Rozdział 19

497 66 8
                                    


Uchylił powieki i czuł na swoich plecach ciepło torsu blondyna, a na czubku głowy, jego oddech. Ręka była przerzucona przez talię, przy tym trzymała jego ciało blisko ciała Claya. Nie chciał przerywać tej chwili, więc starał się za bardzo nie kręcić, aby nie obudzić zielonookiego. Próbował ponownie zasnąć lecz to nie wyszło. Nie był pewny ile tak leżał, ale czuł się tak bardzo komfortowo oraz było mu tak wygodnie, że nie było to dla niego nudne. W końcu blondyn się przebudził i pierwsze co zrobił było długie ziewnięcie oraz przyciągnięcie George'a jeszcze bliżej siebie.

- Jak długo już nie śpisz? - zapytał zielonooki.

- Nie wiem. - wymruczał Davidson.

- Co chcesz dzisiaj robić?

- Poleżeć. - To zdecydowanie było to, czego pragnął dzisiaj brunet. Tego dnia chciał zostać w ramionach blondyna i oglądać telewizję. Chwilę po tym, jak Clay całkiem się wybudził ze snu, wstał oraz zrobił śniadanie. Wrócił do łóżka, w którym dalej leżał George i usiadł za nim. Ciemnooki oparł się o niego plecami, po czym razem jedli jedzenie oglądając przy tym jakiś program. Przeleżeli tak cały dzień, momentami wstając do łazienki lub po kolejną porcję pożywienia. Kiedy przez myśli George'a przebiegały słowa oraz sceny z filmów, które akurat oglądali, to w głowie Claya kłębiły się inne rzeczy. Ten dzień chciał spędzić wyłącznie z brunetem. Jedynie na niego chciał się patrzeć oraz trzymać w ramionach. Nie miał ochoty nigdzie wychodzić, ani z nikim innym rozmawiać. Nie przed tym co zamierzał zrobić później. Jeszcze nigdy jego plan nie skończył się fiaskiem, więc ten jego zdaniem również powinien się udać. Jednak z tyłu głowy miał przeczucie, że coś może się nie udać. Nie był pewny dlaczego akurat tym razem tak jest, lecz takowa myśl się pojawiła, i nie chciała odejść. Normalnie to by zapewne przełożył realizację swojego planu, ale on chciał mieć to już za sobą. Chciał w końcu zakończyć tą zemstę. Robił wszystko w pośpiechu, przemyślanie, ale szybko. Przed wyjściem z domu, jak i w pracy myślał o podpunktach, które przygotował. O tym co ma robić oraz jak. Przypominał sobie fakty, o mężczyźnie, którego zostawił na sam koniec. O mężczyźnie, który zawinił najbardziej. Ruszył samochodem po prawie pustych ulicach Brighton. Mijał niewiele ludzi, a zwłaszcza, kiedy wjechał na odpowiednią dzielnicę. Zaparkował w pustą drogę, do opuszczonego domu. Jego auto było prawie niewidoczne, przez otaczające je krzaki. Wziął potrzebne rzeczy i szedł chodnikiem, aż trafił na odpowiedni dom. Wszedł zgodnie ze swoim planem. Cicho, powoli oraz spokojnie. Serce nie przyspieszało bicia, nawet gdy na jego rękach znalazła się mieszająca krew dwóch osób. Męża i żony. Osób, powiązanych węzłem małżeńskim. Wszystko było tak jak zaplanował, oprócz jednej rzeczy, która stała się zaraz przed tym jak miał opuścić dom.. Pomimo jego kaptura, który dalej znajdował się na głowie, kiedy stał wyprostowany, widać było jego twarz,  George usłyszał głośny trzask drzwiami. Zerwał się na nogi, jak do jego uszu doszły głośne odgłosy oraz trzaski, jakby ktoś czymś rzucał. W przedpokoju, przy zamkniętych już drzwiach znajdował się Clay. Na jego rękach znajdowała się zaschnięta krew, i to była pierwsza rzecz, którą mężczyzna zauważył. Przez chwilę sparaliżowany obserwował jedynie duże, brudne dłonie, które kilka godzin temu przyciągały go do siebie. Po krótkiej chwili uniósł wzrok i widział jak łzy toczyły się z oczu blondyna, a jego postawa była taka nerwowa, a wręcz przerażona, zlękniona. Wyglądał jakby był zagubiony, jego wzrok tak szybko przemierzał ściany i na niczym nie mógł się skupić. Dłonie pokryte sporą warstwą krwi trzymały blond włosy o mało co ich nie wyrywając. Brunet w szoku podszedł do zielonookiego i złapał za jego ramiona zdezorientowany. Podejrzewał skąd wrócił mężczyzna, lecz nie rozumiał tego przerażenia, które widział w jego oczach, kiedy nawiązali pierwszy kontakt wzrokowy. Chwycił go delikatnie za policzki i zapytał:

- Co się stało? - Clay nie odpowiedział mu na jego pytanie. W każdym razie nie od razu i nie dosłownie. Przez chwilę obserwował ten uspokajający, ciemny odcień oczu Davidsona ale nie umiał się uspokoić, powoli tracił oddech. Opadł z wycieńczenia na kolana. Klatka piersiowa jeszcze nigdy nie unosiła oraz nie opadała w tak szybkim tempie. George kucnął obok niego ponownie układając dłonie na jego ramionach. Blondyn schował twarz w czarnej koszulce bruneta i czując jego zapach oraz obecność próbował unormować oddech.

- Spokojnie, Clay. - Jego imię zadziałało idealnie, ponieważ odgrywał moment jego wypowiedzenia, w głowie kilka razy. Starał się skupić jedynie na brzmieniu jego imienia w ustach Davidsona. Skupiał się również na dotyku dłoni, które zaczęły przytulać go do, jego zdaniem, kruchego ciała bruneta. Uspokajał się ale łzy nie przestawały spływać ani na sekundę, a jedynie było ich coraz więcej, że zaczął się powoli nimi dławić. Czuł mokrą plamę na koszulce George'a, która była spowodowana jego łzami.

- Nie chciałem. Ja nie wiedziałem. Naprawdę, nie wiedziałem. Przepraszam. - powtarzał. Ciemnooki nic z tego nie umiał zrozumieć. To jedyne słowa, jakie usłyszał od blondyna przez następne piętnaście minut. Nie przestawał ich powtarzać nawet kiedy mężczyzna zaprowadził go do łazienki. Ledwo stał na nogach, kiedy Davidson pomagał mu umyć ręce. Nie mógł patrzeć na wodę mieszającą się z krwią. Rozpłakał się jeszcze bardziej. Łzy nie przestawały lecieć nawet jak został położony we własnym łóżku, a brunet ułożył się obok niego. Przytulał blondyna i gładził go po głowie do momentu, aż ten nie zasnął. George również zapadł w sen lecz chwilę później. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie był ciekawy co się stało. Czy Clay reagował tak za każdym razem, po tym jak zabijał? Co mogło się stać? Doszło do niego co on w zasadzie robi. Pocieszał oraz uspokajał mordercę, po tym jak dokonał kolejnego zabójstwa. Zmywał cudzą krew z jego dłoni. Wstał z łóżka najostrożniej, a zarazem szybko jak tylko potrafił i pobiegł do toalety. Zwrócił zawartość swojego żołądka do toalety. Spojrzał na siebie w lustrze. Był obrzydzony. Co on wyprawiał? Wrócił do ciemnego pomieszczenia i spojrzał na śpiącego blondyna. Znał odpowiedź. Ona była równie chora, jak jego podejmowane decyzję, przez ostatnie kilka miesięcy. Robił to wszystko, bo kochał tego zabójcę. Zwyczajnie się zakochał. Zdecydowanie w nieodpowiedniej osobie. Nie mógł nic poradzić na swoje uczucia, więc jedynie wrócił na swoje wcześniejsze miejsce i zapadł w sen.

Morderca z ulic Brighton | DNFWhere stories live. Discover now