I

1.3K 91 64
                                    

Ścisnąłem walizkę pod pachą, żeby upewnić się, czy na pewno ją mam. Dokończyłem palić, a niedopałka zgniotłem na ziemi, tak jak zawsze. Tu nie musiałem dbać o maniery.

Przetarłem twarz ze znudzeniem i zapukałem do drzwi. Wiedziałem, że muszę to zrobić, żeby okazać choć odrobinkę szacunku do szefa, który nie czarując się, stał wyżej w hierarchii.

- Proszę - usłyszałem niski głos dochodzący zza ściany.

Z tonu Kingpina ciężko było cokolwiek odczytać. Nigdy nie można było go rozgryźć po kierowanych do mnie wypowiedziach, więc rozpracowałem jego gesty.

Kiedy był zły, zakładał ręce za plecy, drapał się nerwowo po wierzchni dłoni, czy obracał coś w palcach. Rzadko spotykałem u niego coś w rodzaju radości. Miał wtedy pogodniejszy wzrok i stał w rozkroku, a jeśli w danym momencie siedział, opierał brodę na pięści.

Najczęściej jednak u Kingpina dominowała obojętność. Wtedy zachowywał się normalnie, czasem nawet nad zbyt zwyczajnie.

Chwyciłem za klamkę i nacisnąłem na nią, uchylając wrota do jego podziemnego biura. W mieście miał ich może jeszcze ze cztery i każde w innej części.

- Kogo widzą moje oczy! - zaczął równie obojętnie co wcześniej. - Wrench z moim klejnotem koronnym.

- Ta, mam go - rzuciłem, kładąc walizkę na biurko.

Szef był usatysfakcjonowany z mojej pracy. Wiedziałem o tym w duchu, mimo iż osobiście by się nie przyznał.

Chciał już złapać za pakunek i otworzyć go pospiesznie, lecz jak zazwyczaj zrobił to powoli, z niesamowitym opanowaniem.

Obejrzał diament ze dwadzieścia razy, za nim prychnął zadowolony i odłożył przedmiot z powrotem.

- Spisałeś się Wrench.

- Jak zawsze - odparłem i oparłem się o biurko. - Kiedy będę miał następną misję?

- Już wkrótce. Tym razem szykuje dla ciebie coś specjalnego, tylko będziesz musiał potrenować - powiedział beznamiętnie.

- Zawsze muszę trenować. Mam już tego serdecznie dość - westchnąłem. - Po za tym, czy kiedykolwiek się na mnie zawiodłeś?

- Nigdy, ale mogę się jeszcze zawieść. Przyszłość jest nieprzewidywalna, a jeśli mówię, że to coś dużego, to mnie posłuchaj. Na razie nie dowiesz się o żadnych szczegółach misji, lecz wkrótce do ciebie zadzwonię. Zrozumiałeś?

- Tak szefie - odparłem, chociaż kusiło mnie, żeby mu zaprzeczyć.

Pierwszy raz Kingpin nie powiedział mi otwarcie o co chodziło, jednak nie warto się sprzeciwiać potężnemu szefowi szajki. Każdy mądry, pracujący u tego człowieka wie, że jemu nie można stawiać oporu. Nawet najmniejszego.

Trzymał całą mafię w garści i wszyscy co byli pod nim w hierarchii, nie mieli prawa głosu.

Czasem podburzyłem się albo napyskowałem mu prosto w twarz, jednak ja znajdowałem się w nieco innej sytuacji. Pracowałem u Kingpina ze względu na moje umiejętności i zwinność, którą posiadałem od dziecka.

Odwróciłem się w stronę szefa i spojrzałem mu w oczy, opierając ręce na biurku.

- Gdzie zapłata? - spytałem szybko

- Nie dzisiaj. Dostaniesz swoje pieniądze, jak nauczysz się posłuszeństwa.

Momentalnie się we mnie zagotowało.

- Wykonałem zadanie, więc chcę dostać tą pierdoloną gotówkę. Wiesz, że mam czynsz.

- Zacznij się wyrażać Peter.

WRONG ENEMYWhere stories live. Discover now