Rozdział 11

728 61 38
                                    

Nie minęło dużo czasu od momentu kiedy tajemniczy morderca porwał niewinnego mężczyznę. Zaledwie cztery dni przepełnione znudzeniem. Jeśli na zachowanie George'a spojrzałaby osoba trzecia zapewne byłaby zdziwiona i w dużym stopniu zdezorientowana jego zachowaniem. Bowiem brunet nie czuł strachu przed tym, że w każdej chwili może umrzeć. Mianowicie było tak tylko dlatego, że blondyn, który go porwał nie dawał mu tego do zrozumienia. W głębi duszy, w jego szarych komórkach mózgowych istniała myśl o tym, że nie wyjdzie z tego mieszkania żywy lecz nie zwracał na nią uwagi. Ona po prostu tam była. Zdaniem George'a nawet jeśli umarłby, nie byłoby mu z tego powodu przykro lub co najmniej nie czułby się z tym źle. Patrząc na jego życie w przeciągu ostatnich miesięcy nie miał on tak naprawdę nikogo oprócz Nicka. Nie chodził do pracy, prawie nie miał kontaktu ze swoją rodziną i jedyne czym się zaczął zajmować to zbieranie informacji na temat mordercy, który go w końcu dopadł. Jeśli miałby umrzeć, będzie na to gotowy. Jedyne czego pragnie to wiedzy na temat Claya. Sam nie wiedział czy chcę poznać tylko tą część o tym jak zaczął zabijać i co go do tego skłoniło, czy może całą historię jego życia. Najmniejszych faktów o nim. Głupie, oczywiste informacje. Czy chciał go poznać. George cały czas przesiadywał tylko i wyłącznie ze swoimi myślami, a dalej pomimo tego nie umiał niczego w głowie poukładać. Późnym wieczorem drzwi do jego pokoju otworzyły się z dość głośnym trzaskiem, co wyrwało go ze swoich myśli. Był cały okryty kołdrą i widać mu było jedynie czubek głowy razem z oczami. Uniósł spojrzenie na osobę, która weszła do środka. Clay stał w lekkim rozkroku trzymając obiema rękami ręcznik. Patrzył się z góry na starszego, który nie wiedział za bardzo co ma ze sobą zrobić.

- Wstajemy, Georgie. - powiedział blondyn podchodząc bliżej bruneta, a raczej ramy łóżka do której był w dalszym ciągu przypięty. Starszy nie mógł przyzwyczaić się do przezwiska używanego przez Claya. Za każdym razem kiedy mężczyzna je wymawiał, tak łagodnie wypływało z jego ust, a policzki ciemnookiego stawały się czerwone.

- Nie nazywaj mnie tak. - wyszeptał George powoli podnosząc się do siadu, przy tym patrząc na poczynania drugiego.

- Oj weź, wiem że lubisz jak cię tak nazywam, Georgie. - mruknął blondyn lekko nachylając się nad starszym i patrząc się w jego tęczówki. Wzdłuż kręgosłupa bruneta przeszły ciarki. Głośno przełknął ślinę i patrzył jak jego oprawca odpina kajdanki.

- Co ty robisz? - zapytał George.

- Nie widać? Nie zamierzam wchodzić tutaj i dawać ci jedzenie kiedy ty będziesz zaśmierdzał mi powoli mieszkanie. Musisz się wykąpać. - odparł Clay starannie wkładając kluczyk i powoli odpinając zimny metal od nadgarstka starszego. Za to ten nie wierzył w to co usłyszał. Jego oczy znacznie się otworzyły pod wpływem zdziwienia, a w jego mózgu pojawiła się jakby mgła, która zaciemniła wszystkie jego myśli.

- C-Co? - wyjąkał brunet i po chwili został pociągnięty za rękę, aby wstać z łóżka. Jego bose stopy dotknęły zimnych paneli. Ledwo co umiał utrzymać się na nogach. O mało co się nie wywrócił z powrotem na materac.

- Uważaj - powiedział blondyn podtrzymując go lekko w talii. Na ten dotyk George wzdrygnął się. Czuł jak ręka młodszego zaciska się na jego ciele, a on praktycznie dotyka swoimi plecami klatki piersiowej mężczyzny - Idziemy. - odparł nachylając się lekko nad uchem bruneta. Starszy nie wiedział co się z nim dzieję. To jak zaczął reagować na dotyk blondyna. Jak pomimo tego, że jest tutaj przytrzymywany, ten go traktuję. Przez całą drogę rozglądał się po mieszkaniu lecz główną myślą jaka mu ciążyła było to, że ręka wyższego dalej ciasno spoczywała na jego talii, a ten prowadził go, aby się nie wywrócił. Po chwili, która trwała kilka sekund stanęli przed drzwiami pomieszczenia, w którym już paliło się światło. Clay wolną ręką otworzył drzwi i weszli do środka. Pomieszczenie nie było duże. Było średniej wielkości, a wszystko był udekorowane na jasne barwy. Po lewej stroni od wejścia znajdowała się toaleta, a obok umywalka z lustrem, które wisiało nad nią. Po prawej na samym końcu znajdował się prysznic. Nastała chwila ciszy. Blondyn zabrał rękę z talii bruneta i powiesił ręcznik, który trzymał, na wieszaku znajdującym się obok kabiny prysznicowej. Brunetowi znacznie przyspieszyło bicie serca, gdyż Clay wcale nie zachowywał się jakby miał opuścić łazienkę. Chociaż przecież mężczyzna go przetrzymywał. Mógłby pomyśleć, że zostawiając George'a samego, ten mógłby spróbować uciec.

Morderca z ulic Brighton | DNFWhere stories live. Discover now