9. Sernik po nowojorsku

556 21 2
                                    

Wyskoczyła spod prysznica jak poparzona, kompletnie naga. Otworzyła w pośpiechu szafę, próbując znaleźć cokolwiek, co mogłoby pasować. Założyła bieliznę, o dziwo do kompletu.
To tylko kawiarnia, tylko kawiarnia!
Wcisnęła się szybko w przetarte dżinsy, zerwała z wieszaka beżową, jedwabną koszulę. Nie zapięła jej do końca, tylko pobieżnie wpuściła za pas spodni, nie dbając o to, czy wyszło równo. Wyciągnęła jeszcze z szafki botki na szpilce, które zdążyła sobie kupić z Pepper, zgarnęła pod rękę torebkę i wyszła z pokoju, usiłując opanować drżące dłonie.
To była tylko kawa, Rogers robił to w geście podzięki za leczenie, a nie z innych powodów!
Założyła na siebie jasnobrązowy, oversize'owy płaszcz i zawiązała go w pasie. Przeczesała nerwowo palcami wilgotne jeszcze włosy, kiedy Steve wyszedł z korytarza, ubrany w longsleeve, dżinsy i skórzaną kurtkę. Z jego tylnej kieszeni wystawała jasna czapka z daszkiem.
- To tylko kawa. – zaśmiał się, unosząc brew.
- Siedzę w środku wystarczająco długo, żeby mieć powód, by założyć chociaż raz coś ładnego. – odparła. Pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem i nadstawił jej łokieć w szarmanckim geście. Co prawda, była zaskoczona, ale ujęła jego rękę.
- Czekaj. – spoważniał. Sięgnął do kieszeni, wyjmując z niej dodatek. – Masz mokre włosy, przeziębisz się.
- Będą ulizane! – zaczęła oganiać się rękoma, ale i tak dopiął swego.
- Wolisz być zdrowa czy stylowa?
- Jedno i drugie. – burknęła, łapiąc go ponownie za łokieć. – Ale niech ci będzie. Poza tym co cię naszło?
- Na założenie ci czapki?
- Nie. – parsknęła śmiechem. – Na wzięcie mnie na kawę.
- A ileż można tu siedzieć i wylewać siódme poty na siłowni? – zaśmiał się. – Poza tym, zapomniałaś? Obiecałem ci, że jak skończysz moje leczenie, to cię zabiorę.
Zacisnęła usta na moment, ale potem przywdziała piękny, pokerowy uśmiech. Teraz już zupełnie nie wiedziała o co tu chodziło.

Ruszyli szybkim krokiem do windy, podśmiewując się z siebie nawzajem.
Musiała w duchu podziękować Rogersowi za nakrycie głowy – na zewnątrz wiało, a wiedziała dobrze, że nie może sobie pozwolić w takiej sytuacji na przeziębienie. Szli dość szybko, a deszcz zaczął ciąć ich w twarze. Mało nie pisnęła, kiedy odchylił kurtkę i przycisnął ją do siebie, ochraniając dodatkowo przed niekorzystną pogodą.
- Tu jest kawiarnia!
- Ale jest paskudna. Idziemy dalej.
- Steven, wieje jak cholera, zmokniemy!
- Wyrażaj się. – zachichotał, kładąc rękę na jej pasie. – Sama mówiłaś, że nie lubisz lury.
Zamilkła, przyciskając twarz do jego piersi. Uśmiechnęła się do siebie, starając dorównać mu kroku. Może to nie będzie tylko jedna kawa...
- Raz, raz! – zaczął truchtać, zmuszając ją do tego samego. Zaczęła się śmiać, kiedy pchał ją do przodu, by mogła chociaż trochę za nim nadążyć.
Wpadli do środka małej kawiarenki, zamykając drzwi akurat w momencie, kiedy deszcz rozpadał się na dobre. Dopiero wtedy ją puścił, choć z widocznym ociąganiem.
Bez zastanowienia zaczęła mijać stoliki, kierując się ku rogu pomieszczenia, gdzie była kanapa w stylu lat siedemdziesiątych i rozpalony kominek. Zaczęła rozwiązywać płaszcz, kiedy Steve złapał od tyłu za jego poły i pomógł jej go zdjąć, odwieszając potem na wieszak za wypoczynkiem.
- Zawsze byłeś takim dżentelmenem?
- Przyzwyczajenie z dawnego życia. – odparł, sam pozbywając się okrycia. Usiadł zaraz obok niej, łapiąc za menu na stoliku. Zdjęła szybko czapkę, roztrzepując nieułożone włosy.
Chrząknęła, wtykając swoje złączone dłonie między ściśnięte uda. Mimo, że przeszli raptem dwieście metrów, zdążyła zmarznąć. Za każdym razem, kiedy pogoda się pogarszała, a na zewnątrz było zimno, jej ręce i stopy stawały się lodowate.
Zerknęła na niego kątem oka i zaczęła się zastanawiać, co ona robi w towarzystwie takiego mężczyzny jak on. Skupił się na czytaniu menu, więc nie musiała się obawiać o przyłapanie.
Coś ściskało jej płuca. Strach? Trema? Ekscytacja?
Czuła się jak nastolatka. Wyglądał jak z reklamy perfum Gucci albo Calvina Kleina, zwłaszcza w tej koszulce z długim rękawem, która opinała jego ręce. Podobała się jej też jego fryzura – dobrze mu było w nieco dłuższych włosach, zaczesanych do tyłu.
Nawet sposób w jaki siedział na nią działał, choć zawsze drażniło ją, jak mężczyzna szeroko rozchylał nogi, zajmując za dużo miejsca.
Przyłapała się na myśli, że Steve był...idealny?
Powoli wypuściła powietrze, przypominając sobie ich pierwszy trening, kiedy go na koniec dosiadła i zaczęła szarpać dla zabawy. Dzięki bogu, że była tam wtedy Nat, inaczej biada jej było, biada...
- A ty co chcesz?
Nie odpowiedziała, pogrążona w natrętnych, niezbyt przyzwoitych myślach.
- Belle?
- Tak? – obróciła szybko twarz ku niemu, nie słysząc pytania wcześniej.
- Co bierzesz?
- Może być Flat White.
- To ja zaraz wrócę.
Kiedy wstał, automatycznie zerknęła na jego tyłek. Co prawda, jego spodnie były nieco luźniejsze, niż powinny, ale i tak, co zobaczyła, to jej. Gdyby tylko go złapać, chociaż raz...

The Fifth Element || AVENGERS || 1Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum