Rozdział 17

11.9K 300 3
                                    

Lauren

Wpatrzona w złote obicie stolika nawet nie zauważyłam, że obok nas zjawił się kolejny kelner. 

Treyvon odchrząknął czym powrócił mnie do normalności. 

-Ach, tak - mruknęłam zawstydzona. 

Czułam jak na moje powieki wpływa rumieniec, w tym momencie cieszyłam się, że miałam na twarzy dość mocno kryjący podkład. 

-Poproszę dla mnie stek, najlepiej średnio wysmażony - mój towarzysz nawet nie zajrzał do karty, a ja niczym kret ze zmrużonymi oczami zaczęłam ją przeglądać. 

-A co dla Pani? 

-Um...- zatrzymałam się i ostatni raz zerknęłam na dość pokaźną listę dań - Dla mnie może to być zwykły makaron z dodatkiem warzyw i przecieru pomidorowego - uśmiechnęłam się lekko by nie pokazywać aż tak mojego wstydu. 

-Byłbym zapomniał, do tego proszę podać butelkę wina, tego samego co zawsze. 

Kelner zaraz znikł za drzwiami zostawiając nas znowu samych, 

Zmarszczyłam brwi i zapytałam:

-Nie jesteś przypadkiem samochodem?

Zaśmiał się w ten sposób przez który miałam motylki w brzuchu. Potarł dłonią gładką brodę i pokręcił głową. 

-Nie martw się, mam swoje sposoby - zalotnie puścił mi oczko. 

Moje myśli mówiły jedno:

Jeśli dalej tak pójdzie wejdę na cholernie zły tor, a potem? Potem mogę znowu się staczać do bagna z którego dopiero co udało mi się wyjść. 

-Czym się zajmujesz? -palnęłam pierwsze, lepsze pytanie by tylko zaćmić ten głos w mojej podświadomości. 

Splótł ręce pod brodą i lekko przechylił głowę w prawo mrużąc znowu czarne oczy. 

-Jestem typowym biznesmenem, a ty? 

Uch...I co ja mu miałam powiedzieć? Że jestem laską która rzuciła studia i aktualnie jest bezrobotna? Musiałam coś szybko wymyślić. 

-Um...Jestem chwilowo na takim jakby zwolnieniu. Zwolniłam się z poprzedniej pracy, po czym teraz szukam nowej. 

Mówiąc to jak karabin maszynowy nie zastanowiłam się nad sensem złożonego przeze mnie zdania. 

Miałam ochotę już uciekać stamtąd, nawet nie jedząc kolacji.

-Och, bardzo nie spotykane położenie - będąc w takiej samej pozycji co wcześniej znowu przywrócił mnie do myślenia. 

Odgarnęłam delikatnie smukłymi palcami kosmyk włosów który przykleił mi się do wargi, po czym przeczesałam resztę włosów do tyłu. 

-Tak, to prawda - odparłam jedynie. 

Mój wdzięczny wzrok poleciał na młodzieńca który przyniósł butelkę wina i wyjął kieliszki. 

W skupieniu i ciszy nalewał alkohol, jedynie ten charakterystyczny dźwięk do lanych napoi się roznosił, ale to mu raczej nie przeszkadzało by wymierzyć idealną jego porcję. 

Patrząc na szklane naczynia byłam w szoku. Obywa napełnione były do tej samej ilości.

-Jedzenie zaraz państwu podam - ułożył rękę do tyłu i niczym prawdziwy sługa w jakimś pałacu odszedł. 

Zdumiona oderwałam od niego wzrok dopiero kiedy ponownie zostały zamknięte drzwi od sali w której samotnie spędzałam czas z brunetem. 

-Facet aż nie do wiary! - pisnęłam jak nastolatka. 

Treyvon ilustrował mnie uważnie. Klepnęłam się w czoło, gdyż moje zachowanie było nad wyraz zabawne jak i żałosne. 

-Bez obaw, możesz zachowywać się tak jak tylko chcesz, lubię naturalność. 

Zdemaskował mnie! 

Spięłam się lekko po czym poprawiłam sukienkę która nie komfortowo przylgnęła do moich ud. 

Kelner niczym kula armatnia i w mgnieniu oka postawił przed nami nasze jedzenie. 

-Smacznego - mruknęłam widząc makaron na którego mało co nie poleciała mi ślina. 

Kiedy nawinęłam go na widelec poczułam raj w buzi! Delikatne smaki warzyw, z przewagą papryki i pomidorów, a do tego ten gotowany na parze kurczak, myślałam, że dostanę orgazmu, pierwszego od prawie dwóch lat! 

Jedliśmy w ciszy, brunet co jakiś czas z gracją brał za nóżkę kieliszek wina i wychylał go do bordowych, pełnych ust. 

Zdemaskował mnie kolejny raz tego wieczoru. Posłał mi cudowny, uwodzicielski uśmiech przez który nogi zaczęły mi drżeć. 

-Masz kogoś? 

Zachłysnęłam się makaronem. Sama teraz wzięłam alkohol i jak nigdy wypiłam wszystko na raz. Sięgnął po butelkę którą kelner zostawił na stoliku i napełnił go z powrotem. 

-Och - nie wiedziałam czy się przyznać. 

W mojej głowie znowu były okropne znaki zapytania.

Co jeśli powiem prawdę, a on uzna mnie za psychopatkę?

Dopiero co pochowałam męża a już dałam wyciągnąć się innemu na kolację.

-To masz czy nie? 

Dociekał coraz bardziej czym zaczął mnie lekko irytować. Tak jakby znaliśmy się dopiero kilka dni. 

-Nie, nie mam nikogo - odparłam po prostu by nie ciągnąć tego bardziej - A ty? 

Pokręcił od razu głową. 

Nie wiedząc czemu poczułam jakiś lekki zalążek satysfakcji. 

Zerknęłam za przyciemniane okno przez które można było zlokalizować znowu padający biały puch. Myślami odpłynęłam na tafle lodu, oblizując przy tym lekko wargi. 

-O czym myślisz? 

Spojrzałam na niego.

-Nie, nic takiego...

Przerwał.

-Powiedz czy nie lepiej mówić prawdę? Prawda nawet najgorsza jest o dużo lepsza niż idealne, słodkie kłamstwo. 

Po jego słowach moje serce stanęło dęba. Poczułam się na straconej pozycji, i już doszłam do momentu by odpuścić i nie zawracać sobie jak i jemu głowy. 

-Widząc śnieg za oknem mam ochotę rzucić wszystko i od razu biec na lodowisko - wyznałam uśmiechając się przy tym delikatnie. 

-Och. To przez to jesteś taka smutna? Dla mnie to będzie zaszczyt jeśli będę mógł zobaczyć twoją osobę na tafli lodu, jeśli tego pragniesz możemy tam iść - jego wypowiedź wręcz myślałam, że wbiła mnie w krzesło na którym siedziałam. 

-Mówisz serio, serio? Nie będziesz zły? - pytałam jak małe dziecko które o coś prosi. 

-Jasne, a i ja płace. 

Nawet nie miałam ochoty na sprzeczkę z nim. Byłam w amoku, chciałam pędzić jak najszybciej się da na lodowisko i zakręcić się w około własnej osi. 

Uwikłani w Sobie |18+Where stories live. Discover now