Rozdział 25

10.8K 261 6
                                    

Ps. Notka pod rozdziałem.

Treyvon

-Do chuja ile on tam będzie siedział?!

Krew we mnie buzowała, miałem wrażenie, że mój wzrok zaraz zabije Carlosa, Kate i Beatrice którzy stali ze mną przed pokojem w ich rezydencji.

Przewieźliśmy Lauren od razu w najbliższe, najbezpieczniejsze miejsce by ją ratować.

Widok jej zmasakrowanego ciała wręcz wbił mnie w podłogę, nie spodziewałbym się, że ta drobna osoba może przyjąć tyle ciosów, takich po których nie jeden twardy leżałby już i wąchał kwiatki od spodu.

-Treyvon możesz się uspokoić? Takim darciem się nie załatwisz nic, a jeszcze gorzej namieszasz.

Spiorunowałem Beatrice wzrokiem, ona nie robiła sobie z tego nic jedynie siadła podkulona na drewnianej podłodze u nich na jednym z korytarzy i jak reszta czekała na jakieś wieści od doktora po którego zadzwoniłem od razu jak ruszyliśmy z miejsca gdzie przetrzymywał ją ten chuj.

Drzwi lekko zaskrzypiały kiedy mężczyzna z siwizną opuścił pokój w którym zostawiłem brunetkę.

-Co z Lauren?

Uniósł na mnie wzrok i ciężko westchnął.

-Nie będę owijał w bawełnę. Panienka ma wstrząśnienie mózgu, zmasakrowane plecy, palce obwiązałem bandażami będzie trzeba zmieniać co dwa dni, odkryłem jeszcze starsze blizny i rany czy wie Pan coś na ten temat?

Zaskoczony włożyłem dłonie do garniturowych spodni i pokręciłem głową.

-No dobrze, proszę na razie robić opatrunki i podawać leki, ja będę przyjeżdżał do panienki i zmieniał kroplówki wzmacniające, proszę o to by nie przemieszczać pacjentki - podał mi jakąś kartę.

-Co to jest?

-Tu jest wszystko opisane dokładniej, na tyle ile udało mi się ją zbadać tu, skoro nie chcieliście jej przewieźć do kliniki, ale chce zaznaczyć, że jest możliwość pogorszenia jej stanu a wtedy, będzie potrzeba by to zrobić - zaznaczył poważnie skanując każdego wzrokiem.

-Jeśli nie będzie wyjścia zrobię to, to wszystko?

-Tak, ale proszę pamiętać o nakładaniu jej na poobijane ciało maści, na razie już więcej nie zrobię, do zobaczenia - minął nas i wyszedł.

Buzowało we mnie wszystko, możliwość tego, że Lauren jednak współpracowała ze swoją matką jako dziwka była jeszcze bardziej brana pod uwagę.

Blizny o których mówił lekarz bardziej mnie w tym przekonały.

-Treyvonie, moja przyjaciółka Violet o której wcześniej wspominałam ma kwalifikacje na pielęgniarkę, może ona pomoże nad opieką - Beatrice podeszła wolnym krokiem do mnie.

Uniosłem wzrok znad kartki i skinąłem głową.

-Teraz muszę zająć się tym skurwysynem - zgniotłem kartkę trzymaną w ręku i szybkim krokiem ruszyłem w znanym kierunku.

Carlos szedł za mną.

-Stary nie lepiej jechać do twojej rezydencji dopiero jak się uspokoisz? Przecież nie tylko chcemy go zabić ale i wyciągnąć od niego istotne informacje - słusznie zauważył ale w tym momencie jakaś pierdolona kokaina nie była tak ważna jak zemsta na nim za to co zrobił kobiecie która nie przytomna leżała w łóżku na górze.

-Carlos wyjebane mam w kokainę, rozumiesz? - obróciłem się i złapałem go za kołnierz koszuli, mocno popchnąłem na ścianę - Liczy się kurwa zemsta za to co zrobił Lauren!

-Kurwa puść mnie! Rozumiem cię, chodź nie do końca. Ledwo co ją znasz! Człowieku pozycja a jakaś laska która możliwe, że się puszczała z mamusią jest ważniejsza?

-Nie mamy stu procentowej pewności, w żadnym z klubów nie było nikogo o takim imieniu i nazwisku! - puściłem go.

Wkurwiony lekko dyszał i patrzył na mnie mając ognie w oczach.

-Która dziwka podaje prawdziwe imię i nazwisko?! Nie wierze, po prostu zaślepiła cię a ty poleciałeś na jej słodziutki uśmiech i jazdę na jebanym lodzie!

-Zamknij już ryj! Nie poleciałem na nią, rozumiesz? Chęć przelecenia kogoś i zemsty za Filipo, to mną kierowało kiedy spotkałem się z nią - skłamałem.

Potarł kciukiem zarost i przechylił głowę w lewo.

-Nie wierzę ci, ale to zostawmy na kiedy indziej - odparł już spokojniej - Poniosło mnie w sumie, powinieneś w końcu znaleźć sobie żonę, ale najpierw dowiedź tego, że nie była dziwką, jeśli nią była los czeka ją taki sam jak jej matkę - poklepał mnie po barku i powędrował w innym kierunku niż ja miałem zamiar iść.

Myślami byłem między zakrwawionym ciałem Lauren a swoim jebanym sercem które po tylu latach znowu zaczęło na kogoś reagować.

Chwilowo musiałem wrócić do swojej rezydencji, tam pokierowałem moimi ludźmi którzy mieli za zadanie zająć się póki ja nie mogę Blake'm.

W moim gabinecie panowały istne ciemności, nie przeszkadzało mi to. Kiedy zasiadłem na fotelu odpaliłem laptopa i od nowa uruchomiłem obraz z kamer które były w mieszkaniu brunetki. Na szczęście nikt ich nie zdemaskował.

Tam zobaczyłem scenę która odbijała się potem w mojej głowie.

Jakaś blondynka w starszym wieku była szarpana przez staruszkę w białym płaszczu.

-Ty suko, zniszczyłaś życie Lauren! - darła się.

-Zostaw mnie szurnięta starucho, ta dziwka sama zasłużyła sobie by wyrzucić ją stąd, to było mieszkanie mojego syna!

Miałem odpowiedź na jedno pytanie:

Kim była blondynka? Była z tego co wynikało matką tego skurwysyna Filipo. Zaś dalej nie wiedziałem kim była ta staruszka która trzymała za włosy rodzicielkę zdrajcy.

-Ty krowo! Lauren należy się to mieszkanie po tym co przez niego przeszła! To, że wciskała kit każdemu, że po nocach głośno oglądają filmy kryminalne i ty w to uwierzyłaś to naprawdę świadczy o ogromnej inteligencji. Twój skurwysyn synek bił Lauren! Katował ją, nie raz stałam pod drzwiami i słyszałam wszystko!

Otworzyłem szeroko oczy a pięści same zacisnęły mi się tak, że sygnety rozcinały mi skórę.

-Skurwysyn!

***

Na moim profilu pojawiła się nowa książka:

"Ukryte serce"

Zapraszam!

*Chciałabym podziękować za tyle wyświetleń! Dziękuję <3

Uwikłani w Sobie |18+Where stories live. Discover now