Balladyna w teatrze STU - recenzja

140 3 2
                                    


,,Balladyna" - jeden z najbardziej znanych polskich dramatów romantycznych, kultowa opowieść, wielokrotnie wystawiana i przerabiana. Ja miałam przyjemność zobaczyć inscenizację przygotowaną przez krakowski teatr STU.

Historię wiejskiej dziewczyny, która zabija rodzoną siostrę, aby wyjść za bogatego rycerza, a potem dokonuje kolejnych zbrodni w drodze do władzy, zna chyba każdy. Wersja STU jest jednocześnie dość klasyczna i mocno innowacyjna. Zaczyna się jak u Słowackiego - graf Kirkor obiecuje Pustelnikowi (którym jest wygnany król Popiel III) odzyskanie dla niego korony, jednocześnie planując ślub z prostą wieśniaczką, gdyż ta podobno ma być wierniejsza i bardziej oddana niż szlachcianka. W tymczasie królowa Gopła, nimfa Goplana zakochuje się w wiejskim pijaku Grabcu, ale ten odrzuca ją dla tytułowej Balladyny. I tutaj zaczyna się prawdziwy dramat, ponieważ Goplana w połączeniu z Pustelnikiem zaczyna planować nie odciągnięcie Balladyny od Grabca, ale brutalną zemstę na dziewczynie.

 I tutaj zaczyna się prawdziwy dramat, ponieważ Goplana w połączeniu z Pustelnikiem zaczyna planować nie odciągnięcie Balladyny od Grabca, ale brutalną zemstę na dziewczynie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wersja teatru STU nie jest tak ,,modernistyczna" jak niektóre inscenizacje, gdzie Goplana jeździ na motorze, a Alina jest kreowana na call girl. Jeśli chodzi o realia, przypomina mi to wizję, która musiała siedzieć w głowie Słowackiego - świat jest kreowany na dawne słowiańskie plemiona, mamy oczywiście nie do końca zgodne z historią kostiumy, ale też nie współczesne. Inne jest ukazanie samej bohaterki, która nie jest już okrutną, wyrachowaną zbrodniarką, ale kimś w rodzaju Elektry Eurypidesa - nieszczęśliwą, zranioną dziewczyną, która staje się zabawką w cudzych rękach i atakuje na oślep, chociaż rozumie ciężar zbrodni i jest nim przytłoczona. Czarnymi charakterami są tu Pustelnik, Goplana i Wdowa - nadal mamy więc motywy zemsty, żądzy władzy i mordu, ale już nie z perspektywy Balladyny. Ona i jej siostra są tu raczej ofiarami. Jest to nowe, świeże spojrzenie, ale jednak nie zatraca ono klimatu romantyzmu i dramatu Słowackiego.

Zanim przejdę do aktorów i postaci, wypada powiedzieć coś o stronie technicznej realizacji. Scena STU różni się od wielu teatrów tym, że znajduje się nie naprzeciwko widowni, ale pośrodku, jest otoczona fotelami. Daje to zupełnie nowe możliwości i sprawia, że widzowie czują bliskość z aktorami. Co więcej - widoczność jest naprawdę dobra i ja, siedząc na balkonie, widziałam wszystko bardzo dobrze i mogłam śledzić mimikę obsady.

,,Balladyna" zachowuje tekst Słowackiego, chociaż chwilami jest on przerabiany, aby pasować do nowej wersji fabuły. Jest też wzbogacona o folkowe piosenki, które nie są częścią fabuły jak w musicalach, ale są dodatkiem do niej, tworzą klimat i chociaż na pierwszym miejscu jest tu aktorstwo, to muzyka naprawdę wzbogaca całość, a wykonania są naprawdę dobre (szczególnie aktorka grająca Alinę wypada świetnie). Nie ma tu bardzo rozbudowanej choreografii, ale jest kilka ciekawych układów i sugestywnych ruchów, które bardzo dobrze wpisują się w całość, a nad którymi czekała Katarzyna Anna Małachowska. Scenografia Katarzyny Wójtowicz jest bardzo ascetyczna - nie ma tu wielu miejsc i rekwizytów, jedynie symbolizowane przez kolumny drzewa w lesie, stołek w chacie Pustelnika oraz krzesło będące tronem dla Balladyny. I mimo że sztuka Słowackiego z pewnością daje duże pole do popisu, jesli chodzi o ukazanie świata, tak skromna scenografia w ogóle mi nie przeszkadzała - była bardzo symboliczna i skłaniała do samodzielnego wyobrażania sobie tego, czego nie widać, dawała aktorom pole do popisu, bo to oni są na pierwszym planie, a do tego wprowadzała sporo mroku i surowości. Myślę, że wielu scenografów mogłoby uczyć się od pani Wójtowicz, jak wykorzystywać minimalizm dobrze.

Shitpost musicalowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz