Rozdział 14

12.4K 315 2
                                    

Lauren

Byłam w kropce.

Otworzyłam kolejne ogłoszenie o pracę, gdyż musiałam zapłacić czynsz za mieszkanie, już o swoich potrzebach nie wspominałam.

Aktualnie były na ostatnim miejscu w mojej liście którą sporządziłam.

Jedynym plusem małżeństwa z Filipo było to, ze podpisaliśmy intercyzę.

Miałam pewną kwotę ale z moich obliczeń miało to starczyć na jakieś kilka miesięcy.

Znalezienie pracy było moim priorytetem jak na tamten moment.

Nie miałam w zwyczaju przeklinać, zaś wtedy to zrobiłam, i to dość siarczyście. 

Do spotkania z Treyvonem zostało kilkanaście godzin, na samą myśl czułam jakieś dziwne pobudzenie w podbrzuszu, a o bijącym sercu już nie wspomnałam.

Czułam się jak nastolatka...i to dosłownie. 

Wspomnieniami cofnęłam się kilka lat wstecz. 

Słońce prażyło, a ja czułam się jak mięso na grillu...

Zerknęłam na Violet, uśmiechała się uwodząco do Nicolasa stojącego na przeciwko nas. 

Szkolna gwiazdeczka pod pasowała mojej przyjaciółce. 

Zaśmiałam się pod nosem i poprawiłam spadające z nosa czarne okulary przeciwsłoneczne. 

-Violet nie odpuścisz, co? - zapytałam lekko liżąc śmietankowego loda który lekko się topił. 

Z oddali napotkałam ciekawe spojrzenie bruneta. Miałam ochotę stamtąd pójść. Moja przyjaciółka zachowywała się jak napalona ośmiolatka widząca pierwszy raz w życiu idealnego, w przenośni faceta. 

-Patrzy na ciebie - co dziwne mówiąc to miała lekki uśmiech na ustach. 

Wywróciłam oczami, i zajęłam się dalej konsumowaniem lodów z których zrobił się jakiś rozpuszczony shake. 

-Jedz a nie ględzisz, zaraz wszystko znajdzie się na twoich cyckach zamiast w buzi. 

-Mówisz? - uniosła rozbawiona brwi. 

Zaczęłam chichotać pod nosem.

-Dobra, ruszaj ten duży tyłek i wracamy do domu! 

Zeskoczyłam z murku i otarłam lekki szary proch z moich jasnych spodenek. 

-Ej no! - jęknęła, ale mnie to nie ruszało. 

-Idziesz czy zostajesz się tu podniecać jakiś typkiem który chce jak widzę przelecieć nas dwie? - ułożyłam jedną rękę na biodrze. 

Uniosła ciemne oprawki z nosa i zmrużyła gniewnie na moją osobę oczy. 

-Już - warknęła wściekła i ledwo co zeskoczyła. 

Zaśmiałam się na to wspomnienie. 

Ja i Violet byłyśmy przyjaciółkami od urodzenia, tak zawsze mówiłyśmy każdemu. 

Odkąd pamiętam była w moim życiu, a nasza przyjaźń była silna, ale nie na tyle by przetrwać aż do dziś. 

Kiedy dowiedziała się o moim ślubie z Filipo nawrzeszczała na mnie i kazała wybierać. 

Oczywiście ja zaślepiona chwilową "miłością" wybrałam jego, i do dziś mam okropne wyrzuty sumienia, a co najgorsze jestem okropnym tchórzem bojącym się zadzwonić nawet do niej. 

Chyba byłam już źle nastawiona po sytuacji z matką, bałam się tego samego ze strony byłej przyjaciółki. 

Poszłam do łazienki gdzie przepłukałam twarz zimną wodą. 

-Musisz się wziąć w garść, Lauren - oparłam się rękoma o lustro. 

Patrząc sobie samej w oczy kilka łez uroniło mi się nie chcianych, otarłam je szybko rękawem golfa. 

Na ciele miałam jeszcze jedną pamiątkę po moim zmarłym mężu. Uniosłam materiał natrafiając na opatrunek. Przymknęłam powieki kiedy zdjęłam go. 

Sięgnęłam po maść którą wsmarowałam w bliznę która goiła się już, ale nie miałam pewności, że zniknie w całości, nawet lekarz ostrzegł, że po tak głębokim cięciu większe prawdopodobieństwo jest tego, że zostanie. 

Pociągnęłam w dół golf i związałam gumką swoje włosy. 

Zgodnie z moim czasem do spotkania z brunetem zostało jeszcze mnóstwo czasu, ale ja wolałam naszykować sobie już wszystko by potem w spokoju zdążyć i się nie zbłaźnić. 

Powędrowałam do sypialni, tam otworzyłam szafę w której były jeszcze jego ubrania...

Postanowiłam, że w końcu mogę się ich pozbyć bez konsekwencji. Wzięłam pierwsze lepsze pudełko i wpakowałam w nie każdy ciuch, do mojej głowy wpadł pomysł z tym by nie wyrzucać tego na śmietnik a oddać potrzebującym. 

W czasie pakowania znalazłam numer do fundacji gdzie można oddać właśnie używaną odzież, która potem jest oddana do użytku innym.

Rozmawiałam kilkanaście minut z przemiłą kobietą, po czym kiedy zorientowałam się, że wszystko zniknęło z wieszaków zakończyłam połączenie i wzięłam pudło do ręki.

Minęło kilka godzin i nim się zorientowałam było już ciemno za oknem. 

Wracając z fundacji czułam w końcu całkowitą wolność. 

Uwikłani w Sobie |18+Where stories live. Discover now