Rozdział 17

87 14 0
                                    

Rose

- Dbaj o niego. - powiedział Pinky, zanim wyszedł. - Zgrywa twardziela, ale to ściema.

- Tak, wiem. - uśmiechnęłam się do niego. - Zdążyłam zauważyć. Bardzo miło było mi Cię poznać.

- Ciebie też było miło poznać. - odwzajemnił mój uśmiech. - Do zobaczenia.

- Cześć.

Zamknęłam za nim drzwi i wróciłam do niewielkiego saloniku, w którym Frank siedział nad kubkiem gorącej herbaty. Przez kilka dni ogrzewanie w mieszkaniu było wyłączone, więc teraz było tu strasznie zimno, a termostat, nawet na najwyższych obrotach, potrzebował chwili, żeby załapać. Nadal siedzieliśmy w kurtkach, żeby jakoś wytrzymać.

- Jesteś pewien, że nie chcesz spędzić u nas jeszcze jednej nocy? - zapytałam, siadając obok niego na kanapie. - Rano powinno być już ciepło.

- Nie, wolę zostać tutaj. - pokręcił głową. - Wiem, że Mistrzyni Kleopatra uważa, że częste przenosiny są bezpieczne, ale chcę jak najszybciej przywyknąć do tej strefy czasowej.

- To może ja zostanę na noc? - zaproponowałam. - W tym tygodniu i tak obejrzeliśmy masę filmów, ale mogę skoczyć do siebie po jakieś szablony z pepercraftu.

Poczułam na sobie zaskoczone spojrzenie Franka, zaraz potem zdając sobie sprawę, że w życiu mu o tym nie wspominałam.

- Co? - zmarszczył brwi. - Nic nie mówiłaś.

- Bo nie robiłam tego, od dawna. - wywróciłam oczami, całując go w policzek. - To nic wielkiego. Klejenie papieru pomaga mi się uspokoić i tyle. Od prawie dwóch lat tego nie potrzebowałam, więc nie było co o tym mówić.

Frank zamrugał, spoglądając na mnie z zaskoczeniem. Nie powiedziałam, że „odkąd się poznaliśmy", chociaż dokładnie taka była prawda.

- No nie patrz tak na mnie! - jęknęłam, opadając na krzesło.


Frank sięgnął po kolejną z kinowych ulotek, które ja i David zbieraliśmy od kilku lat, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Wstałam, mając zamiar otworzyć, ale on mnie powstrzymał.

- To moje mieszkanie, pamiętasz? - uśmiechnął się, mijając mnie i przechodząc do drzwi.

Zaśmiałam się, przyciągając do siebie kolejne pudło z bibelotami, które zabrałam z Los Angeles. Rano zrobiło się znacznie cieplej, a Lena dała Frankowi jeszcze kilka wolnych dni, więc wzięłam od siebie kilka kartonów, żeby jakoś ożywić mieszkanie Franka. Właśnie wybraliśmy dokładnie trzy przedmioty. Szklaną figurkę delfina, oprawione zdjęcie wodospadu Nirivana i ulotkę filmu „Sherlock: Gra Cieni", która już była przypięta do tablicy korkowej w kuchni.

- Rosie jest? - usłyszałam głos Mistrzyni Kleopatry.

Zamarłam z obrazkiem (który David chyba kupił kiedyś u jakiegoś starszego pana na ulicy) w dłoni. Mistrzyni Kleopatra? Twierdziła, że teraz nie ma zamiaru opuszczać Sanktuarium...

- Jest. - odpowiedział, brzmiąc na trochę zaskoczonego.

- Oczywiście. - rzuciła. - Pokaż język.

Niemal parsknęłam śmiechem, kiedy usłyszałam zamykające się drzwi. Natychmiast spoważniałam, wiedząc że przy Mistrzach musimy zachować kamienny wyraz twarzy.

Frank wprowadził Mistrzynię do saloniku, w którym siedzieliśmy przez ostatnie kilka godzin. Uniosłam brwi, widząc w co jest ubrana. A wyglądała wystrzałowo. Włosy, zaplecione w cienkie warkoczyki miała spięte w koński ogon, który wystawał spod wełnianej czapki z otworem na czubku głowy. Jej jeansy były bardzo obcisłe, a pod rozpiętą puchową żółtą kurtką mogłam zobaczyć neonowo-różowy top z głębokim dekoltem, co uwydatniało jej piersi. Co prawda zdawałam sobie sprawę, że przestała się starzeć niedługo po pięćdziesiątym roku życia, ale nie sądziłam, że wygląda aż tak dobrze.

- Coś się stało, Mistrzyni? - zapytałam z niepokojem.

- Kiedy ostatnio widziałaś Galahada? - skinęła na mnie głową.

- Czy ja wiem, jakieś dwa tygodnie temu. - odpowiedziałam, wzruszając ramionami.

- W Sanktuarium, czy poza nim?

- Pod szpitalem świętego Józefa. - oznajmiłam, dobrze pamiętając to ostatnie spotkanie.

Mistrzyni Kleopatra opuściła gardę. Zgarbiła się i opadła na skraj fotela przy drzwiach. Teraz wyglądała, jakby poważnie się zmartwiła.

- Jasna cholera... - zaklęła przez zaciśnięte zęby. - Ten drań jeszcze coś ukrywa.

- Mistrz Galahad? - zmarszczyłam brwi.

Mistrz Galahad jest moim przewodnikiem. Wybrał mnie spośród kandydatów, żeby poprowadzić moje szkolenie. Nigdy, ale to nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby nazwać go draniem, bo zawsze był dla mnie zbyt serdeczny.

- Nie Galahad. - prychnęła. - Colosus. Eva usiłowała połączyć się z jego umysłem. Porozmawiać z nim na odległość...

Połączenie między umysłami było drugą najtrudniejszą sztuką, zaraz po łączeniu zerwanych synaps mózgowych. Zwykle daje wgląd do wspomnień drugiej osoby, udostępniając jej swoje.

- I co?

- No właśnie nic. - zruszyła z oburzeniem ramionami. - Założył bardzo silną zaporę ochronną. Zdecydowanie ma coś do ukrycia, a kiedy zapytałam go o Galahada, zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Ten stary sukinsyn coś ukrywa. Jestem tego pewna.


Zatrzasnęłam drzwi zmywarki i obróciłam się na pięcie. Frank rozłożył dokumenty z Biura na całej powierzchni stolika, studiując je starannie.

- Co Ty właściwie robisz? - zmarszczyłam brwi, podchodząc bliżej i zaglądając w jego papiery. Zmarszczyłam brwi, widząc stosik kwestionariuszy osobowych.

- Podróżnicy w czasie, których na razie udało nam się odnaleźć. I jeszcze kilku nieodnalezionych. - wyjaśnił, odrzucając teczkę, którą trzymał w dłoni. - Przestępcy. Lena... Lena poprosiła mnie, żebym był sędzią w tych sprawach. Zaproponowałem Victora, ale on też uważa, że to powinienem być ja.

Przysiadłam obok niego na kanapie. Położyłam dłoń na jego ramieniu, powoli opuszczając ją niżej i kreśląc kręgi na jego łopatce.

- Martwisz się, że nie podołasz? - zapytałam cicho.

- Nie. - pokręcił głową, ukrywając twarz w dłoniach. - Po prostu nie czuję się do tego odpowiednim człowiekiem. Nie po tym co nawijałem.

Przytaknęłam i oparłam głowę o jego ramię. Poczułam jak zmienia pozycję i całuje mnie w skroń. Przez chwilę miałam przed oczami jego jasne, rozczochrane włosy.

- W szpitalu dużo rozmawialiśmy. Ja i Lena. - powiedział po dłuższej chwili. Wie, że nawet Victor zdaje sobie sprawę, że o grzeszkach Biura wiem więcej niż ktokolwiek inny.

- A Nico? - zapytałam.

Frank gorzko się zaśmiał i pokręcił głową. Nie było w nim ani śladu wesołości.

- To był jego pomysł. - wychrypiał. - Wie, że został oszukany. W przeciwieństwie do mnie, bo ja od razu ich przejrzałem. 

Mamy czas || Znajdź mnie w ParyżuWhere stories live. Discover now