Rozdział 9

638 68 31
                                    

- Cześć Nick, tutaj George. - zaczął brunet niepewnie trzymając telefon Claya w lewej dłoni, kiedy ten patrzył na niego wnikliwie.

- Jeśli znowu masz zamiar wypytywać czy wszystko w porządku, i czy na pewno jestem u Karla to możesz się już rozłączyć. - usłyszał w słuchawce. Podejrzewał, że mężczyzna może tak zareagować.

- Nie wróciłeś jeszcze do domu? - zapytał łapiąc kontakt wzrokowy z blondynem. Tak bardzo chciał powiedzieć jego przyjacielowi gdzie jest i co się stało. Miał to na końcu języka lecz nic takiego nie wyszło z jego ust. Patrząc w zielone tęczówki, które były magnetyzujące, wiedział, że właściciel może zrobić cos złego. Nie to co jemu, ale również Sapnapowi, bo brunet wiedziałby o zaginięciu jego przyjaciela. A plan znacznie się od tego różnił.

- Nie, idioto. Wiedziałbyś przecież gdybym wrócił. Zawsze przynoszę ci jedze... Chwila. Nie ma cię w domu? Nie wierzę, wyszedłeś na światło dzienne? Jestem dumny. - mówił Nick, a George'owi powoli zbierało się na płacz. Jego przyjaciel myślał, że jest bezpieczny tymczasem on został porwany. Na ten moment nie wiedział czy cieszyć się z tego faktu, gdyż chciał poznać mordercę, czy może płakać przez to, że nie był już taki pewny co do swojego bezpieczeństwa. Poczuł na swojej szczęce dużą dłoń, która należała do zabójcy. Ponieważ miał spuszczoną głowę, został zmuszony aby ją unieść i spojrzeć się ponownie na twarz zielonookiego. Na twarzy George'a było widać lekki rumieniec.

- Nie waż się płakać. - wyszeptał Clay ledwo słyszalnie. Brunet z tego co powiedział młodszy, usłyszał zaledwie tylko ,,waż" oraz ,,płakać". Kiwnął lekko głową i przełknął głośno ślinę. Kiedy Nick skończył mówić, głos ponownie zabrał Davidson.

- Sapnap, ja... - Już miał mówić. Miał powiedzieć mu co się dzieję. Że nie wie gdzie jest, a przed nim siedzi morderca, którego chciał złapać. Patrzył na niego zielonymi oczami, a on sam nie wiedział czy mężczyzna jest zdolny do zabicia go, co prawdopodobnie było prawdą. - Jestem na lotnisku.

- Co? Co ty tam robisz? Z jakiego ty telefonu dzwonisz? To nie jest twój numer.

- Z budki telefonicznej. Znalazłem jedną, a mój telefon już się rozładował. Wylatuje do moich rodziców. Przepraszam, ja... Chcę abyś był bezpieczny, a w tym momencie narażam ciebie na coś, co nie skończy się dobrze, Nick. - mówił to patrząc prosto w oczy swojego oprawcy. Chciał, aby wiedział, że jego przyjaciele są dla niego najważniejsi i nie chcę pod żadnym pozorem wplątywać ich w to wszystko.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? - zapytał Sapnap. W jego głosie było słychać smutek i zawód.

- Nie miałem kiedy. Chcę abyś był bezpieczny, rozumiesz? Nie wiem kiedy wrócę, prawdopodobnie jak oczyszczę głowę i... - Wziął głęboki oddech zamykając oczy, aby nie wydostała się spod nich żadna łza. To brzmiało okropnie jak ostatnie pożegnanie - Jak złapią mordercę. - powiedział, po czym podniósł głowę do góry. Spotkał się jedynie z twarzą Claya, na której pojawił się uśmiech rozbawienia.

- No dobrze. W takim razie baw się dobrze i odpoczywaj.

- Kocham cię, Sap. - powiedział, a głos mu się załamał.

- Ja ciebie też, stary. Na razie. - usłyszał, a jedyne co było po tym to głucha cisza, ponieważ Nick już się rozłączył. Brał głębokie oddechy, aż poczuł na swojej lewej dłoni inną, dużo większą od jego własnej.

- To było wzruszające. - powiedział blondyn wyjmując telefon z ręki starszego.

- Dlaczego mi to robisz? - wyszeptał brunet trzymając spuszczoną głowę.

- Zadajesz kolejne głupie pytanie. Wiesz o mnie za dużo, Georgie. Sam to sobie zrobiłeś. - odpowiedział trzymając kciuka na jego brodzie, aby patrzył na niego. Oczy Davidsona były zaszklone dlatego młodszy postanowił odpuścić i wyszedł. Wrócił po około czterech godzinach, które mężczyzna przespał, przez brak sił na cokolwiek. Przyniósł mu obiad, którym go nakarmił. Włączył telewizor, który stał na biurku i ponownie opuścił pomieszczenie. Żaden z nich nic nie powiedział. Brunet został sam podczas wieczoru, gdyż Clay musiał jechać do pracy na nocną zmianę. Wrócił dopiero około trzeciej nad ranem, ponieważ przyjechał już drugi pracownik, który pracuje rano. Brunet nie spał. Słyszał jak mężczyzna wrócił i chodził po mieszkaniu. Nagle drzwi w pokoju obok zamknęły się, co było znakiem na to, że blondyn poszedł już spać. Davidson zaczął się zamartwiać. Bał się nie to, co o siebie lecz o jego przyjaciół. Jego rodzina wyprowadziła się z Wielkiej Brytanii, więc to było nie możliwe, żeby zagrażało im coś złego, przynajmniej ze strony mordercy, którym był Clay. Łzy same napłynęły do jego oczu. Blondyn miał rację. To była jego wina. On ściągnął na siebie i Nicka niebezpieczeństwo. Przez głupie urojenia, że może złapać zabójcę. Jaki on był naiwny, że myślał, że faktycznie może mu się to udać. Zaczął obwiniać się za to, a płacz cały czas się nasilał. W pewnym momencie zaczął krztusić się własnymi łzami. Nie wiedział ile tak płakał lecz głowa powoli zaczynała go boleć, a głos w jego myślach nasilał się obwiniając go o całe zło jakie ich spotkało. Nagle drzwi do jego pokoju otworzyły się, a przez nie wszedł wysoki blondyn w białej koszulce oraz czarnych dresach. Spojrzał się na płaczącego bruneta i przewrócił teatralnie oczami podchodząc coraz bliżej.

- Mógłbyś przestać płakać? Chciałbym iść spać. - powiedział siadając od niechcenia na rogu łóżka.

- Miałeś rację. To moja wina. - powtarzał George w dalszym ciągu wylewając łzy. Ledwo co wypowiadał te dwa zdania w kółko, i kółko.

- Przestań się mazać - odparł poważnie i trochę głośniej Clay ponownie łapiąc bruneta za szczękę, aby spotkali się spojrzeniami. - Pokazujesz teraz swoje emocje, a tym samym wskazujesz swoje słabe punkty. Mógłbym zadać ci tym ból, wiesz o tym? - mówił blondyn nie spuszczając wzroku z twarzy starszego. Całe policzki były mokre od łez, a jego dłoń również powoli zaczynała robić się przez nie mokra. Białka oczu miał lekko przekrwione, a na słowa młodszego uciekł od niego wzrokiem. Blondyn przełknął głośno ślinę. Widząc zapłakaną twarz Davidsona coś się w nim złamało. Mężczyzna wyglądał jak na skraju załamania nerwowego, które prawdopodobnie przeżywał. Zrobiło mu się go szkoda, gdyż wyglądał naprawdę okropnie ze łzami spływającymi po jego policzkach.

- To dlatego ty nie ukazujesz emocji? - zapytał ciemnooki wracając wzrokiem do blondyna. Twarz zielonookiego nabrała powagi i wstał on z łóżka, po czym wyszedł z pomieszczenia. Davidson patrzył na niego do momentu, aż nie zniknął za drzwiami. Próbował wytrzeć swoje policzki własnym ramieniem choć trochę lecz średnio mu to wychodziło. Clay po chwili wrócił i rzucił w stronę starszego pudełko z chusteczkami, po czym podszedł do ramy łóżka. Zaczął odwiązywać sznur, który trzymał ręce bruneta.

- Co ty robisz? - odparł mężczyzna czując ulgę na swoich nadgarstkach. Zielonooki złapał jedną z jego ręki i wyplątał ją ze sznura. Wziął drugą oraz zaczął ponownie ją przywiązywać.

- To nagroda za to, że jesteś posłuszny - odpowiedział blondyn, kiedy skończył wiązanie i spojrzał się w dół na zdezorientowanego mężczyznę - Idź spać, George. - powiedział i wyszedł zamykając za sobą drzwi.

Morderca z ulic Brighton | DNFМесто, где живут истории. Откройте их для себя