Rozdział 37

8.7K 224 0
                                    

Lauren

Byłam tylko raz w jego apartamencie. Kiedy się zapytałam dlaczego woli jeździć dość spory kawałek za miasto do rezydencji po prostu odpowiedział, że tam czuje się najlepiej.

Weszliśmy do środka a tam dopadł nas zapach gotowego jedzenia. Zmarszczyłam czoło, wiedziałam o gosposi która pracuje tam ale nie spodziewałam się, ze jest to blondynka ubrana w kusą sukienkę.

Gdy tylko mnie zobaczyłam myślałam, że bez mojej pomocy wyzionie ducha.

-Blanka co ty wyprawiasz? - donośny głos dotarł do mnie zza pleców - Kurwa dziewczyno kazałem Ci przygotować kolację dla mnie i mojej kobiety a ty? Zaraz wyślę cię do burdelu i się skończy teatrzyk!

Zmroziło mnie. Dziewczyna posyłała mi wrogie spojrzenia które miały mnie chyba uświadomić, ze gdyby nie Trey to dawno bym już mogła leżeć na podłodze.

-Ale Trey... Ja, ja chciałam zrobić to dla ciebie i siebie - w jej oczach zabłyszczały łzy.

Podeszłam powoli do niej wcześniej zerkając na bruneta któremu pulsowała żyła na szyi.

-Kim jesteś? - zapytałam spokojnie na co ona zerknęła na mnie badawczo - Odpowiedz - mruknęłam i założyłam ręce na klatce piersiowej.

-Blanka - przełknęła głośno ślinę. 

-Posłuchaj, nie chce być wścibska ale jeśli ktoś nie zwraca na ciebie uwagi jak pragniesz nie trać czasu, nie warto - myślami wróciłam do momentu kiedy przechodziłam swoje pierwsze miłości.

Prychnęła i wściekła odeszła, zerknęłam za siebie, Treyvon podszedł powoli do mnie nie odrywając zaciętego wzroku. 

Położył dłoń na moim biodrze i zacisnął ją delikatnie.

-Suka - mruknął, nosem zaczął wodzić po mojej szyi.

Odchyliłam ją do tyłu i przymknęłam powieki. Czy ten dzień mógłby być lepszy?

Spotkałam się z nim...z osobą która przez kilka miesięcy dawała mi mnóstwo energii w życiu i tego upragnionego szczęścia.

-Na kiedy zabukowałaś lot do Las Vegas? - zapytał biorąc mnie w stylu panny młodej i ruszając w stronę drzwi pokojowych.

-Za dwa dni - odpowiedziałam powoli.

Skinął głową. Kiedy znaleźliśmy się w środku ciemnego już pokoju rzucił mnie delikatnie na lóżko i stanął nade mną zdejmując z siebie marynarkę.

-Teraz powiem Ci coś - opadł na mnie i złapał za kosmyk włosów.

Zagryzłam wargę i ułożyłam dłonie na jego barkach. Patrzył na mnie poważnym wzrokiem.

-Nie polecisz sama za nic, nie pozwolę Ci na to. Będę tam razem z tobą - musnął ustami mój policzek.

Delikatnie zniżył się ku dołowi docierając do dekoltu. Uśmiechnęłam się nie znacznie i ręce zanurzyłam w ciemnych włosach kochanka.

-A jeśli ja chce sama tam być? - wydusiłam z siebie.

Uniósł ciemny wzrok na mnie. Patrzyliśmy sobie w oczy pałając ogromną żądzą względem siebie. 

-Nie wasz się mi sprzeciwiać, Lauren chce cię chronić, mówiłem już, że niektóre, wrogie kartele wiedzą, że spotykam się z kimś innym niż księżniczką z jakiejś wysoko postawionej rodziny mafijnej, jesteś w jeszcze gorszym bagnie niż możesz sobie wyobrazić. Sama nigdzie nie masz prawa wychodzić - dobitnie zaznaczył każde słowo. 

Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka spowodowana pieprzonym, zdradliwym strachem który mnie paraliżował. 

-Treyvon, a ty? Czy ty jesteś bezpieczny? 

-Skarbie - zaśmiał się - Ja nigdy nie jestem w stu procentach bezpieczny, zapewne poluje na mnie powoła karteli na tej jebanej ziemi - zaśmiał się jakby to było dla niego nic. 

Patrzyłam szeroko otwartymi oczami nie wiedząc co mam mu powiedzieć. 

-Nie patrz tak na mnie piękna, uspokój się i rozłóż swoje piękne nóżki, chce cię posmakować - oblizał usta. 

Mimo jebanego strachu zrobiłam to. Czując na skórze jego oddech moja cipka zaczęła boleśnie pulsować. Musiałam go jak najszybciej poczuć w sobie, by jak kolwiek zapomnieć o chwilowym strachu. 

Moją sukienkę podwiną tak, że miałam ją pod piersiami. Rozerwał moje majtki i zanurzył się od razu tworząc w moim brzuchu eksplozję. 

Uwikłani w Sobie |18+Where stories live. Discover now