17. Plan wycieczki

293 19 2
                                    

- Jaaa już nie piję. – Nat opadła na kanapę obok Belle pół godziny później, kiedy Stark zarządził małą przerwę. Dochodziła dwudziesta druga, ale impreza dopiero zaczynała się rozkręcać. W tle dało się słyszeć I like to move it, move it.
- Czy ty widziałaś, co się właśnie stało?
- Chodzi o Steve'a? To cicha woda, jak widać. – Nat, mimo swoich wcześniejszych zapewnień chwyciła za butelkę z piwem na stole i ją przechyliła. Belle poczuła przez moment ukłucie zazdrości. – Ale nie, nie miał sposobności, żeby pochwalić się swoimi umiejętnościami.
- Cóż, zaskoczył na plus.
- Co to miało być wcześniej z Wilsonem?
Blondynka wywróciła oczami, wiedząc, do czego pije była szpieg.
- Okroję do minimum, dobra?
- Słucham.
- Całowałam się z Rogersem. – odparła jak najciszej. Widząc minę Natashy, uniosła palec, - Pary z ust. I tak za dużo osób już wie.
Ruda wydała z siebie zduszony chichot, ale nie skomentowała tego żaden sposób. Dopiero kiedy dostrzegła na horyzoncie Rogersa, kiwnęła z uznaniem głową i odeszła do baru, łamiąc całkowicie swoje wcześniejsze postanowienie.
- Żyjesz?
- Jakoś.
Steve usiadł obok niej, nonszalancko opierając ramię za jej głową.
- Przepraszam, że to poruszę, ale dowiedzieliście się czegoś?
No i nastrój szlag trafił.
Westchnęła, zakładając ręce. Przez dosłownie kilka sekund zaczęła się zastanawiać, czy trzymanie w tajemnicy wszystkiego, co przyniósł Wilson, jest opłacalne. I tak się dowiedzą prędzej czy później.
- Owszem. – odparła, patrząc się na stolik. Oparła na nim prawy obcas. – Tylko jest tego na tyle dużo, że nie ma sensu o tym zaczynać.
- Możesz jaśniej?
- Holder jest kontynuacją innego projektu. – odparła. – Strucker i inny naukowiec wcześniej stworzyli od zera armię super żołnierzy. Wyhodowali zarodki, jak na farmie, żeby potem poddać je innym eksperymentom. – dodała, zamyślając się. – Jutro ci to wyjaśnię do końca, z resztą, powinnam wam wszystkim to pokazać.
- To dlatego poszłaś z Wilsonem do ambulatorium?
Zapomniała, jaki ten facet był inteligentny i spostrzegawczy. Czasami ją to doprowadzało do jawnej kurwicy.
- Wiesz, widzę, kiedy on kłamie. Z resztą nie wiem, czy zapomniałaś, ale badałaś go już dwa tygodnie temu, kiedy wrócił z jednego zadania. – uśmiechnął się Rogers, popijając whisky ze szklanki. – Wiem, że coś ci przyniósł, bo widziałem, jak Natasha kilka razy rozmawiała z kimś po rosyjsku przez telefon, a nigdy tego nie robi, jeśli nie chce czegoś ukryć.
- Pokażę wam, ale najpierw sama muszę przez to przebrnąć. – odparła, chcąc uciąć temat. – Te informacje dotyczą mnie bezpośrednio, więc wybacz, ale poczekasz.
- Niech ci będzie. To jak? Ile ci nagadał o mnie przy barze?
Przez moment nie wiedziała o co i o kogo mu chodzi, ale potem zachichotała.
- A, zdradził mi tylko twoje pikantne szczegóły z twojego życia łóżkowego.
- W co nie powinnaś wierzyć.
- Naprawdę? Czyli to, że lubisz francuskie koronki, to nie prawda? – spytała, pochylając się w jego kierunku. Steve poczerwieniał, ale nie odpowiedział. – Czyli mówił prawdę.
- Każdy coś lubi, nie? Ty też pewnie masz swoje za uszami.
- To i owo. – prychnęła, ośmielona nagle. – Ja wolę kajdanki i pejcze.
Mówiąc to, złapała go mocno za udo, nieco powyżej kolana. Chrząknął, wyraźnie skrępowany, a ona odkryła swoją nową pasję. Uwielbiała patrzeć, jak Steve robił się cały czerwoniutki i zakłopotany, czuła wtedy jakąś chorą satysfakcję, że nie tylko on może ją owinąć wokół palca.
- Idę po drinka. – odparła, wspierając się na jego nodze, a potem odeszła do blatu, wiedząc doskonale, że powiódł za nią wzrokiem.
Złapała za butelkę Pepsi, lejąc do szklanki znaczną ilość. Potem chwyciła za butelkę wódki.
Cały ten czas nie przerywała z nim kontaktu wzrokowego.
Złapała za rąbek swojego sweterka i ściągnęła go przez głowę, pozostając w białej podkoszulce, wpuszczonej w spodnie. On za to ściągnął brwi, obracając się w jej kierunku. Oparł głowę na skrzyżowanych ramionach, a jego oczy ciskały błyskawice, i to wcale nie takie spowodowane złością.
Oj, to się robiło coraz cięższe. Faktycznie nic więcej oprócz przyjaźni między nimi nie było, przynajmniej na razie. Za to co innego, jeśli chodziło o to chore pożądanie. Cieszyła się, że nie mogła się upić, inaczej już od jakiejś godziny byłaby z nim w jego łóżku.
Albo w jej.
Albo na siłowni.
Albo w łazience. O, tak. Pod prysznicem.
- Idziesz?
Zerknęła na bok, widząc Nat. Machała dyskretnie paczką papierosów, ukrytą pod połą jej kurteczki. Spojrzała jeszcze przelotnie na Rogersa, a potem znowu na rudą.
- Idę, bo jak boga kocham, zaraz go przerżnę. – westchnęła, zabierając ze sobą szkło.
Tony zadaszył i uszczelnił taras, robiąc z niego na okres jesieni coś w rodzaju oranżerii. W dalszym ciągu jednak można było uchylać dodatkowe okna, ciesząc się świeżym, choć nie tak ciepłym powietrzem.
Romanoff zgarnęła krzesło spod barierki i je odwróciła, siadając na nim okrakiem. Belle rozsiadła się na dużym fotelu i założyła nogę na nogę. Zapaliły po używce, przez chwilę się nie odzywając, za to lustrując się nawzajem.
- Dolara za twoje myśli.
- Wilson ci już pewnie mówił, co znalazł.
- Owszem.
- Widziałaś?
- Widziałam.
- Wszystko?
- Wszystko.
- Cudownie. – ruda zaciągnęła się mocno, a potem puściła dym w stronę uchylonego, szklanego panelu. – To kiedy jedziemy na wycieczkę?
- Jaką wycieczkę?
- Jeśli myślisz, że to wszystkie akta, jakie tam były, to się grubo mylisz. – rzekła Romanoff z tajemniczym wyrazem twarzy. – Tarcza odkopała tylko to co było pod pierwszą warstwą gruzu. Nie wierzę, że to cała dokumentacja z tak złożonego procesu.
- Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
- I? I tak mam już tam całą lożę VIP.
Belle się zaśmiała, zerkając na resztę osób w salonie. Potem, z zagadkowym wyrazem twarzy pochyliła się ku byłej szpieg.
- Musimy to zrobić pod przykrywką. Tylko we dwie. – rzekła. – Nie chcę w to plątać ani Tony'ego, ani Kapcia. Wiesz dobrze, że to dalej może być monitorowane.
- Już to sprawdziłam. Nic więcej niż kilka kamer przemysłowych. To istna ruina.
- To dalej o kilka za dużo.
- Jest wejście od tyłu. Kiedyś to była fabryka jakichś części. Cały kompleks, gdzie przeprowadzano badania, jest pod spodem.
- Wielopoziomowe laboratorium?
- Coś w tym stylu. Istny labirynt z wieloma szafeczkami i aktówkami.
- Musimy tylko wymyślić jakiś powód, dla którego nas nie będzie.
- To jest najmniejszy problem. Ważne tylko kiedy?
- Wolę się zabezpieczyć. – rzekła blondynka. – Tony na dniach ma zrobić mi strój. Wiem, że mam umiejętności, jakie mam, ale nie chcę potem się kisić w wieży i czekać aż mi wróci trochę siły.
- Czyli ustalone. – Wdowa pstryknęła w filtr papierosa i ponownie się zaciągnęła. – Ja załatwię transport, a im się powie, że lecimy na chwilę do stolicy. Tony nawet nie zadaje pytań, jak mówię, że z czyjegoś polecenia.
- Żeby tylko Rogers się nie dowiedział. Nie chcę mieć potem kolejnej pogadanki.
- Czego oczy nie widzą, to wiesz.
- Jakbyś go nie znała.
- Oni dalej mają ciała tych dzieci. – rzekła poważnie Nat. – Sebastian z departamentu mnie tam zaprowadził. Jedno wielkie gówno. Wszystkie w słoikach, zakonserwowane jak ogórki. Zmienione, zmutowane...
- Myślałam, że wszystkie uległy...Narodzeniu. Wiesz o co mi chodzi.
- Wygląda na to, że nie. Seb mówił coś o długotrwałym działaniu tego świństwa, coś o mutacjach.
- Pewnie obserwowali jak wpływa na ciało, kiedy dalej jest szczelnie odizolowane. – Belle westchnęła, opierając się z powrotem. – Wiesz co? Czasami się zastanawiam, czy Tarcza i Hydra to nie jedno i to samo.
Nat prychnęła, zaczynając się podśmiewywać.
- Parę miesięcy temu okazało się, że tak. – rzuciła, popijając piwo. – Sama przecież wiesz. To co znalazłam to pozostałości. Z jednej strony powinniśmy wszyscy dziękować Tarczy, że zlikwidowała to wszystko. Teraz zostałaś tylko ty i Rivers, a pomyśl, co by było, gdyby po świecie biegało trzystu takich? Oczywiście, nie obraź się.
Belle machnęła ręką, podpierając potem na niej głowę.
- Rozpierdol, to, co by było. – westchnęła. – Ja sama dysponuję potężną mocą, nawet nie wiem, jak dużą. Rivers jest w powijakach, a co dopiero reszta.- Cóż, tego się już nie dowiemy, na całe szczęście. – rzekła Natasha i wyrzuciła niedopałek przez otwarte okno. Oparła podbródek na skrzyżowanych rękach. – Porozmawiajmy za to o pewnym osobniku, który zaraz się tu przebije przez szybę.
- Mówisz o Stevenie?
- A o kim innym?
- A o czym chcesz porozmawiać?
- Pomijając fakt, że obrobiłaś mu tyłek z Wilsonem, fakt, że mało co nie przeleciał cię, jak tańczyliśmy i nie rzucił się na ciebie przed chwilą na kanapie, nawet ładnie razem wyglądacie.
- Proszę cię. – zaśmiała się blondynka, biorąc łyka napoju. – Już ci mówiłam, nic nie ma.
- Nie? A mam go zawołać?
- Siedź, gdzie siedzisz, ruda małpo. – syknęła Belle, grożąc jej palcem. – Tutaj mam chociaż chwilę spokoju. Naprawdę ciężko jest przy nim wytrzymać, wiesz?
- Wiem, o czym mówisz. Zdarzyło mi się go pocałować w ramach dywersji i mogę przybić ci piątkę.
- Co proszę? – zaśmiała się lekarka, poprawiając pozycję.
- Tak tylko mówię. – wzruszyła ramionami ruda. – Ja na twoim miejscu bym się nie przeciwstawiała, zwłaszcza, że i ty i on macie pożar w majtkach.
Dochodziła druga, kiedy wyszła z łazienki, owinięta w krótki, puchaty i czarny szlafrok. Przez moment rozglądała się po pomieszczeniu, szukając swojego telefonu. Zdała sobie sprawę, że musiała zostawić go w salonie.
Psiocząc pod nosem na swoją nieuwagę, wyszła z pokoju, szczelniej owijając się elementem garderoby.
Kiedy wychodziła z korytarza, musiała uważać, gdzie idzie. Gdyby włączyła teraz światło, reszta zabiłaby ją za pobudkę bez powodu, zwłaszcza, że drzwi do pokojów były bardziej przeszklone niż cokolwiek zakrywały.
Jęknęła, kiedy trafiła palcem w nóżkę od komody. Przeczesała potem po omacku cały salon, ale nigdzie nie znalazła telefonu.
- Czyli kuchnia.
Powoli weszła po czterech, niezbyt stromych stopniach i już miała wejść do środka, kiedy we framudze zderzyła się z wyższym od niej, zwalistym kształtem. Miała już upaść na tyłek, ale czyjeś ręce ją złapały i pociągnęły w przód.
Uderzyła brzuchem i klatką piersiową w czyjś umięśniony, twardy korpus. Duża dłoń wsunęła się na jej szyję, a czyjeś usta zamknęły jej buzię w gwałtownym, gorącym pocałunku.
Doskonale znała te wargi, więc nie wahała się złapać ich właściciela za kark i przyciągnąć go bliżej siebie. Z nieznaną dla siebie zachłannością oddawała ten pocałunek, starając się nie wykraczać poza bezpieczne granice.Mężczyzna złapał ją w pasie, obrócił ich. Uderzyła plecami w twardą, zimną ścianę, wypuszczając z ust wstrzymywany oddech, a kiedy poczuła, jak jego usta znaczą drogę od jej szczęki, przez szyję, do obojczyka, jęknęła.
Tak, to zdecydowanie był sen. Cholernie dobry sen.
Objęła jego ramiona, odchylając głowę w tył. Miał tak miękkie, lejące się w dotyku włosy. Zapach który go otaczał, uderzał jej do głowy jak jeden z lepszych alkoholi.
Ściągał powoli szlafrok z jej ramion, a w ślad za jego palcami szły jego wargi. Kiedy ugryzł jej skórę na barku, przeszły ją dreszcze. To się nie działo naprawdę!
Zgięła bardziej ręce w łokciach, przez co zmuszony był oderwać się od jej skóry. Nie widziała dokładnie jego twarzy, ale złapała go za policzki, chcąc się odwdzięczyć.
Można powiedzieć, że go zaatakowała. Na początku nie nadążał za jej wargami i językiem, ale kiedy złapał rytm, myślała, że serce wybije jej drogę na zewnątrz przez mostek.
Oderwała się od niego, łapiąc za brzeg jego koszulki. Jednym ruchem zdjęła ją z niego, a on zaczął rozwiązywać pasek od jej szlafroka.
Złapała go za ręce, kręcąc niemo głową, nie dając mu pozwolenia na posunięcie się dalej.
Kolejny pocałunek tylko wzniecił ten okropny, nie dający się zdusić ogień. Próbowali się wzajemnie przeniknąć, dopóki on nie przestał.
Miała ochotę zawyć w proteście, ale po kilku sekundach dała za wygraną. Gdzieś z tylu głowy miała tą wizję, że gdyby nie przerwał teraz, to mogłoby się to skończyć źle. To znaczy, może nie źle, ale mogliby tego pożałować.
Pocałował ją jeszcze raz, tylko, że krócej, czulej, robiąc jej już całkowitą sieczkę z mózgu.
- Co ty ze mną robisz, podła kobieto? – szepnął jej w usta, nie mając jednak zamiaru się odsunąć. Dalej stali ciasno objęci pod ścianą, a ona uśmiechnęła się lekko, rozdygotana i zdyszana.
- To ty mnie napadłeś, Rogers.
- A w życiu.
Poczuła na dolnej wardze jego kciuk, a potem znowu usta. Pocałował ją krótko, ale mocno. I mokro.
- Przestań, jeśli chcesz noc spędzić w swoim łóżku. – zaśmiała się. – Inaczej ci nie odpuszczę.
- Czemu nie śpisz?
- Zostawiłam tu telefon. – odparła, czując się nagle malutka przy nim. Wyciągnął rękę do kuchni i podał jej wspomniane urządzenie. – Dziękuję.
- A teraz do spania.
Stłumiła pisk, kiedy lekko się schylił, złapał ją w talii i uniósł. Oplotła go nogami w pasie i objęła w ramionach, dając się nieść.
Odetchnęła z ulgą, kiedy skręcił do jej pokoju. Rzucił nią na łóżko i zawisnął nad nią, obserwując jej zdezorientowaną minę.
- Co kombinujesz, kapitanie?
- Miałem gorszy dzień.
- Nie zauważyłam.
- Wiesz, taka jedna uwodziła mnie cały wieczór, próbowała się upić, a potem powiedziała, że idzie spać i nawet się nie pożegnała. – prychnął, patrząc na zmianę na jej usta i oczy.
Po raz kolejny tej nocy ją pocałował.
Zaśmiała się.
- Umówmy się, że ta podła baba zrobi ci rano śniadanie w ramach zadośćuczynienia.
- A nie mogę spać z nią w jednym łóżku w ramach rekompensaty?
Och, była bardzo chętna na ten pomysł. Wiedziała jednak, że skończy się on nieprzespaną, głośną i bardzo intensywną nocą.
- Nie wiem, czy wiesz, kapitanie, ale owa podła kobieta ma w zwyczaju przesypiać całą noc w ramach wypoczynku. Odpada.
- A szkoda. – mruknął, wiodąc palcem po odkrytej skórze między jej piersiami. Zacisnęła usta, nie dając po sobie poznać, że cos to dało.
- Idź spać. – odparła, łapiąc go za nadgarstek, jej głos zaczął brzmieć bardzo poważnie. – Nie chcemy potem odpowiadać innym na dziwne pytania.
- Nie musimy. – rzekł, strącając jej dłoń. Ponownie ją złapała, chcąc pozbawić go równowagi. Zaczęli się szamotać na łóżku, blokując jedno drugie. W końcu, kiedy obróciła ich, zamieniając ich miejsca, przycisnęła ramię do jego jabłka Adama, niemal na nim leżąc.
- Wypad do siebie, Steve. Nie chcę mieć potem stuletniej dziewicy na sumieniu.
- A skąd masz pewność, że dziewicy?
Przewrócił ją z powrotem pod siebie. Zaczęła zadawać mu ciosy, ale każdy jeden zatrzymywał, aż na samym końcu unieruchomił jej ręce nad jej głową. Leżał zadowolony między jej nogami, a ona zaczęła fukać gniewnie, czując jak złość i poirytowanie zaczyna w niej narastać. Przestała się nawet przejmować, że jej szlafrok się rozchylił, a nie miała na sobie żadnej bielizny.
- Zaraz ci natłukę, Rogers. – warknęła, szamocząc się pod nim. Zaczął ją denerwować, ten jego pewny siebie uśmiech. Kiedy zaczął się pochylać, żeby ponownie ją pocałować, postanowiła to wykorzystać. Wyciągnęła głowę, wychodząc mu na spotkanie, a on ją puścił, podnosząc się. Posadził ją sobie na kolanach, pozwalając objąć. Przełożyła swoje dłonie pod jego rękoma, chwytając się go mocno.
- Na pewno chcesz mi natłuc? – wyszeptał jej w usta, muskając czubkiem nosa jej nos. Uśmiechnęła się.
Szarpnęła się w bok, zrzucając ich z łóżka. Skuliła ramiona, przerzucając go nad sobą i zerwała się na równe nogi, przyjmując gardę. Położył się na plecach, kładąc rękę na piersi i się zaśmiał, zamykając oczy.
- Owszem, Rogers, natłukę. – odparła, zgarniając z czoła potargane włosy. Przekrzywiła głowę. – O patrz, już to zrobiłam.
Wstał, ale podszedł do niej jeszcze raz, tym razem wyciągając w jej kierunku tylko prawą rękę. Złapał ją za kark i pocałował jeszcze raz, śmiejąc się w jej usta, kiedy uderzyła go w klatkę piersiową.
- Wypad!
- No już, już. Nic nie poradzę, że to tak uzależnia. – odparł, wskazując na jej usta. Dał krok do tyłu i opuścił jej pokój, mrugając okiem na pożegnanie.
- Idiota. – zaśmiała się sama do siebie, nie wierząc w to, co się stało.

***
Po raz kolejny opadła mi szczęka, naprawdę bardzo wam dziękuję za głosy i wejścia.
Chciałam dodać jakiś świąteczny rozdzialik, ale myślę, że ten będzie dobrym prezentem pod choinkę.
Enjoy!

The Fifth Element || AVENGERS || 1Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang