Victor zaczesał czekoladową ścianę włosów sprzed swoich oczu, zbijając potylicę z drewnianą nasadą łóżka.

— Pamiętam. Czemu do tego wracasz? — zapytał, zaczepiając spojrzenie gdzieś na białych ścianach, gdzie ostatniej, jeszcze niezroszonej aż tak wielkim stresem nocy, zabijał brutalnie pająka, na którego szczekał Hatsukoi.

Scarlett uniósł kącik ust ku górze, podając powoli butelkę z whisky w dłonie starszego, który pośpiesznie uczynił to samo, co książę ułamek sekundy wcześniej.

— Mam wrażenie, że przed możliwą śmiercią warto wyrzucić najskrytsza prawdę, do tej pory skrywaną w głębi serca. Jak cenny skarb. Prawdę, której nie dowiesz się już od nikogo innego — wydusił spokojnie, jakby co najmniej wymawiał mrożąca krew w żyłach tajemnicę świata, niczym ten stary, siwy dziadek nad palącym się kominkiem w starej chatce. — Nie ciekawi cię to już? — dodał książę, unosząc spojrzenie na pułkownika.

Victor podrapał się nerwowo po tyle głowy. Nie był dobry w poważne rozmowy, nigdy. Może i zawsze dostawał plakietkę idealnego przyjaciela do wypłakania się, ale totalnie nie potrafił poruszać ciężkich, nużących problemów, uciekając od nich najdalej, jak tylko się dało. Dlatego też nie chciał z góry naciskać tamtego wieczoru na Scarletta, pomimo że nikła ciekawość rzeczywiście rozpierała go.

Obietnica złożona samemu sobie.

Ciekawiło go, co kryło się pod tym terminem, jednak wiedział również, że nie miał prawa zbyt mocno drążyć. Teraz natomiast zaniepokojenie zasiadło na jego ramionach. Głos księcia był poważny, cięty niczym najostrzejszy miecz na tym świecie, do tego stopnia, że kolejne dreszcze obiegły ciało Victora. Nie miał pojęcia, czym mogła się łączyć historia długich włosów księcia oraz tajemnicy rodziny królewskiej, jednak mimo to odwrócił się powoli w jego stronę, pozornie wygodniej rozsiadając na twardej, zimnej podłodze.

— Ciekawi, ale nie chciałem tamtego wieczoru naciskać na ciebie. Bałem się, że może to być zbyt prywatne, jak na naszą znajomość — odparł niepewnie, czując, że wstępują powoli na stanowczo inne strony rozmowy. Nie rozmawiali jak książę i pułkownik, niegdyś nienawidzący się, a potem lubiący nawzajem podokuczać.

Rozmawiali jak ludzie przekonani, że za kilka dni, a nawet godzin, może ich już tu nie być.

Scarlett jednak nie wydawał się skrępowany tym, na jaką stronę schodziła ich rozmowa. Oparł się wygodnie o drewniane, twarde oparcie łóżka, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Delikatny, charakterystyczny uśmieszek zdobił jego twarz, a sam chłopak nie wyglądał, jakby miał zaraz wyjawić wielką tajemnicę rodziny królewskiej, która tak sumiennie połączona była z faktem jego przywiązania do długich, jasnych włosów. Na dłuższą metę przeszkadzających w sytuacji, w której się znajdowali. Co, jak co, ale strzelanie do zombie z przerwami na poprawienie kitki nie należało do najwygodniejszych.

Siedemnastolatek wbił swoje spojrzenie przed siebie. Victor dostrzec mógł jedynie, jak puste i bez wyrazu ono było. Scarlett nie był czystą kartką, jasno pokazującą swoje emocje. Przeważnie jego oczy tliły się delikatnymi iskierkami, jakby przemawiającymi o tym, co działo się pod maską suchego, oschłego księcia. Teraz tak nie było, iskierki schowały się w kąt z płaczem, a ciemne, puste spojrzenie jedynie jeszcze bardziej utwierdzało Victora w przekonaniu, że to nie będzie łatwa, swobodna i przyjemna rozmowa.

— Wiesz, jak to jest kiedy ktoś ci coś zabiera? Zabiera coś, czego nigdy nie dostrzegałeś, nie uważałeś za ważne, a jednak gdy to straciłeś, dopiero zwróciłeś uwagę, jak bardzo chciałbyś móc cofnąć czas. Zatrzymać przy sobie swoją własność i móc podarować komuś, kogo szczerze kochasz. Jednak nie możesz cofnąć czasu, więc element, który najbardziej przypomina ci o stracie, zaczynasz traktować, jak bóstwo, wychwalać ponad chmury i niebiosa oraz dbać, byle tylko temu małemu wspomnieniu nic się nie stało. — Blondyn spojrzał w stronę zamglonych, lekko podpitych oczu Victora. Twarz nastolatka była sztywna, spokojna, a jednak kąciki ust unosiły się w przebiegłości ku górze. Prychnął on bezgłośnie śmiechem. — Nie ścinam włosów, odkąd pierwszy razy ktoś dotknął mnie bez mojej zgody.

LYCORIS RADIATAWhere stories live. Discover now