadało mu do głowy. W momencie kiedy się zatrzymali, brunet został wyprowadzony z samochodu. Na swoich plecach czuł dużą, ciepłą dłoń swojego porywacza, który prowadził go do przodu.

- Teraz będą schody, uważaj. - wyszeptał mu do ucha. Po plecach mężczyzny przeszły ciarki kiedy zrozumiał jak blisko drugiego faceta się znajduje. Jedynie kiwnął głową i powoli zaczął stawiać kroki. Naliczył w sumie trzydzieści dwa stopnie kiedy nagle zatrzymali się i słyszał charakterystyczny brzdęk kluczy. Po chwili weszli do mieszkania. Drzwi zamknęły się na klucz, a z jego oczu zniknął ciemny materiał. Brunet zaczął się rozglądać. Znajdował się w podłużnym, niedługim korytarzu. Na końcu znajdowało się jakieś pomieszczenie, a na bokach po dwie pary drzwi.

- Chodźmy. - usłyszał i powoli szedł w stronę pierwszych drzwi po lewej stronie. Było to sporych rozmiarów pomieszczenie, które wyglądało na sypialnie. Duże łóżko stało przy ścianie po lewej. Na przeciwko szafa z lustrem, a obok niewielkie biurko. George poczuł na swoich ramionach dwie dłonie, przez które został obrócony. Patrzył teraz w oczy blondynowi, który zmusił go do siadu na łóżku. Ciemnooki w dalszym ciągu nie spuszczał wzroku z wyższego obserwując jego czyny. Nagle po jego lewej stronie pojawiło się kolano mężczyzny, który zaczął się nad nim nachylać. Starszy wciągnął głęboko powietrze i patrzył się z przerażeniem na Claya, nic nie mówiąc. Blondyn złapał go za nadgarstki i zaczął go przywiązywać do ramy łóżka. George jednak nie skupił się na tym co robi mężczyzna, gdyż jego spojrzenie nie opuszczało zielonych tęczówek. Jego i blondyna dzieliły milimetry, kiedy młodszy prawie że leżał na materacu, przez to jak drugi nachylał się nad nim coraz bardziej. Kolano Claya dotykało uda starszego, a dłonie wiązały linę, która miała utrzymać bruneta przy łóżku. Nagle młodszy skupił uwagę swoich oczu na Davidsonie, który ciężko oddychał. Jedną ręką oparł się o swoją zgiętą nogę, przez co znacznie górował nad ciemnookim. Lekko się zaśmiał patrząc na niego, taksując go spojrzeniem.

- Wszystko okej? - zapytał unosząc lewą brew do góry. Z jego ust nie schodził uśmiech kiedy powoli zaczął wstawać.

- T-tak. - wyjąkał Davidson, po czym zmienił pozycję na siedzącą.

- Spędzisz tak resztę swoich dni, George. Jeśli będziesz czegoś potrzebował i będę akurat miał dobry dzień to możesz po prostu krzyknąć moje imię, a przyjdę. Zazwyczaj jestem w pokoju obok. Możesz iść spać. Przyjdę do ciebie rano. - powiedział, po czym opuścił pomieszczenie zamykając za sobą drzwi. Brunet chciał zadać mu pytanie lecz nie zdążył. Spojrzał się na swoje związane ręce i pociągnął je w dół. Węzeł był idealnie związany, aby mógł swobodnie spać lecz tak, aby nie wyszedł z łóżka. Tej nocy i tak nie przespał za dużo. Chciał znać odpowiedzi na tak wiele pytań, a nawet nie wiedział czy będzie mógł je zadać. Dopiero koło godziny dziesiątej drzwi do jego "nowego pokoju" otworzyły się. Wszedł przez nie Clay w za dużej, czarnej bluzie i szarych dresach. Jego włosy były we wszystkie strony, a jego wyraz twarzy wskazywał na to, że ten dopiero się obudził. George w tamtym momencie spał. Zasnął kiedy słońce wstawało zza horyzontu. Blondyn przypatrywał mu się przez krótką chwile. Brązowe kosmyki zasłaniały część jego twarzy. Związane ręce były wyprostowane przed nim, a on był miał podkulone nogi, przez co wyglądał jak kulka. Zielonooki podszedł do niego i potrząsnął nim lekko, łapiąc za jego ramię. Starszy otworzył oczy i prawie od razu spojrzał na wyższego.

- Jesz śniadanie? - zapytał głębokim, zaspanym głosem co rozbudziło nieco bruneta.

- Tak. - odpowiedział nie spuszczając z oczu mężczyzny, który podchodził teraz do okna nieco je odsłaniając, aby do pomieszczenia wpadło trochę słońca. George wpatrywał się w jego plecy. Przez bluzę można było dostrzec, że ma duże i ewidentnie dobrze zbudowane ramiona.

- Zrobię kanapki. - westchnął blondyn, po czym wyszedł. Davidson okrył się jeszcze szczelniej kołdrą, że widać mu było zaledwie czubek głowy i i przymknięte powieki. Mężczyzna naprawdę miał ochotę spać i gdyby nie Clay, który wrócił po około dwudziestu minutach, ponownie by zasnął.

- Wstawaj, śpiąca królewno. Nie spałeś za dużo ostatnio, co? - odparł młodszy, siadając na łóżku przy brunecie z talerzem w ręku.

- Co to? - zapytał George powoli sprowadzając się do siadu.

- Śniadanie? - Clay bardziej zapytał niż stwierdził śmiejąc się.

- Jak niby mam to zjeść? - odparł brunet potrząsając rękoma, jakby chciał podkreślić, że ma związane ręce.

- Otwórz buzie. - powiedział z uśmiechem Clay biorąc w dłoń jedną z dwóch kanapek.

- Nie. Nie będziesz mnie karmić. Nie jestem dzieckiem. - odpowiedział twierdząco George.

- Nie mogę cię rozwiązać, bo za tym wiąże się ryzyko, że możesz uciec. Jeśli nie chcesz jeść przez następne dni, okej. Nie obchodzi mnie to. - mówił blondyn odkładając jedzenie z powrotem na talerz.

- Ughh, okej. - westchnął ostatecznie starszy po krótkim czasie. Uchylił swoje usta, aby móc ugryźć kanapkę trzymaną przez zielonookiego. W ten sposób brunet jadł śniadanie.

- To jest dziwne. - podsumował George, kiedy został mu ostatni gryz.

- No co ty. - parsknął Clay wkładając ostatni kawałek do ust bruneta. Jego wargi zamykały się, zahaczając o dwa palce blondyna. Ich intensywny kontakt wzrokowy nawiązał się aż zbyt szybko. Młodszy czuł na swoich palcach ciepłą ślinę starszego. Pomimo, że trwało to chwilę, jemu zdawało się ciągnąć dłużej. Obserwował jak George zamyka buzie, a z jego dolnej wargi powoli ulatniają się jego palce. Na policzki bruneta wkradła się lekka czerwień, a Clay odchrząknął wstając z łóżka.

- Musisz zadzwonić do swojego przyjaciela - powiedział na jednym wdechu wychodząc z pomieszczenia zostawiając skołowanego i całkowicie zdezorientowanego bruneta. Wrócił z telefonem w dłoni - Mam nadzieję, że pamiętasz numer do swojego kolegi, Nicka. - odparł włączając komórkę.

- Co? Chcesz, abym do niego zadzwonił? Po co? - pytał Davidson kompletnie nie mogąc odgadnąć zamiarów blondyna.

- Zadzwonisz do niego i powiesz mu, że wyjechałeś na jakiś czas do rodziny.

- A dlaczego miałbym akurat powiedzieć mu to co ty chcesz? Mogę powiedzieć, że mnie porwałeś, a on wtedy zadzwoni na policję.- odparł George, a to co stało się później nie liczyło nawet pięciu sekund. Wzrok zielonych tęczówek uniósł się z nad telefonu i skupił na nim. Młodszy mężczyzna nachylił się i złapał jedną dłonią podbródek bruneta.

- Chyba nie chcesz jeszcze zginąć, co? Albo narazić na śmierć swoich przyjaciół? Nicka, Karla. Chciałeś mnie złapać. Wiesz o mnie znacznie więcej niż policja. Nawet wiesz jak wyglądam. Wiesz co zrobiłem z poprzednimi, prawda? Doskonale o tym wiesz. Chyba nie chciałbyś tak skończyć, co Georgie? - mówił Clay i to był pierwszy raz kiedy Davidson ujrzał w tych pięknych, zielonych oczach szaleństwo. Faktem było, że to cholernie dobrze na nim wyglądało. 

Morderca z ulic Brighton | DNFWhere stories live. Discover now