Rozdział 12

720 74 13
                                    

Upewnij się, że przeczytałaś/eś wcześniejszy rozdział



Jego podejrzenia się spełniły. Nie mógł zasnąć tej nocy. Było około trzeciej nad ranem, a jego oczy nie chciały się zamknąć. Powieki nie chciały opaść. Mózg nie pozwalał przenieść się do świata snów. Leżał patrząc się bezcelowo w sufit. Obraz nagiego ciała George'a nie umiał wyjść mu z głowy. Przynajmniej na chwilę nie mógł o nim nie myśleć. Obwiniał się. Cholernie się obwiniał i czuł obrzydzenie do samego siebie. Przecież on go porwał. Nie jest tu dobrowolnie tymczasem Clay, który zaczyna czuć zainteresowanie do jego osoby.

- To jest nienormalne - myślał blondyn - Jak mogłem dopuścić do czegoś takiego. Jaki ja jestem głupi, przecież ja go tu przytrzymuję, a teraz... - Jego mózg jakby się zatrzymał. Niemiłosiernie bolała go głowa od małej dawki snu. Przez otwarte okno do jego pokoju wkradał się zimny wiatr. Nie było jeszcze lata, więc noce były dość zimne lecz brak tchu i poczucie duszności sprawiały, że do pomieszczenia musiało dostawać się świeże powietrze. Przecież wcale nie miał zamiarów porywać mężczyzny. Na początku chciał dowiedzieć się o nim paru informacji. Jak pierwszy raz spotkał George'a w miejscu jego pracy nie wykazał nim żadnego zainteresowania. Kolejny zagubiony klient, pewnie przejezdny. Ale jedno nie pasowało mu w zachowaniu bruneta tego wieczoru. Zachowywał się dziwnie. Wyglądał jakby był zmieszany i co najmniej przerażony tym, że widzi zielonookiego. Nawet się wtedy nie znali. Chwilę przed tym jak Davidson wszedł do budynku, widział jak przyjechał na stację z dwoma innymi facetami. Prawdopodobnie jego znajomi. Jakimś dziwnym trafem okazało się, że jeden z nich to ten, za którym szedł kilka dni wcześniej. Kierował się wtedy do sklepu kiedy go spotkał, po prostu szedł w stronę, w którą kierował się Clay. W tamtym momencie, całkowicie nie świadomie dowiedział się gdzie mieszka George, i że nie mieszka sam. Wyraźnie pamiętał jak ciemnooki wyjrzał wtedy przez okno. Wyjrzał dwa razy. Słońce odbijało się w jego oczach, a dłonie były oparte o parapet. Gdy Clay spojrzał w jego stronę, ten szybko się schował. Blondyn wtedy wiedział, że coś jest nie tak, więc korzystając z okazji, kiedy był pewny, że mężczyzny nie było w domu, zajrzał do pomieszczenia, z którego tamtego popołudnia wyglądał mężczyzna, przez odsłonięte okno. Wtedy zobaczył tablicę, gazety rozrzucone po podłodze, zdjęcia rozłożone na biurku. Szybko uciekł stamtąd i już wiedział, że mężczyzna go ściga. Nie mógł być z policji, to było oczywiste sądząc chociażby po jego zachowaniu, więc musiał prowadzić śledztwo sam. Kiedy natomiast drugi raz spotkał go na stacji benzynowej, dalej niepewnego lecz odrobinę pewniejszego niż ostatnim razem, wiedział już wszystko. Widać było, że George go podejrzewa. Wiedział, że jest dalej niż federalni, gdyż miał głównego podejrzanego. Jego, Claya. Blondyn nie mógł dopuścić do tego, że brunet go wyda. Pierwszym nie przemyślanym ruchem było porwanie go. Całkowicie bez planu co zrobi z nim dalej. Działał wtedy pod wpływem chwili, nie dając po sobie tego poznać. W dalszym ciągu nie wiedział co z nim zrobić. Brunet spał w pokoju obok. Jedyne czego młodszy był pewny to tego, że nie może go wypuścić. Musi trzymać go jak najbliżej siebie. Powoli zaczynał się w tym gubić. Ciągle słuchał wiadomości, jak prezenterzy mówili, że możliwe jest, że przestał mordować, ponieważ od jakiegoś czasu nie znaleziono żadnej ofiary. To było kłamstwo. George był kolejną ofiarą. Nie mieli nawet pojęcia o tym, że młody Brytyjczyk zaginął. Nie zamierzał i nie zamierza skrzywdzić jego przyjaciół, ani nie chciałby skrzywdzić jego. George go nie wydał. Chęć zrobienia czegoś samodzielnie była w nim silniejsza niż zgłoszenie tego co wie na policję. Clayowi nie zostało dużo ofiar. Jego plan zakładał, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, to wyjdzie z tego cało, a sprawa mordercy z Brighton stanie się nie wyjaśnioną, gdyż nikt nie znajdzie winnego. Jednak pojawiły się komplikację, bo oczywiście Davidson się nim zainteresował. Clay przypuszcza, że musi mieć naprawdę nudne życie, aby interesować się morderstwami na tak wielką skalę. Zaczynał powoli bać się co będzie dalej. Nie miał planu co do bruneta, nie wiedział co z nim zrobić i to go właśnie przerażało. Dla niego jasne było, że jeśli ten ucieknie to wszystko powie policji i będzie po nim, chyba że udałoby mu się jakoś uciec albo zabiłby się w akcie desperacji przed ucieczką od sprawiedliwości. Najlepszym i najgorszym dla niego byłoby to, że zabiłby Brytyjczyka. Miałby z głowy problem. Dla niego nie byłoby to trudne zadanie. Schowałby ciało, a przed zabójstwem załatwiłby to, że jego przyjaciele myśleliby, że zostaje u rodziny i nie zamierza wracać. Na ten moment w tym planie pojawiają się jednak luki. Coś sprawiało, że nie chciał go zabijać. Nie był niczemu winny, po prostu ciekawski. Był całkowicie nie winny i coraz bardziej upewniał się w tym, że trudno byłoby mu to zrobić. Kiedy patrzył na niego kilka godzin temu, nie mógł oderwać od niego wzroku. Wydawał się tak delikatny. Jego skóra była bez skazy, a po zamordowaniu na jego ciele zostałoby wiele ran. Jego i tak już wystarczająco blada cera, byłaby jeszcze bardziej blada. Zimne dłonie, które kilku krotnie dotknął, byłyby jeszcze zimniejsze. Nie był pewien czy byłby w stanie go dotknąć. Wyglądał na takiego, którego by się lekko szturchnęło i rozbiłby się na tysiąc małych kawałeczków trudnych do scalenia z powrotem. Był jak porcelanowa lalka. Tak, właśnie tak Clay mógłby go opisać w dwóch prostych, krótkich słowach. Wstał z łóżka. Podłoga pod jego ciężarem lekko zaskrzypiała. Zaczął podążać w kierunku drzwi. Otworzył je i przeszedł na ciemny korytarz. Szedł nim do momentu, aż nie znalazł się pod drzwiami kolejnego, zamkniętego pokoju. Niepewnie złapał za klamkę i jak najciszej zaczął otwierać pomieszczenie. Było cicho. Okna były zasłonięte oraz zamknięte. Zamknął za sobą drzwi i spojrzał się w lewą stronę na zajęte łóżko. Był zakryty kołdrą, tak jak kilka godzin wcześniej. Podszedł bliżej i zaczął mu się wnikliwie przyglądać. Miał zamknięte oczy, a jego twarz wyrażała taki okropny spokój, jakiego jeszcze na nim nie widział. Ciemne włosy opadały mu na czoło. Clay lekko wyciągnął dłoń, aby je odgarnąć. Były miękkie w dotyku. Jego palce zjechały po jego skroni, przejechały na zarysowaną szczękę, na której pojawiał się zarost. Zabrał dłoń i usiadł przy biurku. Nie mógł zrobić nic innego niż po prostu patrzeć. Jego oczy nie opuściły bruneta choćby na chwilę. Skanowały każdy najmniejszy widoczny fragment jego ciała, którego nie zakrywała kołdra. Z każdą kolejną sekundą był bardziej przekonany, że nie mógłby nawet podnieść na niego ręki. Nie umiałby. Nie byłby w stanie. Patrzył się tak do momentu, aż jego powieki w końcu stały się ciężkie i zaczęły opadać.

Morderca z ulic Brighton | DNFWhere stories live. Discover now