Steve wpadł do jej pokoju. Kiedy nie zauważył jej na łóżku, zaczął się stresować. Gdzie ona mogła być?
Wtedy zobaczył jej bose nogi wystające z wejścia do łazienki. Już nie płakała, tylko zawodziła żałośnie.
Wszedł tam i zobaczył ją, przytuloną do ściany, wstrząsaną płaczem. Kiedy dotknął jej ramienia, wzdrygnęła się i spojrzała na niego. Ten widok rozdzierał mu serce na pół, nie mógł jej tak zostawić.
- Zostaw mnie. – wyszlochała, patrząc się na szafkę. – Proszę.
- Nie ma takiej opcji. – odparł, odgarniając jej splątane włosy z czoła. – Nawet jeśli tego chcesz.
- Zostaw mnie! – wrzasnęła, odwracając się w jego stronę. – Ile razy mam ci to jeszcze powtarzać?! Jak ty możesz tak na mnie patrzeć?! Jestem wyrodną córką, nawet nie potrafiłam go odnaleźć, podeptałam jego szczątki, a ty dalej sterczysz tutaj jak idiota, który nic nie rozumie! Zabili go jak psa, dociera?! Był tam sam, a ja...- urwała, kiedy zacisnął usta i chwycił ją za ramię. Jednym ruchem szarpnął ją i przytulił do siebie.
- Krzycz, jeśli tego potrzebujesz. – szepnął, przyciskając jej głowę do siebie. – Wyj, wrzeszcz, płacz. Ja chcę ci tylko pomóc.
Znieruchomiała na moment, nawet przestała szlochać, ale tylko na sekundę. Rozpłakała się ponownie, zaciskając oczy.
- On nie żyje! – wyjęczała, wtulając się w niego mocniej. – Steve, już go nigdy nie zobaczę. Odszedł, a ja nawet o tym nie wiedziałam. Nikt go nie pochował...
- Posłuchaj mnie teraz. – rzekł, łapiąc ją za policzki. – Porozmawiam z Tony'm, z Fury'm, z kim będzie trzeba. Znajdziemy jego szczątki, zawiadomimy wszystkich, kogo trzeba. Zrobimy mu pogrzeb, taki jaki powinien mieć już dawno. Tylko proszę, nie płacz.
Patrzyła na niego jak w obrazek, kiedy do niej mówił. Bez zastanowienia rzuciła się ponownie w jego ramiona, pochlipując cicho.
- Dziękuję. – wyrzuciła z siebie, kiedy po raz kolejny zadygotała, wstrząsana szlochem.
- Już, już. – pocałował ją w skroń i powoli zaczął się podnosić, nie puszczając jej. – Chodź. Zrobię ci coś do jedzenia, dam ci tyle wódki, ile będziesz chciała.
- Lepiej wstrzymaj się z tym pierwszym. – wymamrotała w jego ramię. – Nie chcę się nabawić biegunki, śrut w plecach już mi wystarczy.
Zaśmiał się, kiedy usłyszał, jak żartuje.
- To zamówimy coś, dobra? Chodź.
- Daj m-mi p-przemyć twarz. – odparła, puszczając go na moment. Chwiejnie podeszła do umywalki i odkręciła kran. Chlusnęła wodą w oblicze kilka razy, a Steve cierpliwie podał jej ręcznik.
- Muszę się p-przebrać. – dodała, kiedy wytarła twarz. Weszła do pokoju, kompletnie ignorując Rogersa. Wyciągnęła największą bluzę jaką miała i szare dresy z szuflady. Zaczęła się przebierać, a Steve odwrócił się kulturalnie.
- Nie wydurniaj się. – mruknęła, zdejmując ubrania. Pozostała w samej bieliźnie. Wciągnęła przez głowę obszerną bluzę, potem spodnie. – Widziałeś mnie bez majtek, a teraz się wstydzisz?
Zaraz potem złapał ją w ramionach i poprowadził do salonu, gdzie wszyscy od razu ucichli, widząc ją. Rogers zgromił ich wzrokiem.
- Chcę iść na taras. – rzekła cicho, omijając ich. Zgarnęła po drodze duży, puchaty koc w czarnym kolorze i otworzyła drzwi na balkon, przymykając skrzydło zaraz za sobą. Widzieli jak otula się pledem, a potem siada w rogu beżowej kanapy, wlepiając wzrok w widok przed sobą. Natasha, którą zdążył porządnie opatrzyć Bruce, wzięła z baru butelkę pierwszego lepszego alkoholu, dwie szklanki i poszła do niej, siadając na drugim końcu kanapy. Steve patrzył, jak nalewa do naczyń alkoholu i podaje jedno blondynce, nie odzywając się słowem. Belle spojrzała się przelotnie na jej rękę i zabrała naczynie, upijając z niego łyk.
Wziął się pod boki, nie wiedząc co robić.
- Zadzwoniłem już do Fury'ego. Robi co może, żeby dostać się do tej lokalizacji. – usłyszał obok siebie Starka, który chował telefon do kieszeni. – Zgarniemy staruszka i wyprawimy mu pogrzeb.
- Miałem o to pytać.
- Co z nią?
- Sam widzisz. Zbyt dużo zobaczyła, zbyt dużo się stało. Cierpi, o dziwo teraz bardzo cicho. – wskazał na wypoczynek na balkonie. Zauważyli obydwoje, jak Nat przysuwa się do niej, a potem otacza ją ramieniem. Wkrótce nad ich głowami pojawił się mały obłoczek dymu.
Stark westchnął zrezygnowany, gryząc się jednak w język.
- Serce mi się kraje, jak na nią patrzę.
- A myślisz, że mi nie?
- Nie powinna tego oglądać.
- Nikt z nas nie wiedział, co tam jest. Znaleźliście coś jeszcze?
- Niestety. O Genewie nie było żadnej wzmianki, ale może tylko dlatego, że jeszcze nie było wtedy Zderzacza. Trzeba czekać, aż coś się wyłuska. – westchnął Rogers, biorąc się pod boki. Nie mógł dopuść do tego, że stanie jej się krzywda. Musiał chronić tą upartą blondynkę za wszelką cenę.
YOU ARE READING
The Fifth Element || AVENGERS || 1
FanfictionUkrywała się od tych pieprzonych dwóch lat. Nie potrafiła zagrzać nigdzie miejsca, aż do pewnego dnia, kiedy poznała byłego dyrektora upadłej już organizacji. Nie mogła nawet podejrzewać, że zestrzelenie trzech lotniskopterów TARCZY sprawi, że jej ż...