Lauren
Byłam tylko raz w jego apartamencie. Kiedy się zapytałam dlaczego woli jeździć dość spory kawałek za miasto do rezydencji po prostu odpowiedział, że tam czuje się najlepiej.
Weszliśmy do środka a tam dopadł nas zapach gotowego jedzenia. Zmarszczyłam czoło, wiedziałam o gosposi która pracuje tam ale nie spodziewałam się, ze jest to blondynka ubrana w kusą sukienkę.
Gdy tylko mnie zobaczyłam myślałam, że bez mojej pomocy wyzionie ducha.
-Blanka co ty wyprawiasz? - donośny głos dotarł do mnie zza pleców - Kurwa dziewczyno kazałem Ci przygotować kolację dla mnie i mojej kobiety a ty? Zaraz wyślę cię do burdelu i się skończy teatrzyk!
Zmroziło mnie. Dziewczyna posyłała mi wrogie spojrzenia które miały mnie chyba uświadomić, ze gdyby nie Trey to dawno bym już mogła leżeć na podłodze.
-Ale Trey... Ja, ja chciałam zrobić to dla ciebie i siebie - w jej oczach zabłyszczały łzy.
Podeszłam powoli do niej wcześniej zerkając na bruneta któremu pulsowała żyła na szyi.
-Kim jesteś? - zapytałam spokojnie na co ona zerknęła na mnie badawczo - Odpowiedz - mruknęłam i założyłam ręce na klatce piersiowej.
-Blanka - przełknęła głośno ślinę.
-Posłuchaj, nie chce być wścibska ale jeśli ktoś nie zwraca na ciebie uwagi jak pragniesz nie trać czasu, nie warto - myślami wróciłam do momentu kiedy przechodziłam swoje pierwsze miłości.
Prychnęła i wściekła odeszła, zerknęłam za siebie, Treyvon podszedł powoli do mnie nie odrywając zaciętego wzroku.
Położył dłoń na moim biodrze i zacisnął ją delikatnie.
-Suka - mruknął, nosem zaczął wodzić po mojej szyi.
Odchyliłam ją do tyłu i przymknęłam powieki. Czy ten dzień mógłby być lepszy?
Spotkałam się z nim...z osobą która przez kilka miesięcy dawała mi mnóstwo energii w życiu i tego upragnionego szczęścia.
-Na kiedy zabukowałaś lot do Las Vegas? - zapytał biorąc mnie w stylu panny młodej i ruszając w stronę drzwi pokojowych.
-Za dwa dni - odpowiedziałam powoli.
Skinął głową. Kiedy znaleźliśmy się w środku ciemnego już pokoju rzucił mnie delikatnie na lóżko i stanął nade mną zdejmując z siebie marynarkę.
-Teraz powiem Ci coś - opadł na mnie i złapał za kosmyk włosów.
Zagryzłam wargę i ułożyłam dłonie na jego barkach. Patrzył na mnie poważnym wzrokiem.
-Nie polecisz sama za nic, nie pozwolę Ci na to. Będę tam razem z tobą - musnął ustami mój policzek.
Delikatnie zniżył się ku dołowi docierając do dekoltu. Uśmiechnęłam się nie znacznie i ręce zanurzyłam w ciemnych włosach kochanka.
-A jeśli ja chce sama tam być? - wydusiłam z siebie.
Uniósł ciemny wzrok na mnie. Patrzyliśmy sobie w oczy pałając ogromną żądzą względem siebie.
-Nie wasz się mi sprzeciwiać, Lauren chce cię chronić, mówiłem już, że niektóre, wrogie kartele wiedzą, że spotykam się z kimś innym niż księżniczką z jakiejś wysoko postawionej rodziny mafijnej, jesteś w jeszcze gorszym bagnie niż możesz sobie wyobrazić. Sama nigdzie nie masz prawa wychodzić - dobitnie zaznaczył każde słowo.
Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka spowodowana pieprzonym, zdradliwym strachem który mnie paraliżował.
-Treyvon, a ty? Czy ty jesteś bezpieczny?
-Skarbie - zaśmiał się - Ja nigdy nie jestem w stu procentach bezpieczny, zapewne poluje na mnie powoła karteli na tej jebanej ziemi - zaśmiał się jakby to było dla niego nic.
Patrzyłam szeroko otwartymi oczami nie wiedząc co mam mu powiedzieć.
-Nie patrz tak na mnie piękna, uspokój się i rozłóż swoje piękne nóżki, chce cię posmakować - oblizał usta.
Mimo jebanego strachu zrobiłam to. Czując na skórze jego oddech moja cipka zaczęła boleśnie pulsować. Musiałam go jak najszybciej poczuć w sobie, by jak kolwiek zapomnieć o chwilowym strachu.
Moją sukienkę podwiną tak, że miałam ją pod piersiami. Rozerwał moje majtki i zanurzył się od razu tworząc w moim brzuchu eksplozję.
YOU ARE READING
Uwikłani w Sobie |18+
RomanceTreyvon Garcia to 30- latek. Facet opisany jako sam ludzki diabeł w obliczu pięknego, idealnego wcielenia. W ciele niczym wyrzeźbionym przez Michała Anioła , a twarzy namalowanej przez samego Leonardo da Vinci. Lauren Collen to 24- latka. Kobieta d...