Rozdział 21

11.1K 268 6
                                    

 Miesiąc później...

Lauren

Poprawiłam żółty sweterek i ruszyłam do wyjścia z kwieciarni gdzie zaczęłam pracę. 

Odgarnęłam włosy za ucho i wyjęłam z torebki pęk kluczy którymi zamknęłam szklane drzwi ze złotą klamką. 

Mój płaszcz lekko powiał na zimnym wietrze otulając mnie kroplami padającego deszczu. 

Ułożyłam nad głową mój szalik i pędem zaczęłam przeciskać się przez ulicę która zatłoczona była ludźmi. 

Kiedy przemierzałam jedną z alejek zaciekawiło mnie pewne zgromadzenie tuż przy kamienicy która z tego co wiedziałam była opustoszała. Ludzie kręcili się tam a widok syren policyjnych i karetki wzbudził we mnie jakiś nie pokój który był nie kontrolowany. 

Nie patrząc na nic zdjęłam z głowy szalik i podeszłam. 

Ludzie okrążyli jakiś namiot, jakiś policjant przesłuchiwał staruszkę obok która roztrzęsiona mówiła o jakimś facecie w czerni który wypchał z okna drugiego. 

Byłam zaszokowana, otworzyłam szeroko oczy. 

-Ale proszę państwa, proszę się rozejść, mają zostać tylko świadkowie zdarzenia - drugi policjant krzyknął czym pogonił zbiegowisko ale nie mnie. Podszedł do mnie wysoki mundurowy - Proszę Pani ale wyraziłem się jasno, zostają tylko świadkowie zdarzenia!

-Może się Pan tak nie unosić? - zapytałam i rozejrzałam się - Od kiedy nie zabezpiecza się miejsca zdarzenia? Sam parawan nie wystarczy panie policjancie - zauważyłam perwersyjnie unosząc brwi. 

Facet przekręcił głowę lekko w bok czym lekko czynem przypomniał mi mojego byłego znajomego Treyvona który po naszym ostatnim spotkaniu zapadł się jak kamień w wodę. 

-Skąd takie przekonania? 

-Proszę wybaczyć ale to, zachowam dla siebie - znowu nałożyłam szal na głowę i obróciłam się z zamiarem odejścia, ale zatrzymałam się i obróciłam jeszcze raz do mundurowego który stał w tym samym miejscu - Ach, zapomniałabym - uniosłam lekko palec wskazując na niego - Jeśli ktoś was przekabluje komendantowi, możecie zostać srogo upierdzieleni - zaśmiałam się z kipną i odeszłam zostawiając w osłupieniu chyba nie tylko jego ale i resztę patrolu. 

Kiedy byłam w już uliczce prowadzącej do bloku w którym zamieszkiwałam poczułam szturchnięcie a potem zetknęła się z betonowym chodnikiem. 

Syknęłam bo poczułam ogromny ból w lewym barku. 

-Och, Nicolas długo nie musieliśmy szukać! Lalka Garcii sama nam się narzuciła! 

Jakiś obrzydliwy głos dotarł do moich uszu, myślałam, że nie chodzi tu o mnie ale myliłam się. 

Już po chwili kiedy zostałam schwytana przez oprawce a raczej oprawców, niestety byli przygotowani i nim zadałam cios w krocze przyłożyli mi jakąś chustę do ust a potem odpłynęłam na dobre. 

***   

Sądziłam, że to był jeden z kolejnych koszmarów które miałam podczas snu ale niestety nie tym razem. 

Poczułam jak coś unosi mnie a potem z ogromną siłą rzuca o coś znowu betonowego. Nie starając się nawet o ostrożność. 

Ból jak i potem chłód od wody wylanej na moją głowę wstrząsnął moim ciałem.

Dopiero wtedy otworzyłam w pełni powieki, natrafiając na pogardliwe spojrzenie jakiś zielonych oczu. 

-Suko budź się! 

Uderzenie na poliku wydawało się  być silniejsze niż te które zadawał mi Filipo. Metaliczny smak krwi rozlał się na moich wargach, a głowa odskoczyła w bok. 

Zaczęłam lekko dyszeć, a serce ze strachu myślałam, że zaraz rozsadzi mi klatkę piersiową. 

-Gdzie ja jestem? Czego chcecie? Nie znam was. 

Udało mi się to wypowiedzieć chodź przez ten dzwon szalejący w mojej piersi był niczym zagłuszające uderzanie młotka. 

-Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie teraz jedynie pragnę cię powiadomić, że moi ludzie nie są pobłażni i z takimi jak ty robią naprawdę dużo, szykuj się na prawdziwy rollercoaster - nachylił się nie znajomy który był niczym jakiś upiór z tych koszmarnych bajek dla dzieci, 

Złapał mnie za brodę i kciukiem musnął moje wargi. 

Zaczęłam się lekko oddalać ale na nic, złapał mnie silnymi rękoma za obite ramie i uderzył jeszcze raz. 

-Musimy cię poprawić kiedy dopóki cię nie oddamy temu chujowi.

Z tymi słowami zostawił mnie samą wśród mrożącej krew w żyłach wręcz klatce z jedną lampką po lewo. 

Zostałam tam zamknięta niczym jakiś zwierz, a zaschnięta krew na ścianie wywarła u mnie odruch wymiotny, mimo bólu pochyliłam się w prawo i zwymiotowałam. 

Uwikłani w Sobie |18+Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora