XIV

811 71 44
                                    

~Peter Parker~

Od razu, gdy miliarder opuścił moje mieszkanie, ogarnęło mnie dziwne poczucie smutku. Naprawdę zawało mi się przy nim, że mam rodzinę, że ktoś mnie kocha.

Musiałem niestety wyrzucić tą myśl z głowy. Może i czas spędzony ze Starkiem, był najlepszym, jaki mogłem sobie wymarzyć, ale on nadal pozostawał moim wrogiem. Staliśmy po przeciwnych stronach barykady i to nas rozdzielało. 

Westchnąłem ciężko i podciągnąłem swoją koszulkę do góry, by móc ją powąchać. Pachniała drogimi perfumami, których używał miliarder. 

Właśnie wtedy przypomniałem sobie, że o piątej muszę pojawić się w TBI i przedstawić Kingpinowi plan, którego w rzeczywistości wcale nie chciałem wykonywać. Bynajmniej już nie. 
Spojrzałem na zegarek, a że wybiła dopiero dziesiąta, stwierdziłem, że pora wrócić na ziemię i zacząć z powrotem zarabiać. Wkroczyłem do łazienki i znów stanąłem pomiędzy syfem, który stworzyłem, w poszukiwaniu stroju. 

Po przebraniu się w mój czarny kostium ze spantexu, zabrałem telefon, broń, parę paczuszek dragów, wraz z moimi ulubionymi szlugami. Wyskoczyłem z okna i wystrzeliłem pierwszą sieć.

Mogłem się poruszać bez większego bólu, więc postanowiłem poćwiczyć parę akrobacji. Salta szły mi całkiem nieźle, tak jak beczki i śruby. Zadowolony z siebie przemierzałem miasto, gdy poczułem, że w moją stronę coś leci. Chciałem to złapać, jednak zbyt wolno zorientowałem się, że coś mi zagraża. Jedyne, co zapamiętałem, to igła, która wylądowała w mojej szyi. Zacząłem spadać w dół, ale od upadku uchroniły mnie czyjeś umięśnione ręce. Potem straciłem kontakt z rzeczywistością.

Obudziłem się na mało wygodnym łóżku. Wszystko mnie bolało, a dodatkowo miałem wrażenie, że za chwilę moja głowa wybuchnie. Podniosłem się do siadu i dokładnie przeskanowałem otoczenie ulepszonym wzrokiem. Byłem w TBI.

Odetchnąłem z ulgą i wstałem z pryczy, ale zakręciło mi się w głowie, więc usiadłem na niej z powrotem. Przymknąłem powieki i zastanowiłem się, co się właściwie stało? Przecież gdyby Kingpin chciał mnie widzieć, napisałby SMS-a.

Trzepnąłem się porządnie w głowę i otrząsnąłem się z pod wpływu dziwnej substancji, która nadal krążyła po moich żyłach.

- Za chwilę zrobisz sobie krzywdę - zaczął opanowanym głosem szef. - Lepiej się połóż.

- A od kiedy cię w ogóle obchodzę? - zapytałem z wyrzutem. - I dlaczego nie napisałeś po prostu wiadomości, żebym się pojawił?

- Po pierwsze obchodzisz mnie odkąd się tu pojawiłeś, a po drugie ostatnio coś nie odpisujesz na SMS-y - odparł i wyłonił się z cienia.

Nie był wkurzony, a raczej rozczarowany.

- Mam przynajmniej plan - rzuciłem.

- Tak? A jaki?

- No bo...

- Dobra gówniarzu. Lepiej nic nie mów.

Poczułem, jak serce zaczyna mi przyspieszać. Bałem się.

- Ale dlaczego? - wyjąkałem i skarciłem się za to w myślach.

- Trzeba było trzymać się z dala od Starka - oznajmił spokojnie i podszedł do mnie. - A ty, nie dość, że pozwoliłeś mu się do siebie zbliżyć, to jeszcze odwiedzić w swoim własnym mieszkaniu. Nie wychowałem cię na słabą ciotę, więc dlaczego tak zmiękłeś?

Widocznie czekał na moją odpowiedź, jednak milczałem. Nie wiedziałem, jak mu na ściemniać, żeby mi w to uwierzył.

- Co, zabrakło ci języka? Tobie, pyskatemu, wygadanemu Wrenchowi?

WRONG ENEMYUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum