Rozdział 43

221 12 2
                                    

Czarna Maska cofnął się tak że z mojej perspektywy go nie było widać. Zbierało się na deszcz, a ręka niemiłosiernie mnie bolała. Zaczęłam szukać wzrokiem jak mogłabym się wydostać.

W pewnym momencie z zaskoczenia mężczyzna z biegu wskoczył do dziury, a w rękach miał piłę mechaniczną.

Serio? Jak w każdym z horrorów... Mógłbyś się trochę bardziej postarać... -  powiedziałam w głowie w pierwszej chwili, ale zaraz po tym tego pożałowałam.

Mężczyzna włączył piłę i powoli zaczął się do mnie zbliżać.

- Ostatnie zadanie. Musisz zgadnąć kim jestem, ale masz jedną próbę. - powiedział.

Poczułam jak jedna kropla spływa mi po policzku. Tylko że to nie łza. Deszcz. Gdybym ugrała trochę na czasie...

- Jeżeli odpowiem źle to co się stanie? - zapytałam próbując zdobyć trochę czasu.

- Umrzesz z rąk piły mechanicznej.

- A jeżeli odpowiem dobrze?

- Może cię wypuszczę... A może nie... Musiałbym się zastanowić.

Czułam w kościach że jak już to lugnie na raz. Cofałam się krok po kroku i patrzyłam śmierci w oczy.

- Jeżeli miałabym umrzeć mógłbyś coś dla mnie zrobić? - zapytałam

- Zależy.

- Mógłbyś powiedzieć moim przyjaciołom i mamie że kocham ich z całego serca?

- Mógłbym. - powiedział i coraz bardziej do mnie podchodził. - Kim jestem?! - krzyknął mi w twarz.

- Martin Dupain! - odkrzyknęłam zestresowana.

Trafiłam plecami na ścianę. Przylgnęłam do mokrej i zimnej ziemi. Wtedy mężczyzna jednym ruchem zdjął kominiarkę i ukazała mi się twarz mężczyzny podobnego do ojca a jednak tak innego.

- Racja.

- Co zrobisz teraz? - zapytałam cała zalana potem ze łzami w oczach.

- Pozdrów ojca. - powiedział i się zamachnął maszyną gotową mnie zabić.

Uniknęłam ciosu. Wtedy deszcz zlitował się nade mną i lugnął wielkimi kroplami. Martin na początku był zdezorientowany ale dosłownie chwilę później znów rzucił się na mnie żeby mnie zaatakować.

Maszyna wtedy zaczęła się uspokajać i się wyłączać. Martin przeklął głośno i rzucił maszynę na ziemię która jeszcze ostatkiem sił ruszała łańcuchem.

Wziął mały scyzoryk który miał w kieszeni i rzucił się z nim na mnie. W pierwszy odruchu rzuciłam się na mokrą ziemię. Błoto oziębiło mnie strasznie a kałuża zmoczyła moje ubrania.

Deszczu było coraz więcej. Unikałam ciosów cała spocona i wystraszona. W pewnym momencie straciłam refleks i nie zdążyłam odsunąć się przed ciosem. Zimny metal przejechał po moim policzku rozcinając skórę.

~~~

Nastała grobowa cisza która ciążyła nam wszystkim. Chcieliśmy od niej uciec ale nikt się nie ruszał.

- Co teraz? - przerwał ciszę Plag. Widziałem że miał mokre policzki. W sumie jak każdy w tej chatce.

Popatrzyłem na każdego po kolei. Nikt się nie odzywał. Nawet Plag który pewnie w takiej grobowej sytuacji normalnie by powiedział "kandyduje na nowego szefa mafii" teraz się nie odzywał.

- Idziemy jej poszukać? - luźno łkając rzuciła Alya.

- Leje. - powiedziała Tikki pesymistycznie.

Przyjmiesz mnie do mafii, Marinette? /miraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz