Rozdział 8 |PO|

323 16 2
                                    

Siedziałyśmy tak z Teresą przez dłuższy czas, jej głos wyrwał mnie z zamyślenia:

- Na świecie chorują miliony ludzi Trixie. Twoja krew jest lekiem, ale nie starczy dla wszystkich... Każdy człowiek stracił swoich bliskich przez Pożogę, nie możemy ich zawieść... Nie ja! Dlatego musimy znaleźć lek.

- Co masz na myśli? – zapytałam patrząc na nią podejrzliwie

- Że musisz to zrozumieć. – powiedziała patrząc w górę

- Co? – Wpatrywałam się w nią morderczym spojrzeniem

- Dlaczego to zrobiłam. – obróciła się ponownie patrząc na niebo

Z niedaleka słychać było znany mi szum – Dreszczowskie helikoptery.

Na niebie zaczęły rozbłyskać światła, otoczył nas Dreszcz.

Chwyciłam moją siostrę mocno za nadgarstek i ściskając go coraz mocniej wydarłam się:

- Ha! Niech zgadnę to było kolejne zadanie od zjebanego Jansonka?! Zdobyć nasze zaufanie a potem nas wydać?!

- N-ni... - chciała wyjąkać ale ja kontynuowałam swoje

- Daruj sobie! Zdradziłaś nas! Z-D-R-A-D-Z-I-Ł-A-Ś jeśli potrzebujesz przeliterowania aby zrozumieć sens tego słowa! Od początku wiedziałam, że będą z tobą problemy! Ulubienica naszej równie popikolonej matki, prawda?!

- Trix w nas tkwi nadzieja... - oznajmiła cicho

- Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj! Nie istniejesz już dla mnie! Nie jesteś moją siostrą! – łzy cisnęły mi się do oczu, bo w głębi duszy wiedziałam że nie mam już nikogo.

Spojrzałam na nią ostatni raz przelotnym wzrokiem i czym prędzej zbiegłam na dół do obozowiska. Zanim zdążyłam zbiec w stronę namiotu leczniczego poleciał pocisk. Cały namiot i obszar wokół niego stanął w płomieniach.

- Nie! Nie! Nie! Tylko nie Brenda! – mruczałam pod nosem

Pognałam w stronę szczątek namiotu w płomieniach.

Na obozowisko spadało coraz więcej pocisków, a powietrze przeszywał krzyk ludzi którzy w panice szukali jakiegoś schronienia.

Helikoptery otoczyły nas a z nich zaczęli wyskakiwać uzbrojeni w karabiny z nabojami paraliżującymi żołnierze. Żołnierze strzelali w każdą osobę którą napotkali, nie zważając czy jest to dziecko czy starsza osoba. Postrzeleni zwijali się na ziemi w objęciach rażącego ich prądu.

Z namiotu w którym leżała Brenda nie zostało nic oprócz prochu. Ochraniając głowę jakąś metalową blachą znalezioną przy okazji pognałam w stronę Vinca stojącego z Harriet przy jakiejś armacie.

Harriet podawała mu amunicje w czasie kiedy ja przybiegłam.

- Umiesz strzelać? – krzyczał Vince abym go usłyszała

- I to jak! – Odebrałam z rak Vinca spory karabin z magazynkiem na około dwadzieścia pięć naboi.

Czołgając się podeszłam do jakiejś beczki i wychylając się zza niej zaczęłam strzelać do nadchodzących do nas żołnierzy z Dreszczu.

Zauważyłam, że Vinca osłaniają również chłopcy – Newt, Minho, Siggy i Aris. Mimo, że mnie zranili nie chciałam aby coś im się stało.

Wzdrygnęłam się gdy ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Odwróciłam się, a moim oczom ukazała się Brenda.

- Całe szczęście! A teraz pomóż mi ich osłaniać! – powiedziałam do niej głośno

Dziewczyna chwyciła za rewolwer i zaczęła celować w żołnierzy.

You Are The Reason...  Więzień Labiryntu | NewtWhere stories live. Discover now