XIX

619 66 45
                                    

Z niemałym stresem poruszałem się za ciężarówką. Wiedziałem, że jeśli ktoś zdobędzie moje DNA, stanę się poszukiwany i wpiszą mnie na listę przestępców. Kingpin by mnie zabił i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.

Starałem się ułożyć sobie wszystko w głowie, żeby znaleźć możliwe rozwiązanie tej sytuacji i wyjść z tego dosyć niedostrzegalnie, ale zwyczajnie nie dałem rady. Przez zbyt wielki poziom adrenaliny we krwi, widziałem tylko jedno wyjście. Totalna rozpierdówa - to było to coś. 

Wiedziałem, że transport ma się zakończyć przy muzeum w centrum miasta, co nie wróżyło dla mnie najlepiej, ale miałem plan.

Postanowiłem upozorować wypadek, żeby nikt nie chciał mnie nawet o cokolwiek podejrzewać. 

Wypuszczałem kolejne sieci, będąc coraz bardziej pewnym swoich zamiarów.

Kiedy ciężarówka zatrzymała się na czerwonym świetle, przeanalizowałem jeden z dłuższych odcinków na jej trasie. Na szybko obliczyłem, że na tym najdłuższym osiągnie prędkość około dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę.

Stwierdziłem, że jeśli uda mi się podłożyć coś ostrego pod oponę w szczytowym momencie, ta pęknie i spowoduje dosyć dużą kraksę (tego się nie wyklepie).

Tylko czy to nie sprawi, że stanę się mordercą? A jeśli poduszki powietrzne nie zadziałałyby w odpowiednim momencie? Nie da się przecież przewidzieć konsekwencji, które mogły nastąpić po tym, co zamierzałem zrobić.

Zastanowiłem się jeszcze przez chwilę, czy jestem na to gotowy, po czym przegoniłem eskortę wraz z tirem, przycupnąłem blisko miejsca, gdzie według moich obliczeń transportowiec powinien osiągnąć szczytową prędkość i rozpoznałem się w rodzaju podłoża, wraz z możliwymi wybrzuszeniami terenu.

Ustaliłem, że położę ostrze w miejscu obok większej górki, gdzie będzie przejeżdżała ciężarówka. Wtedy szanse na wypadek jeszcze bardziej wzrosną. 

Zacząłem odliczać czas do przejazdu. Idealnie parę sekund przed otworzyłem swoją broń, zawiesiłem się na sieci i zostawiając ostry przedmiot w wyznaczonym miejscu, wyrzuciłem się w powietrze lądując na budynku po drugiej stronie.

Teraz już nie było odwrotu. Patrzyłem, jak tir najeżdża na moją pułapkę i wpada w zamęt.

Spojrzałem na chodniki i jezdnię. Wszędzie wokół było pełno wystraszonych i uciekających ludzi. Kiedy kierowca stracił już całkowicie panowanie nad kierownicą, otworzył drzwi do pojazdu i wyskoczył z niego, pozostawiając na pastwę losu. Wszyscy z aut na zagrożonym torze zdążyli już uciec, więc ciężarówka zderzyła się w końcu z którymś z nich i zaczęła koziołkować, zgniatając przy tym wszystko na swojej drodze.

Trochę przeraziłem się swoim zachowaniem, jednak nadal patrzyłem na niszczące skutki wypadku. Krzyki, płacze i odgłosy miażdżenia sprawiały, że mój pajęczy zmysł wariował.

Nagle nad miejscem tej kraksy pojawił się Iron Man, który zatrzymał obracającą się wciąż ciężarówkę. 

Po tym wyczynie wylądował na ulicy i zaczął sprawdzać, czy ludziom wokół nic się nie stało. Jak zwykle wyszedł na bohatera, a ja uniknąłem kłopotów. Może nawet nikt się nie zorientuje, że ukradłem ten cały naszyjnik?

Jednak nie to mnie teraz najbardziej obchodziło. Zacząłem nasłuchiwać i przyglądać się uważnie dalszemu obrotowi sytuacji. Przyjechało pełno służb ratowniczych, które zajęły się wypadkiem.

- Na szczęście nikt nie zginął - powiedział Iron Man, który już czwarty raz sprawdzał miejsce katastrofy. - Możecie jeszcze znaleźć kogoś przygniecionego albo zmiażdżonego pod autami, ale FRIDAY nigdy się nie myli.

WRONG ENEMYOnde histórias criam vida. Descubra agora