Rozdział 4

695 70 26
                                    

George przed pójściem spać analizował słowa Nicka. Faktycznie mogło być to niebezpieczne lecz co mógłby osiągnąć łapiąc mordercę, którym zaczyna interesować się sam Interpol. Uznał, że wie wystarczająco o mężczyźnie i dałby radę, lecz nie był pewny czy poradziłby sobie sam. No i jeszcze sam pomysł stanowił problem. W jaki sposób morderca mógłby się nim zainteresować, kiedy brunet nawet nie wie jak wygląda. Co prawda pojawia się ten dziwny blondyn, który znajduję się na kilku nagraniach z miejsc zdarzeń ale czy on naprawdę mógłby być Panem Uśmiechem? Co jeśli to faktycznie jest on i George odkrył tożsamość ostatnio najbardziej niebezpiecznego zabójcy w Wielkiej Brytanii przed policją? W końcu te myśli wykończyły bruneta do tego stopnia, że ten zasnął. Nie przespał ostatniej nocy i był okropnie wymęczony. Zwracając uwagę na to, że przed tym jak zaczął prowadzić to śledztwo mężczyzna spał wręcz za dużo i prawie cały czas chodził zmęczony i zaspany. Następnego dnia Davidson obudził się po południu. Było około 14:00 kiedy zauważył, że jest w domu całkiem sam. Powoli zaczął się denerwować, więc kiedy tylko w pościeli znalazł swój telefon to wybrał numer Sapnapa i zaczął do niego dzwonić. Przez długi czas jego przyjaciel nie odbierał lecz kiedy usłyszał jego głos od razu się trochę uspokoił.

- Cześć, co tam? Widzę, że już wstałeś. - powiedział Nick.

- Myślałem, że ci się coś stało. Gdzie jesteś? - zapytał brunet przeczesując swoje włosy dłonią, aby ochłonąć.

- U Karla, właśnie gramy ale zamówiliśmy pizze, więc możesz przyjść, jeśli chcesz. - zaproponował, a w tle było słychać Karla, który coś krzyczał.

- Tak, zaraz przyjdę. - odpowiedział George, po czym się rozłączył. Może przyda mu się dzień wolny od tego całego szaleństwa związanego ze śledztwem, w który wpadał co raz bardziej. Wziął ze sobą kluczę i po tym jak zamknął drzwi wejściowe, ruszył chodnikiem w stronę domu szarookiego. W samej piżamie przeszedł obok kilku budynków, aż znalazł się przed drzwiami domu jego kolegi. Zapukał i otworzył mu Sapnap, na którym, na baranach siedział uśmiechnięty brunet trzymając w lewej dłoni kawałek pizzy.

- Cześć. - przywitał się i wszedł do środka. Widać było, że we dwóch świetnie się bawią.

- Pizza właśnie dotarła, weź sobie kawałek jak chcesz. Nie pamiętam, abym cię widział ostatnio jedzącego cokolwiek, więc bierz. - powiedział mężczyzna zrzucając z siebie wyższego bruneta na kanapę. Już po krótkiej chwili w trójkę, jedząc pizze grali w gry komputerowe i rozmawiali.

- Gdzie jest Victoria? - zapytał George nie odwracając oczu od ekranu, na którym grali w Crab Game.

- Pojechała do Portland do ciotki. Powiedziała, że nie czuję się tutaj ostatnio dobrze i wróci jak to wszystko się uspokoi. - odpowiedział Karl, który siedział za Nickiem opierając swój podbródek o jego głowę.

- Dobrze, że przynajmniej jeden dzień odpuściłeś sobie z tym śledztwem George. - powiedział Sapnap.

- Nieee! - krzyknął szarooki - Przegrałem. - odparł i wziął ze stołu jedną z puszek, z Monsterem, po czym się z niej napił. W porównaniu do kilku innych, ta była prawie pełna.

- Ja też. - westchnął najstarszy i opadł na kanapę teraz już na niej leżąc.

-Ha! Wygrałem zjeby. I kto tu jest teraz najlepszy, Karl, huh? - powiedział Nick odwracając się za siebie, gdzie znajdował się wyższy brunet. Patrzyli na siebie przez krótką chwilę, do momentu, aż Nick nie oderwał od niego wzroku lekko się rumieniąc i spojrzał się na Davidsona - Dobrze się czujesz? - zapytał.

- Nie wiem co dalej. Myślę o tym wszystkim i zastanawiam się do czego to prowadzi. - mówił brunet przecierając dłońmi swoją twarz. Zapadła między nimi chwilowa cisza.

- Muszę jechać na stację zatankować. Może pojedziemy teraz? - przerwał ciszę Karl zawieszając swoje ramiona, na ramionach Nicka patrząc przy tym na George'a.

- Możemy jechać. - odpowiedział najmłodszy, po czym wstał ściągając z siebie przyjaciela, który również wstał z kanapy, na której przesiedzieli całe południe. Teraz było około godziny 19:00. Oboje złapali dłońmi, za dłonie mężczyzny, który w dalszym ciągu się nie podnosił. Stawiał on opór lecz w końcu udało im się wyjść z domu. Wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę stacji, która znajdowała się kilka kilometrów dalej. Kiedy Sapnap razem z drugim brunetem rzucali sobie ukradkowe spojrzenia, Davidson obserwował krajobraz przez szybę jadącego auta. Jego głowa była pusta. Po prostu patrzył się, oglądał domy ludzi, których zna z widzenia i nie myślał o niczym. Kiedy dojechali na miejsce, całą trójką wysiedli. Najstarszy zaproponował, że pójdzie zapłacić za benzynę, co zdziwiło pozostałych dwóch lecz przystali nas jego propozycję. Karl dał mu pieniądze, a ten ruszył w stronę budynku. Chciał iść sam, a inni nie stawiali oporu. George jednak nie bez powodu chciał pójść bez nich. Zauważył w środku tego tajemniczego blondyna. W tamtym momencie nawet nie rozważał żadnych za i przeciw. Po prostu chciał z nim nawiązać jakąkolwiek interakcję. Nie myślał za dużo wchodząc tam sam. Nie wiedział co robi tam mężczyzna. Równie dobrze przecież może być nie związany całkowicie ze sprawą. Mógł iść za jego przyjacielem tylko dlatego, że mieszka niedaleko i po prostu wracał do domu swojej rodziny lub jego własnego. Teraz może być tutaj tylko, aby zapłacić za benzynę, tak samo jak George. Mógł przyjechać tu tylko, aby zatankować, a nie planować jakąś napaść na starego faceta przy kasie. Brunet przeszedł jeszcze po jednej alejce, nie spuszczając wzroku z tajemniczego blondyna, który stał przy chłodziarce na napoje. Chciał iść już do kasy trzymając w dłoni jednego batonika, a w drugiej wyjęte już pieniądze do zapłaty, kiedy poczuł, że coś na niego wpada. Brunet zachwiał się i w ostatnim momencie złapał się krawędzi jednego z regałów z produktami spożywczym, przez co baton wypadł mu z ręki i znalazł się na podłodze. Szybko okazało się jednak, że to co na niego wpadło, to nie było coś, lecz ktoś. Kiedy w dłoni, która była wystawiona w jego kierunku znajdował się Snickers, który był jego, spotkał się ze spojrzeniem szmaragdowych oczu. Chwilę później zauważył na twarzy mężczyzny piegi, które były na jego nosie oraz policzkach. Znajdował się dwa kroki od blondyna, na którego sam chciał wpaść lecz kiedy znalazł się obok niego, a sam mężczyzna patrzył się prosto na niego, znieruchomiał. Nie mógł się ruszyć. Może było to przez strach, może przez zdziwienie, a może z tego powodu, że zdarzyło się to tak nagle i szybko. Ostatecznie blondyn pstryknął mu palcami przed oczami i dopiero wtedy mrugnął wyciągając się z oniemienia.

- Twój baton. - usłyszał i spojrzał się ponownie na wyciągniętą w jego stronę dłoń. Przełknął ślinę i chwycił słodycz dotykając przy tym palców blondyna. Jego dłoń była ciepła w przeciwieństwie do niego. Dłonie George'a zawsze były zimne. Ponownie spojrzał się na twarz mężczyzny, którego na czoło opadały włosy koloru ciemnego blondu.

- Dzięki. - odpowiedział brunet trzymając już swojego batona lecz nie odwracając oczu od tych zielonych. Przypominały Davidsonowi coś przyjemnego oraz ciepłego.

- Sory, że na ciebie wpadłem, zagapiłem się. Nic ci się nie stało? - zapytał wyższy mężczyzna i położył na dosłownie sekundę, dłoń na ramieniu George'a. Niższego przeszły w tamtym miejscu ciarki. Nie miał pojęcia co się dzieję.

- Nie, dzięki za troskę. - odparł brunet. Blondyn uśmiechnął się w jego stronę i podszedł do kasy, zapłacił i wyszedł z budynku nawet nie oglądając się za siebie. Ciemnooki również zapłacił za to co miał i wyszedł. Wsiadł do samochodu dalej analizując to co się stało.

- Co ci tak długo zeszło? - zapytał Nick odwracając się za siebie patrząc na swojego przyjaciela. Było wiadome, że nie widział drugiego mężczyzny, który wyszedł  z budynku chwilę przed nim. 

-Wpadłem na kogoś. - powiedział i ruszyli. 

Morderca z ulic Brighton | DNFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz