13. 𝑵𝒊𝒆 𝒑𝒐 𝒅𝒓𝒐𝒅𝒛𝒆

Start from the beginning
                                    

- Dobrze.- zgodziła się.- Ale nie tutaj, jeśli można porozmawiać gdzieś w spokoju...

- Oczywiście. Zapraszam do mojego domu.- zaproponował, wiedząc, że jedynie tam tajemnice są bezpieczne.

Dziewczyna przystała na to, by móc się otworzyć bez zbędnych uszu. Usiadła na fotelu obok biurka w gabinecie Anthony'ego, a mężczyzna spokojnie zamknął za sobą drzwi i zasiadł na jej przeciw.

- Proszę więc mówić.- zachęcił ją wicehrabia.

Panna jednak milczała chwilę, zbierając myśli. Wiedziała, że jedno złe słowo może na zawsze skreślić jej relację z Colinem. Dlatego rozważnie składała zdania, wpierw pytając o to, co mąciło jej w głowie.

- Nim coś powiem, czy mogę mieć pewność, że nikt spoza tego domu nie pozna mojego sekretu? To dla mnie ważne, choć podejrzewam, że niedługo i tak się to wyda nie z pańskiej, ani mojej winy.

- Moje słowa wywołałyby skandal, a oboje tego nie chcemy.

- Racja.- przyznała, chwytając materiał sukni w nerwowym odruchu.- Moi...świętej pamięci krewni pochodzili z angielskiej rodziny szlacheckiej. Niestety nasz ród upadł wraz z gruźlicą, która zabrała moich najdroższych rodziców, brata oraz dziadków. Sama również zachorowałam, jednak z jakiś przyczyn miałam najmniej groźne objawy. Oni odeszli w bólu.- wyjaśniła, a Anthony oparł się głęboko o fotel, wymownie przykładając dłoń do ust

Był to wyraz jego rozmyśleń, jego zakłopotania, czy też współczucia.

- Od tamtego czasu jestem na świecie sama. Nie mam takiego domu, jak pański, ani pieniędzy, czy posagu. W pewnym sensie, jestem pospolitą panną, która bez pomocy życzliwych ludzi nie znalazłaby się na otwarciu sezonu, poszukując kogoś, kto zastąpi jej utraconą miłość bliskich. Nie chcę w ten sposób nikogo skrzywdzić, nie narzucam się też pańskiemu bratu, przeciwnie, zawstydza mnie fakt, że ze mną rozmawia. Wiem, ile wycierpiał w ostatnich sezonach, wiem, jak bardzo został zraniony, lecz... nie jestem tamtą kobietą, a i lord Colin nie jest tym samym człowiekiem, co wtedy, czyż nie?

- Zapewne.- mruknął jedynie zszokowany wyznaniem panny.

- Kocham pańskiego brata i mówię to szczerze. Nie chcę jego pieniędzy, czy życia w dostatku, a jego miłości, którą zapewne mnie również dąży.

- W to nie wątpię. Jednak miłość...- urwał.

Patrząc w jej zranione oczy, nie był w stanie dokończyć myśli. Chciał ją spławić, lecz w każdą sekundą spędzoną u jej boku rozumiał coraz bardziej, co urzekło w niej Colina. Jej dobroć, wielkie, waleczne serce i siła woli, która doprowadziła ją na salony, mimo braku pieniędzy. Ceniła w życiu rzeczy ponad majątek, jak i sam Bridgerton. Tego uczyła ich matka od małego. Ariadna z kolei doszła do tego sama.

- To nie zawsze pokona przeciwności.- jak najłagodniej przekazał swą myśl Anthony, a dziewczyna przytaknęła lekko głową.- Sądzę, że mój brat zasługuje na... coś więcej. Nie mam na myśli...

- Wiem, co masz, panie, na myśli.- przerwała mu panna.- Nie czuję się urażona, a wręcz zgadzam się z tobą. Lord Colin to wspaniałomyślny, życzliwy i bardzo inteligentny człowiek. Zasługuje na kogoś równego pańskiej siostrze, księżnej, albo pańskiej żonie. Nie na upadłą szlachciankę.

- To ma też swoje zalety. Lady Whistledown da ci spokój, jeśli znajdziesz innego kawalera, może lorda. Nie życzę ci źle, panno Aberdeen, nigdy bym nie śmiał po tym, co przeszłaś. Ale muszę dbać o honor rodziny.

- Doceniam twą szczerość, lordzie.- posłała mu lekki uśmiech, po czym wstała z siedzenia pokrytego wygodnym materiałem.- Dziękuję za rozmowę, ale powinnam już odejść.

- Oczywiście, odprowadze cię.

Istotnie oboje opuścili dawny gabinet Anthony'ego, kierując się powoli w stronę drzwi wyjściowych. Nikt z nich się nie odezwał, aż zatrzymał ich przy końcu korytarza głos.

- Ariadna?- spytał ze schodów Colin, na co dziewczyna nie czekała na pożegnanie starszego z Bridgertonów, ruszając ku wyjściu ze łzami w oczach.

Młodszy mężczyzna zbiegł po schodach w jej kierunku, unikając chcącego go zatrzymać brata.

- Ariadna!

- Colin, nie idź za nią.- złapał go za ramię Anthony.

- Co ona tu robiła? O czym rozmawialiście?

- O tym artykule.

- Jakim artykule?

- Lady Whistledown znów chce wplątać cię w kłopoty, bracie, nie mogłem pozwolić, by kolejna panna cię omotała.

- Oszalałeś?- oburzył się młodszy.- Nikt mnie nie omotał.

- A panna Thomson?

- To było dwa lata temu.

- I co? Od tego czasu nabrałeś dystansu? Chyba nie, skoro znów źle trafiłeś.

- Co masz na myśli?- spytał, a Anthony na chwilę zamilkł, by się zamyśleć.

- Jest zaręczona z kimś innym.

- Bzdura.

- Właśnie mi to oznajmiła. Odpuść więc sobie zaloty i zacznij szukać innej. Chętnie ci pomogę, jeśli masz taki zły gust.

- Nie wierzę ci. Znam Ariadnę, nie mogłaby... Nie bawiła by się moimi uczuciami.

- Może jednak jej tak dobrze nie znasz?

- Porozmawiam z nią.

- Nie, odpuść.

- Nie rozkazuj mi, bracie.- rzucił chłopak, po czym pognał przed dom, skąd pobiegł za powozem dziewczyny.

Hejaaa
Dodaje i liczę na wasze komentarze ♥️ też macie złamane serduszka po tym rozdziale?

Ps: jak wam się podoba czytelność rozdziałów (większe akapity)?

Aberdeen & BridgertonWhere stories live. Discover now