Rozdział 5 |LNŚ|

319 18 8
                                    

Musiałam obudzić się niedługo po wizji z wspomnieniami, ponieważ leżałam w tym samym miejscu gdzie upadam wcześniej tracąc przytomność. Na swoim policzku czułam dłoń, którą rozpoznałabym wszędzie; ciepła, lekko szorstka ale nadal miękka dłoń Newta gładziła mnie po policzku gdy próbowałam otworzyć jeszcze ciężkie powieki.

Otworzyłam oczy najpierw gwałtownie ale zalała mnie fala oślepiającej jasności, w uszach nadal słyszałam szum i rozmazane dźwięki kłócących się osób. Przyzwyczajając oczy do światła które tam panowało, kątem oka zauważyłam Thomasa siedzącego na Gallym i okładającego mojego brata pięściami; nie był moim biologicznym bratem, ale w strefie sprawiał że czułam się kochana i potrzebna. Muszę mu powiedzieć, ale jeszcze nie teraz. Myślę, że ta informacja mogłaby go złamać. Plan jest taki aby powiedzieć mu, iż nie jesteśmy spokrewnieni kiedy odnajdziemy już Minho i będziemy bezpieczni; o ile w ogóle go odnajdziemy... Gdy już się otrząsnęłam wstałam szybko, co nie było dobrym pomysłem, bo od razu przed moimi oczyma zobaczyłam ciemność. Gdy już mój organizm przyzwyczaił się do zmiany pozycji, podbiegłam do Thomasa; przynajmniej spróbowałam. Mój umysł zalały myśli wszystkich obecnych tutaj ludzi, obraz przed oczami powoli się rozmazywał, a ja rozpaczliwie zasłaniałam uszy dłońmi.

- PRZESTAŃCIE! – wydarłam się na cały głos, a jakaś niewidzialna siła wypłynęła ze mnie i uderzyła wszystkimi o ściany, sprawiając że teraz panował spokój.

- Błagam przestańcie – powiedziałam ciszej i osunęłam się powoli na podłogę.

Niemal natychmiastowo podbiegł do mnie Newt oraz Gally, których wzrok zdradzał wszystko – bali się. Bali się mnie, moich mocy, wszystkiego co jest we mnie nadnaturalne. Newt próbował mnie złapać za dłoń ale ja szybko ją zabrałam i wstałam otrzepując z siebie pył oraz kurz.

- Nie dziwię się wam. – oznajmiłam, a wszyscy dookoła wiedzieli już o co mi chodzi.

Zaczęłam iść w kierunku, który odczytałam z myśli Galliego. Szłam krętymi korytarzami i ścieżkami słuchając przy tym o czym rozmawiają chłopcy, którzy chwilę potem poszli za mną.

- To niemożliwe – mówił Patelniak.

- Jakim cudem jeszcze żyjesz? Przeci... Przeciez widzieliśmy jak umierasz. – kontynuował

- Po labiryncie spotkałem grupę zmierzającą do miasta. Zobaczyli, że jestem odporny, opatrzyli mnie i przyprowadzili tutaj – do Lawrence'a. – przyspieszyłam kroku i z tego co widziałam, byłam już prawie u celu.

- Toczą wojnę z Dreszczem, odkąd przejął kontrolę nad miastem. Dreszcz nie ukryje się za tymi murami na zawsze.

- Któregoś dnia zapłacą za wszystko co zrobili – powiedziałam prześmiewczo w tym samym momencie co Gally. Ten za to zatrzymał się zdezorientowany.

- Od czego by tu zacząć... - zaczęłam nie gniewając dalej na Galliego, chłopak nie wiedział do końca o moich nowych mocach a ja się na niego rzuciłam. – Skracając, dreszcz zabrał mnie do swojej fujowo fajowskiej siedziby, tam miałam robione bardzo purewsko przyjemne badania, i koniec końców wyszło na to, że do purwy umiem czytać w myślach, mówić w waszych umysłach i przewidywać przyszłośc. Ale na tym nie kończymy mój drogi, z dzisiejszych wydarzeń wynika, iż sama nie znam siebie bo okazuje się że posiadam jeszcze inne, purwa zajebiste moce. – powiedziałam na jednym wdechu.

- Nie wiem co powiedzieć... - mruknął lekko rozkojarzony.

- Nieważne. – odpowiedziałam i skręciłam po raz ostatni widząc stojącego tyłem do nas człowieka, który pielęgnował swój krzak. Dobra to chyba nie był krzak, bo miał kwiaty. Nie znam się na roślinach i chyba nigdy nie przyjdzie mi spamiętać te wszystkie trudne ich nazwy.

- Gally, cieszę się że wróciłeś.- powiedział spokojnym głosem nieznajomy stojąc nadal tyłem do nas. Zauważyłam, że ma podpiętą kroplówkę z niebieskim płynem. Od razu zrozumiałam. Zanim zaczęłam konwersować z naszym tajemniczym gościem powiedziałam do chłopców w myślach;

- Nie gapcie się.

- Żaden Gally, jestem Beatrix, dla przyjaciół Trixie. – nieznajomy się odwrócił i dopiero teraz zobaczyłam w jak wysokim stadium choroby jest, kroplówka nadal pozwalała mu zachować spokój ale zostało jej niewiele.

Lawrence, jak przeczytałam z myśli Galliego, odszukał wzrokiem mojego brata i spojrzał na niego lekko skołowany.

- Jasper wszystko mi powiedział. – oznajmił Lawrence do Galliego.

- To była rzeźnia. Nie mamy szans z tymi działkami. – odpowiedział mu mój brat

- Nie... Ale nie da się usunąć gniazda szerszeni, unikając ich ukąszeń.

- Co to za ludzie? Co tu robią? Czemu tu są? – Lawrence zadał trzy pytania.

- Musimy dostać się do Dreszczu – zza moich pleców wyszedł Thomas.

- Kochany, pozwól że ja porozmawiam z naszym ,,zbawicielem" – powiedziałam do Thomasa i palcem pokazałam mu, że ma wrócić tam gdzie stał wcześniej.

-Mój brat powiedział, że możesz nam pomóc. – zaczęłam ponownie rozmowę z dotąd nieznajomym.

- Brat? – powiedział pod nosem Lawrence.

- Jasne, ale to długa historia i trochę skomplikowana. Opowiem ci jak już zostaniemy przyjaciółmi, a ty pomożesz nam dostać się do siedziby Dreszczu. – odpowiedziałam mu już nieco zirytowana.

- Więc... Twój brat nie powinien składać obietnic, których nie może dotrzymać. – Lawrence przeszywał mnie wzrokiem.

- Oj, kłóciłabym się. – Wpurwiona mu odchrząknęłam.

- Poza tym mur to połowa waszego problemu. Dostanie się do Dreszczu jest niemożliwe. – Lawrence puści moją uwagę mimo uszu.

- Nic nie jest nie możliwe. – zaczęłam trochę donośniejszym tonem.

- Może być sposób... Ale nie uda się bez Beatrix. – wtrącił się Gally.

- Czyżby? – bąknął pod nosem Lawrence.

- Wiesz kim jestem? – Lawrence trzymając swój stojak na którym zawieszona był worek z niebieskim płynem zaczął iść w moją stronę – Beatrix? – stanął centralnie przed moją twarzą i schylił się do mojego ucha. – Biznesmenem – odpowiedziałam w tym samym czasie co on.

- A to oznacza, że nie podejmiesz zbędnego ryzyka – kontynuowałam

- Czemu mam ci zaufać? – zapytał Lawrence.

- Bo mogę ci pomóc – świdrowałam nowo poznanego moim wzrokiem. – Jeśli przeprowadzisz mnie przez te mury, dostaniesz to czego potrzebujesz. – rzekłam czując, że moje oczy zaczynają mnie lekko piec.

- W takim razie Beatrix, czego twoim zdaniem potrzebuje? – zapytał się na co ja natychmiastowo mu odpowiedziałam, zamykając moje coraz bardziej piekące oczy.

- Czasu.

Odsunęłam się od Lawrence'a i otworzywszy piekące oczy skierowałam się w stronę Newta, ale natychmiast tego pożałowałam bo poczułam jakby ktoś palił mi oczy żywcem. Uczucie lekkości, czułam, że upadam. Tracę kontakt z rzeczywistością. Jedyne co usłyszałam przed odpłynięciem był to głos Newta mówiący:

-Trix twoje oczy...

-------------------------------------------------------------------------------

Wróciłam po 3 miesięcznej przerwie, przepraszam bardzo bardzo i jeszcze raz bardzo. Musiałam przemyśleć parę spraw i cierpiałam na kompletny brak weny. Wiem, że straciłam na pewno dużo stałych czytelników tej książki, czego bardzo żałuję... Ale wróciłam i mam nadzieję, że nowy rozdział przypadnie wam do gustu.

Buziaki i do następnego :*

Rozdział ze specjalną dedykacją dla jagodkizlasu, któr* cierpliwie czekał/a na nowy rozdział mojej książki <3

You Are The Reason...  Więzień Labiryntu | NewtWhere stories live. Discover now