Rozdział 37

38 15 0
                                    

Rose

Skromne wesele skończyło się zaledwie po kilku godzinach zabawy. Nie było w tym noc dziwnego, bo dużo nie piliśmy, a większość tancerzy na samym początku kariery wolała stronić od alkoholu. Nie było to dla mnie niczym zaskakującym, bo chociaż z zasady im bardziej jest się wysportowanym, tym więcej alkoholu jest się w stanie przyjąć.

- Chodź, Clive! - zawołał Pinky, przynosząc na wolną część stołu karton z jednorazowymi opakowaniami na artykuły spożywcze. - Pomożesz pakować.

Obróciłam się, żeby zobaczyć, jak wstaje z krzesła i podchodzi do Pinky'ego, a ten podaje mi jeden z mniejszych kartonów i podsuwa mu jeden z dużych talerzy, na którym wyłożone były wszystkie rodzaje ciasta, jakie przygotowano dla gości.

Uśmiechnęłam się, kiedy poczułam, jak Frank opiera się głową o moje ramię i całuje w szyję. Położyłam mu dłoń na karku i poczułam, że nadal miał na głowie ślubny kapelusz.

- Wiesz, że panowie młodzie zwykle od razu je zdejmują? - zagadałam, spoglądając mu w twarz.

Jego twarz rozjaśniał uśmiech. Pogładziłam go po policku i zmniejszyłam dystans pomiędzy naszymi twarzami. Pocałowałam go i wzięłam głęboki oddech.

- Wiesz, że teraz nie ma odwrotu. - zachichotałam. - Trzeba zmienić łóżko.

Frank parsknął śmiechem i pokręcił głową. Rozejrzałam się po sali restauracyjnej. Pan Castillo i Ines pomagali ściągać dekoracje, a Lena przysnęła z głową na kolanach Henri'ego.

- Restauracja ma zamiar normalnie przyjmować gości? - zmarszczyłam brwi, widząc jak Mistrzyni Kleopatra pakuje do pudeł papierowe girlandy i zamyka je szeroką taśmą klejącą na pistoletowej gilotynie. Wiedziałam, że po naturalnie skończonej imprezie, wszyscy goście zobowiązali się do pomocy przy sprzątaniu, ale nie spodziewałam się, że aż tylu ludzi zostanie.

- Z tego, co wiem tak. - pokiwał głową. - I tak korzystamy ze zniżki Pinky'ego, praktycznie wynajęliśmy lokal po znajomości...

- Z Twojej pensji urzędnika? - zmarszczyłam brwi.

- I z Twojego funduszu na studia, na które i tak nie pójdziesz. - kiwnął głową. - Mogę wiedzieć o co poprosiła Cię Lena? Przed krojeniem tortu.

Byłam zaskoczona, jak szybko zmienił temat. Westchnęłam i wskazałam na Maxa, któremu Kleo podała jedno z pudeł z dekoracjami.

- Poprosiła mnie o wyleczenie kolana Maxa. - powiedziałam, a on z zaskoczenia odsunął się ode mnie na kilkanaście centymetrów. - Wiesz, żeby znowu mógł zawodowo tańczyć. Tylko najpierw musi to zaproponować jemu, a ja zapytać Kleo, żeby w tym pomogła.

- Martwisz się, że sama nie dasz rady? - Frank spojrzał mi w twarz.

- I tak i nie. - pokręciłam głową. - Zwykle przez pierwszy rok po zakończeniu nowicjatu robi się wszystkie trudniejsze rzeczy pod okiem Mistrza, dopóki więź nie zaniknie.


Garnitur Franka wisiał tuż obok mojej sukienki, ale kapelusz i welon leżały niedbale na biurku w sypialni Franka, chociaż teraz już naszej wspólnej.

- Trzeba wynająć firmę od przeprowadzek. - powiedziałam, kiedy zauważyłam, że Frank się już obudził. - Trzeba wnieść moje graty.

- Niekoniecznie.- cmoknął, gładząc mnie dłonią po włosach. - Pinky sądzi, że jadłodajnia nie dostała tak dużego datku od bardzo dawna. Uważa, że kilku facetów się zobowiązało do oddania nam jednej przysługi, więc... ten problem już mamy z głowy.

- Nieźle, jak na wesele bez prezentów. - zachichotałam.

- Fakt, nie spodziewałbym się. - zaśmiał się, kiedy usiadłam i podciągnęłam do siebie koc, żeby się zakryć. - Już wstajesz?

- No wiesz, kiedyś trzeba. - powiedziałam, chcąc przyśpieszyć, ale Frank złapał mnie w pasie i pociągnął z powrotem na wąskie łóżko. - Hej!

Pisnęłam, pozwalając mu się obcałować. Odwzajemniłam jego pocałunki, wiedząc, że sielanka rozpłynie się z chwilą powrotu do życia. Oboje wrócimy do pracy.

- Wiesz co? - zawołałam, kiedy zamknęłam za sobą drzwi łazienki. - Poprosiłam szefa wytwórni, żeby przeniósł mnie do klubu do Paryża.

- I co? - odkrzyknął za drzwiami.

- Zgodzili się. - odpowiedziałam, przygotowując sobie ręcznik i wskakując do kabiny prysznicowej. - Chyba coś niedaleko otworzyli. Już mnie przyjęli na rezydentkę.


Kleo otworzyła teczkę, którą przyniósł nam Max. Robiliśmy to za plecami jego ojca, bo teraz Max mógł samodzielnie podejmować decyzje, a chociaż pan Castillo był obecny na naszym ślubie, to nie miał pojęcia, według czyjej tradycji przeprowadzany jest nasz ślub.

- Jesteście pewne, że to się może udać? - zapytał, kiedy Kleo przyglądała się jednemu z pierwszych jego zdjęć po kontuzjowaniu.

- Oczywiście, że to się uda. - wzruszyła ramionami. - Tylko musisz tego naprawdę chcieć, bo to będzie dla Ciebie niezła rewolucja.

Max zmarszczył brwi i potrząsnął głową. To jasne, że nie zrozumiał, co ma na myśli. Otworzyłam usta, chcąc powiedzieć jak wygląda przywracanie zagojonej kontuzji do stanu pierwotnego, ale Kleo mnie powstrzyła unosząc rękę.

- Zanim wyleczymy Twoje kolano, będzie trzeba pozrywać wszystkie tkanki. - wyjaśniła, wskazując na zdjęcie. - Tak jak tutaj. A to będzie bolało jak cholera.

Max zbladł, co mnie nie zaskoczyło. Byłam pewna, że pamiętał moment upadku, a nawet mogło mu się to śnić po nocach.

- Ale... - zaczął. Mogłabym przysiąc, że widzę łzy w jego oczach.

- Czasami, żeby coś odbudować, trzeba to zburzyć do fundamentów. - powiedziałam spokojnie. - Miałeś dwie operacje, żeby nakierować ścięgna, ale one po drodze trochę się pogubiły. Żeby je naprawić, musimy je doprowadzić do stanu sprzed kontuzji.

- Czyli co... - zaczął, unosząc rękę. - Cofniecie moje kolano w czasie?

- Nie. - Kleo pokręciła głową. - Nie można cofnąć w czasie nic żywego. Można tak naprawić zbitą wazę, albo stłuczoną żarówkę, ale nie żywy organizm.

- Szkoda. - wymamrotał, opuszczając spojrzenie na swoje splecione dłonie.

- Powinieneś jeszcze wiedzieć, że po wyleczeniu Twoja noga może się wydawać trochę obca. -dodałam. - Może Ci się nawet zdawać, że nie należy do Ciebie.

- Nie rozumiem. - zmarszczył brwi, rozglądając się po pokoju hotelowym, w którym zamieszkała Kleo. - Co to właściwie znaczy?

- Rose ma na myśli... - westchnęła ze zniecierpliwienie. - Że będziesz musiał ją na nowo wytrenować. 

Mamy czas || Znajdź mnie w ParyżuTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon