29

112 13 4
                                    

Obudziłem się i od razu zacząłem się rozglądać wokół. Leżałem w dość dużym, jednak w miarę pustym pomieszczeniu. Pokój miał białe ściany i kamienną, okropnie zimną podłogę, nie podział okien, a źródłem światła w pokoju była mała żarówka, powieszna idealnie na środku sufitu. Na przeciwko mnie ktoś leżał. Próbowałem wstać, jednak poczułem przeszywający ból w lewej nodze. Ogarnąłem, że posiadałem na niej okropnie wyglądającą ranę, której nie miałem wcześniej. Moje ostatnie wspomnienia się z tym nie kleiły. Próbowałem sobie przypomnieć co działo się po związaniu Owady, jednak miałem pustkę w głowie.

- Ishi? - jedyną osobą, która się do mnie tak zwracała był Owada, więc wywnioskowałem że to on.

- Mondo, czy wszystko w porządku? - znów próbowałem wstać i tym razem mi się udało. Trzymając się ściany, podszedłem do chłopaka. Wcześniej nie rozpoznałem go przez rozpuszczone włosy i to, że nie miał na sobie jego charakterystycznej kurtki.

- To ja powinienem się o to spytać ciebie, krwawisz - powiedział zmartwiony. Spojrzałem na ranę i faktycznie krwawiłem. Płyn ten przesiąkał przez moją nogawkę.

- Oh - usiadłem przed nim, a ten z kieszeni w spodniach wyciągnął lekko zakrwawiony bandarz. - Skąd to masz? - spytałem, wskazując na przedmiot.

- To? Pamiętasz jak się posprzeczałem z Byakuyą i piepsznąłem się w kant stołu i później byłeś na tyle łaskawy by mnie opatrzeć, będąc przy tym okropnie nie miłym? To właśnie z tego to mam. Gdy mi go zdejmowałeś, zostawiłeś go w salonie, więc go wziąłem. W sumie nie wiem po co, ale teraz to tobie się przyda.

- Nie byłem wtedy szczery, po prostu się ciebie bałem, chciałem traktować cię z wyższością, byś ty nie traktował mnie jak popychadło - powiedziałem zawstydzony moim wcześniejszym zachowaniem.

- Haha, wiem - zaczął owijać ranę bandarzem. - Wprawiało mnie to w zakłopotanie, chodziaż nie był to zamierzony efekt, chyba spełniało to swoje zadanie. Nie traktowałem cię jak gówno.

- Przynajmniej tyle. Jak jeszcze ty byś mnie dobijał, to chyba bym się wtedy kompletnie załamał.

- I tak już byłeś w okropnym stanie. Deprecha totalna, gorzej się nie dało.

- Eh, trudno - westchnąłem.

- No i gotowe - skończył mnie opatrywać. Był w zaskakująco dobrym humorze.

- Mondo... dlaczego tak bardzo nienawidzisz Makoto? - zmieniłem temat.

- Uhh... to o wiele bardziej skomplikowane, ale nie nienawidzę go. Jestem do niego neutralnie zastawiony - jego dobry humor zniknął.

- To dlaczego tak go potraktowałeś?

- Zanim to powiem, domyśliłeś się o co chodziło z tamtym pocałunkiem?

- Nie mam pojęcia o co ci chodziło.

- Cholera.

- Nie ważne co to będzie, nie będę... a w sumie już znasz tą śpiewkę.

- Nie o to chodzi, to po prostu... cholernie zawstydzające powiedzieć na głos. Gdybyś już wiedział o co chodzi, byłoby z górki, a to kluczowe w moim zachowaniu w stosunku do Naegi...

Westchnąłem i położyłem moje dłonie na jego ramionach.

- Mów wreszcie, bo korzenie zapuszczę.

- Eh, w końcu musiało do tego dojść, nie? Chociaż z całych sił nie chciałem, żeby znowu do tego doszło, haha... - głęboko westchnął, jakby chciał choć trochę zmniejszyć swój stres - Podobasz mi się Ishi i oddałbym wszystko bylebyś był szczęśliwy - zamknął oczy, tak by nie widzieć mojej reakcji.

- To... tłumaczy tak wiele! - byłem wręcz podekscytowany. - To dlatego uratowałeś mnie przed momokumą wtedy w domu i to, jak bardzo chowałeś przedemną niektóre rzeczy. Wszystko ma teraz sens!

- ... nie jesteś zły?

- Nie, to że "ci się podobam" można przetłumaczyć na to, że mnie kochasz. Miłość nie musi być romantyczna, nie? Może być rodzinna, przyjacielska... i na pewno są jeszcze jakieś - powiedziałem wręcz dumny.

- Eh... Ishi tu właśnie chodzi o romantyczną. Jak ktoś mówi, że im się podobasz, to może chodzić tylko o miłość romantyczną - wyglądał na załamanego.

- Oh... ale to nic złego. Nie przeszkadza mi to - nie chciałem go bardziej dołować i mówić wprost, że nie odwzajemniam jego uczuć. Dzięki niemu udało mi się w miarę, jakoż tako zrozumieć na czym polega miłość romantyczna i wiedziałem, że jej nie odwzajemniam w stosunku do Owady.

- Ale, kontynuując, od razu po pocałunku, nie obchodziło mnie czy się o tym dowiesz, jednak z chwili na chwilę bałem się coraz bardziej, że zareagujesz jak wtedy...

- Czyli kiedy? Pierwszy raz o tym słyszę.

- Za czasów uczęszczania do Hopes Peak. Podobałeś mi się już wtedy,  a gdy żartobliwie to wyznałem, ty to wyśmiałeś i stopniowo po tym przestałeś się do mnie odzywać. Nie pamiętasz z wiadomych powodów. Ja po prostu bardzo bałem się, że znów mnie zostawisz i...

- PRZEPRASZAM, TAK BARDZO PRZEPRASZAM - przerwałem mu, tak bardzo nie przechodziło mi przez myśl to, że mogę tak potraktować kogokolwiek. - Nie rozumiem dlaczego zrobiłem coś tak podłego, może gdybym cokolwiek pamiętał...

- Nie przejmuj się tym, nie pamiętasz tego, no i końcowo to już ciebie nie dotyczy, ale kontynuując chciałem obrzydzić tobie mój wizerunek, tak byś się nad tym już nie zastanawiał. Makoto, po prostu wydawał się idealnym kandydatem nad którym możnaby się poznęcać, więc to jego wybrałem. Nic do niego nie mam i nie miałem. Koniec, końców,  to nie zadziałało, bo teraz martwiłeś się o mój stan, no i Aoi teraz mnie jeszcze bardziej niecierpi. Czasami po prostu się nienawidzę za takie pomysły, nie,  ja po prostu się nienawidzę, nie ważne co zrobię.

Westchnąłem i go przytuliłem, miałem dość jego pesymistycznego gadania.

- "Deprecha totalna, gorzej się nie da", ty to potrafisz postawić wysoko postawić poprzeczkę.

- Ta... to ssie - wtulił się we mnie. - Mam już dość, nie chcę tu być, nie chcę żyć w tym całym burdlu.

_________________________
To teraz przedostatni rozdział, trochę poczekacie na finał, bo będzie masywny, a poza tym planuje napisać alternatywne zakończenie (na pewno krótsze), które będzie was bardziej cieszyć niż to prawdziwe. Proszę grzecznie czekać i nie pytać o kolejny rozdział ♡♡♡ (w ogóle prawie 1k słów w tym rozdziale, nice)

[ZAKOŃCZONE] "Ostatnia rozprawa to kłamstwo!" ishimondoKde žijí příběhy. Začni objevovat