Rozdział 27

10.7K 288 2
                                    

Kilka dni później...

Lauren

Otworzyłam delikatnie oczy. Gałki zaczęły mnie piec a w gardle odczuwałam suchość.

Przekręciłam lekko głowę na tyle ile mogłam dostrzegając, ze nie jestem w swoim łózko.

Byłam spanikowana bo świadomość tego co działo się wcześniej zaczęła powracać i mnie niszczyć.

Moje oczy zalały się łzami. Przez Treyvona zostałam schwytana przez jakiegoś psychola i to on mnie katował i zgwałcił.

Jaki kolwiek ruch sprawiał mi ogromny ból ale psychiczny był jeszcze gorszy.

To było niczym piekło w porównaniu z traktowaniem mnie przez Filipo. Owszem katował mnie ale nigdy nie wyrwał mi paznokci.

Uniosłam lekko dłoń do góry. Była pokryta bandażami.

Krzyknęłam widząc na nich krew. Do pokoju nagle wparowały jakieś dwie kobiety.

-Dzwoń do Treya, wybudziła się! - jedna niższa odrobinę krzyknęła do drugiej.

Podskoczyłam na dość wygodnym łóżku i przeraziłam się jeszcze bardziej.

-Be uspokój się. Wystraszysz ją jeszcze bardziej!

Szalona dziewczyna spojrzała na mnie z przeprosinami.

-Wybacz, jestem czasami wybuchowa - zagryzła wargę.

-Gdzie jestem? - zapytałam szeptem.

-Zaraz odpowiem Ci na każde pytanie ale najpierw musimy zadzwonić do kogoś...

-Nie! - przypomniałam sobie jak mówiły o Treyvonie - Nie chce by on tu był, błagam to przez niego mnie porwał ten psychopata! - na te wzmiankę zaczęłam znowu płakać.

Brunetki podeszły do mnie i przytuliły delikatnie ale i tak poczułam okropny dyskomfort na ciele, i pieczenie pleców.

-Treyvon przecież ci nic nie zrobi...

Pokręciłam głową, szloch mimowolnie opuścił moje ciało..

-Violet już za chwilę będzie, obiecała, że zostanie z nią do czasu kiedy nie wydobrzeje.

Nie wiedziałam co się działo, nie wiedziałam gdzie jestem, byłam w cholernej pułapce po raz kolejny.

-Och, zapomniałyśmy o najważniejszym. Ja jestem Kate, a to Beatrice - jedna z brunetek wskazała na siebie a potem na drugą.

Jakoś to wydawało mi się najmniej ważne, chciałam stąd uciekać ale każdy ruch sprawiał mi potworny ból który wręcz był niczym kolejne baty od tego potwora.

-Dobrze, ja muszę wyjść coś zrobić, Beatrice zmień opatrunki.

Zostałam sam na sam z jedną, musiałam dowiedzieć się więcej.

-Powiesz mi dlaczego tu jestem? Jak mnie znaleźliście? Kim był naprawdę ten facet?

Wzięła delikatnie moją dłoń w swoją i zaczęła powoli zdejmować opatrunki. Nie odzywała się ani słowem, co mnie cholernie irytowało.

-Wody - wychrypiałam wiedząc, że i tak nie powie mi na razie nic więcej.

-Och, Kate zaraz przyniesie - uśmiechnęła się lekko - Jak będzie bolało, mów.

Jak na zawołanie syknęłam kiedy zimna maść zetknęła się w moimi palcami które nie miały paznokci, ten widok był okropny.

***

Po tym jak wypiłam szklankę wody nie wiedząc dlaczego zasnęłam. Dopiero potem dotarło do mnie, że dodane tam były środki usypiające.

Zerknęłam w bok, na dworze panował już mrok. W samym rogu pokoju w którym się znajdowałam była zapalona lampka, przetarłam delikatnie nadgarstkiem oczy by jak kolwiek wyostrzyć obraz.

-Nie unoś rąk i nie rób z nimi nic - głęboki ton głosu dotarł do moich uszu.

Przeraziłam się, moje serce przyspieszyło. Myślała, że słyszał je.

-Uspokój się, już dobrze, jesteś bezpieczna.

Wstał z fotela na którym siedział i przysiadł na rogu łóżka. Zaczęłam delikatnie skanować go wzrokiem, miał na sobie zwyczajną koszulkę, spodenki i potargane włosy niczym przez szalejący wiatr który dało się usłyszeć przez otwarte okno.

-Przy tobie nie będę - wyszeptałam mając gulę w gardle.

Spiął się i napiął szczękę.

-Lauren - wysyczał przez zaciśnięte zęby - Gdybym tam był nie doszłoby do tego!

Nie wierzyłam mu, nie potrafiłam.

-Ale cie nie było, żałuję, że wtedy zgodziłam się z tobą spotkać, żałuję tego wszystkiego - mówiłam to szeptem, sądząc, że nawet miał możliwość nie słyszenia tego.

-Nie mów tak, nie mów aniele, teraz...-złapał mnie z policzek swoją zimną dłonią i nachylił się nade mną.

-Zostaw mnie, jesteś potworem takim samym jak ten psychol który o mały włos nie pozbawił mnie życia. Czy ja mogę w końcu być szczęśliwa? Aż tak dużo wymagam?

Zdradzieckie łzy zaczęły wypływać z moich oczu, poliki zaczęły mnie lekko szczypać ale to nie był najgorszy ból jaki wtedy odczuwałam.

-Kiedyś nadejdzie taki czas kiedy szczęście samo zapuka w twoje drzwi, Lauren. Uwierz mi chodź teraz, że chciałbym to ujrzeć na własne oczy - sam zaczął szeptać patrząc mi w oczy w takiej samej pozycji jak wcześniej.

Jego słowa zamurowały mnie lekko, nie spodziewałam się jakiego kolwiek wyznania które mogłoby wypłynąć kiedyś z jego ust.

-Jestem potworem, wiem to ale chce byś mnie zmieniła swoim dobrem, i uczuciem.

-Nigdy nie obdarzę cię jakim kolwiek uczuciem innym niż nienawiść, Treyvon. Już nigdy w życiu nie zaufam żadnemu facetowi, chce żyć sama!

Jego reakcji nie spodziewałam się.

Schylił się jeszcze bardziej i swoimi miękkimi wargami musnął moje. Oblizał górną część moich ust na co zareagowałam w dość dziwny sposób. Moje obolałe ciało pokryło się gęsią skórką..

Opanowałam się i przełknęłam głośno ślinę.

-Proszę, daj mi spokój - wyszeptałam, łzy dalej ciekły.

Znieruchomiał, otworzył swoje oczy które wcześniej zamknął i zraniony spojrzał ostatni na mnie.

-Jest jeden problem Lauren, nie potrafię, nie potrafię cię zostawić. Obawiam się, że stałaś się moją oazą.

Zostawił mnie samą znowu mającą ogromny kocioł w głowie. Najbardziej martwiło mnie to, że nikt nie chciał powiedzieć mi całej prawdy.

Uwikłani w Sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz