Jego słowa tak bardzo mnie zaskoczyły, że nie mam pojęcia co powiedzieć. Wyskoczył z tym wszystkim tak nagle, że po prostu milczę, patrząc mu w oczy. Czy to, co teraz robię, jest złe? Czy powinnam mu pozwolić w tak czuły sposób trzymać moją dłoń? Czy właśnie w tej chwili daję mu nadzieję?

– Ja wiem, że nasze relacje powinny być stricte zawodowe, w końcu jestem twoim i Williama ochroniarzem, ale żałowałbym, gdybym nie spróbował. Zapewne uważasz mnie za okropnego człowieka, w końcu zaledwie dwa miesiące temu była pierwsza rocznica śmierci Sherlocka. Mimo to chciałbym sprawić, abyś ponownie była szczęśliwa.

To chyba pierwszy raz w moim życiu, kiedy nie potrafię zebrać żadnych myśli i powiedzieć cokolwiek sensownego. Dosłownie obok mnie siedzi przystojny, niezwykle opiekuńczy, mądry mężczyzna, z którym może mogłabym stworzyć zdrową relację. Sprawić, aby Will miał ojca. Jednak, gdy patrzę mu w oczy, nie czuję tego czegoś. Nie mogę powiedzieć, że nie jest idealny, ale nie jest nim. Nie jest Sherlockiem Holmesem.

– Leo, ja... ja nie wiem co mam ci odpowiedzieć na to wszystko. – Wysuwam powoli dłoń z jego uścisku i biorę głęboki wdech. – Nie chcę ci robić nadziei ani mówić, że to nie ma sensu. Ja nie jestem gotowa na nową relację. Naprawdę jestem wdzięczna, że nie robisz tego wszystkiego tylko i wyłącznie, dlatego, że to twoja praca. Chciałabym, aby na razie zostało między nami, tak jak jest.

– Dobrze, rozumiem. – Leon uśmiecha się do mnie, ale nieważne jak bardzo by się starał, to widać, że jest on wymuszony. – Będę czekał. Miesiąc, rok, a nawet lata. Do tego czasu zawsze będę obok, gdybyś mnie potrzebowała.

Fitz wstaje z krzesła, odkłada je na miejsce, a następnie całuje mnie delikatnie w czubek głowy. Bez słowa wychodzi z mieszkania, a jego kroki rozbrzmiewające na schodach cichną z każdym kolejnym stopniem. Wiem, że nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Widziałam to w jego oczach, tę tlącą się nadzieję na to, że będzie mógł pocałować mnie nie w czubek głowy, a w usta. W usta, na które często spogląda. W usta, które nadal należą do innego i zawsze będą tylko jego.

***

Rok i cztery miesiące po śmierci Sherlocka

Aktualnie Will ma osiem miesięcy i jest jednym z najbardziej roześmianych niemowląt, jakie widziałam. Gdy tylko skończył cztery miesiące, zaczął robić dziwne minki, aż w końcu wybuchał śmiechem, gdy Greg się wygłupia. Dzięki temu każdy z nas, choć na chwilę zapomina o szarości za oknem i żałobie w sercu. W szczególności John. Oczywiście nadal chodzi do terapeutki, walczy z żałobą i depresją, która ona spowodowała. Na szczęście widać postępy, co mnie niezmiernie cieszy. Zresztą sama do tej pory płaczę po kątach. Nie robię tego publicznie, ponieważ muszę być silna dla niego, dla Willa, dla każdego. Dla samej siebie.

Dzisiaj mam swój dzień. Mogę powiedzieć, że „Mamusia ma wychodne". Zostawiłam Williama na cały dzień u rodziców Holmesów. Uściślając, to oni mi zaproponowali jeden dzień wolności od syna, a ja grzeczności nie potrafiłam odmówić. Zresztą nie jest to mój dzień sam na sam z moją własną osobą, ponieważ Leo trzyma się mnie jak cień. Powiedziałam mu, że jak jeden raz wyjdę, gdzieś sama to nic mi się nie stanie. Nie chciał słuchać. No więc z braku laku zabrałam go ze sobą na basen. Nie pływałam od momentu powrotu do Londynu. Niezbyt przyjemnie kojarzy mnie się to miejsce, ale muszę wrócić do formy.

– Mam nadzieję, że nie będziesz się chciał wepchnąć do damskiej przebieralni, aby mnie pilnować? – pytam i zerkam na niego wymownie. Blondyn nerwowo przełyka ślinę, płacąc za własne wejście na pływalnię.

– Za kogo ty mnie masz? – Udaje oburzonego i szybko mnie wymija. Wiem, że chciał odpowiedzieć „Tak, będę musiał tam wejść", ale nie ma na tyle odwagi, aby to zrobić. – Przecież tam na pewno nikt nie wyskoczy z szafki, czy zza jakiejś zasłonki z pistoletem w dłoni.

The Black Dahlia • Sherlock HolmesWhere stories live. Discover now