XXXIV

501 44 23
                                    

Wyszedłem z TBI i znalazłem pierwszą lepszą uliczkę, żeby zapalić. Usiadłem pod ścianą, zaciągając się dymem i myśląc nad słowami May. Ona żyła i naprawdę mnie nie odrzuciła. Ba, przytuliła mnie i pozwoliła sobie wyżalić. Nie mogłem jednak powiedzieć, że to najlepszy dzień mojego życia. Kingpin chciał, żebym zdobył dla niego części do budowy bomby atomowej, więc jeśli bym tego nie zrobił, za wszystko zapłaciłaby ciocia.

Oparłem głowę o zimną ścianę, przykładając papierosa do ust. Dlaczego to ja zawsze miałem pod górkę? Jak nie Stark, to teraz May. W zasadzie to dalej nie chciałem, żeby temu dupkowi stała się krzywda, ale liczyłem, że zapamięta sobie pobyt w tych podziemiach.

Moje uczucia ciągle mieszały się w niejasną całość. Wiedziałem tylko jedno. Wiedziałem, że nienawidzę Kingpina z całego serca, ale czy nadal potrafiłem kochać? To była dla mnie zagadka, mimo iż to ja powinienem najlepiej siebie znać.

- No kurwa - jęknąłem pocierając skronie.

Tak bardzo nie chciałem rozmawiać z miliarderem, ale było to chyba jedyne wyjście. Zagasiłem więc niedopałka i ruszyłem z powrotem do środka. Gość zza lady nie pytał mnie już nawet o hasło, bo przez miesiąc chodziłem za Kingpinem, jak na smyczy i wszyscy wiedzieli, że jestem pod jego całkowitą kontrolą.

Westchnąłem mijając po kolei biuro, salę treningową, miejsce Phila, a zarazem więzienie mojej ciotki i parę innych pomieszczeń. Z każdym z nich wiązała mnie jakaś historia, coś, co sprawiało, że byłem częścią tej chorej organizacji. Za pieniądze, które ukradłem, Kingpin budował swoje imperium i nie zamierzał przestawać.

Dotarłem do samego końca podziemnego kompleksu. Cele mieściły się właśnie tam, aby więzień, który próbowałby zbiec, musiał pokonać najpierw cały podziemny labirynt, żeby się wydostać. Dosyć skomplikowana procedura dla osoby, która nie siedziała tu całe życie, czyli nie dla mnie.

Stanąłem naprzeciw pomieszczenia, w którym wcześniej zamknąłem bruneta. Oparłem się o kraty i od razu poczułem ich zimno.

- Czego chcesz? - zapytał z taką obojętnością, że aż przeszły mnie ciarki. - Co, nagle zaczęło ci zależeć?

- Nie, po prostu myślałem, że...

- To mogłeś sobie myśleć - rzucił wstając i podchodząc do mnie. - Nie mam zamiaru słuchać tych twoich bredni.

- Jak zwykle próbujesz mi wcisnąć swoje racje, zanim wysłuchasz, co mam w ogóle do powiedzenia - prychnąłem. - Nie chciałem, żeby to wszystko zakończyło się właśnie w ten sposób. Naprawdę wolałbym, żebyśmy stali po tej samej stronie Starkuś.

- Jeżeli próbujesz mnie pozyskać, to marnie ci to idzie.

- Akurat to jest teraz najmniej ważne - popatrzyłem w jego zmęczone oczy i zamarłem na moment. Nie widziałem w tych tęczówkach takiej pustki od bardzo dawna.

- To co twoim skromnym zdaniem jest teraz ważniejsze? - zapytał poirytowany.

- A może to, że Kingpin zamierza cię wykorzystać do zbudowania bomby atomowej? - szepnąłem wkurzony, a zarazem przerażony. - Nie masz pojęcia, co on planuje. A jak już planuje, to zawsze mu się udaje.

I nagle padło pytanie, na które tak bardzo nie chciałem odpowiadać.

- To dlaczego mnie porwałeś?

Odwróciłem wzrok. Nie mogłem na niego patrzeć ze zżerającymi wyrzutami sumienia. Po chwili zorientował się jednak co kombinuje, więc postanowił się powtórzyć.

- Dlaczego Wrench?

To było zbyt spokojnie jak na niego. Wiedziałem, że próbuje grać na moich uczuciach odkąd tu przyszedłem.

WRONG ENEMYWhere stories live. Discover now