Rozdział 24

55 14 0
                                    

Frank

Chodziłem po salonie, ignorując Rose i Clive'a którzy podejmowali kolejne próby, żeby mnie uspokoić. Skończyła mi się guma, a Rose przyniosła mi tylko krem do rąk, więc dzisiaj nie mogłem się opanować w swój tradycyjny sposób.

- Jesteś pewna, że nic Ci nie zrobił? - zapytałem ją po raz setny.

- Nie. - pokręciła cierpliwie głową. - Tylko plótł jakieś głupoty. Nie warto się tym przejmować.

Ona uważała, że nie warto zawracać innym tym głowy, ja wręcz przeciwnie. Byłem przekonany, że o takich rzeczach Mistrzyni Kleopatrze po prostu trzeba mówić. Ona dobrze wie, kim jest ten człowiek i do czego jest zdolny.

- Może zgłosicie to na policję? - zaproponował Clive, stawiając na stole czwarty talerzyk na ciasto.

- Nie, Clive. - oznajmiła spokojnie Rose, zwracając się do Clive'a jak do dziecka. - Ten człowiek urodził się ponad sto pięćdziesiąt lat temu. Oficjalnie nawet nie istnieje. Nie mieliby kogo ścigać. Z resztą to i tak nie jest ich kaliber. Ludzie nie znają Magii Czasu, rozumiesz?

- No to może powinniśmy im powiedzieć? - zaproponował beztrosko.

- Clive, to nie... - zaczęła Rosie, ale powstrzymałem ją, kręcąc głową.

- Nie. - rzuciłem krótko. - Nie brnij w to, bo będzie jeszcze gorzej.

Rosie odpuściła, opadając na fotel. Wyglądała na wyczerpaną, w co trudno uwierzyć, bo rano była pełna energii. Powoli opadały ze mnie emocje, jakbym potrzebował tylko czegoś bardziej błahego, żebym mógł się tym przejąć.

Zapikał telefon Rose. Wstała z miejsca i wyjęła komórkę z tylnej kieszeni spodni. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała.

- Muszę do Sanktuarium. - powiedziała w końcu. - Teraz. Mistrzyni Kleopatra wysłała wiadomość.

- To ona ma telefon? - zmarszczyłem czoło, patrząc na nią z zaskoczeniem.

- Tak, z klapką. - machnęła ręką. - Stary model, ale działa. Wysyła mi SMSy przed przejściem do Sanktuarium, kiedy chce, żebym też się tam zjawiła.

Uniosłem brwi, ignorując Clive'a, który podniósł ze stolika jeden z talerzyków i podstawił mi go pod sam nos. Po kilku sekundach musiał zrozumieć, że nie chcę tego ciasta i po prostu odpuścił.


Następnego dnia poszedłem do pracy o normalnej porze. Clive wyszedł jakieś dziesięć minut przede mną, ale dwa razy sprawdzałem, czy na pewno nie zapomniał kluczy, więc jeśli wróci przede mną, nie powinien mieć kłopotów z dostaniem się do domu.

- Spóźniłeś się. - rzucił oskarżycielsko Nico, kiedy tylko pojawiłem się w biurze.

- Tak, pierwszy raz i tylko o pięć minut. - kiwnąłem głową. - Coś mnie ominęło?

Zamiast odpowiedzieć, Nico obrócił w moją stronę ekran swojego laptopa. Zmarszczyłem brwi, rozpoznając na zdjęciu Mistrza Colosusa, który daje nam się we znaki, odkąd powiedziałem Lenie o Rosie. Głównie jej daje się we znaki.

- Pojawił się? - zapytałem, przyglądając się stronie ze starego raportu. - Czekaj, przecież to sprawozdanie sprzed piętnastu lat.

- Tak, wiem. - przytaknął. - Po prostu czytaj, dobrze?

Usiadłem na dodatkowym krześle, na którym zazwyczaj siadała Lena, kiedy przychodziła do naszego pokoju. Przebiegłem spojrzeniem po tekście i już po pierwszych kilku zdaniach podniosłem głowę, patrząc na niego zszokowany.

- Zaatakował Twoją matkę? - prawie wrzasnąłem.

- Tak, ale nie w tym rzecz. - powiedział spokojnie, siadając na swoim fotelu. - Czytaj dalej.

Bez słowa wróciłem do czytania i po chwili z każdym słowem byłem coraz bardziej zaskoczony.

- Wiedziałeś o tym? - zapytałem. - Wiedziałeś, że Twój ojciec był Wybrańcem?

Pokręcił głową i skrzyżował ramiona na piersi.

- Właśnie się dowiedziałem, że moi rodzice byli bratem i siostrą. - odpowiedział. - Trzeba to powiedzieć Lenie. Ostatnio prawie udało się go schwytać. Mój ojciec zastosował technologię Biura, która zwielokrotniła jego moc Wybrańca, ale nikt nie wiedział, jaka może być za to cena. Nie udźwignął tej mocy i ona go zabiła. Jeśli Lena chociaż spróbuje...

- Może skończyć tak samo. - dokończyłem. - A co z tym, że jej moce mogą się wyczerpać? Mistrzyni Kleopatra to sprawdziła, nie ma powodu, żeby kłamać.

- To też sprawdziłem. - odpowiedział, przewijając dokument o kilka stron do przodu. - Rozmawiałem z Henri'm. Ostatnio Lena miała... Drobne trudności z teleportacją.

Popatrzyłem na niego zaskoczony. Nie zrozumiałem co ma na myśli.

- Z każdym skokiem staje się coraz słabsza. - wyjaśnił rzeczowo. - Nie mówiła tego, żeby nas nie martwić, ale wie że tej mocy na długo jej nie wystarczy.


Wieczorem wróciłem do domu. Całe moje mieszkanie pachniało domowymi ciasteczkami. Zmarszczyłem brwi, wchodząc do saloniku, z którego łatwo można było przejść do kuchni.

Przy kuchennym blacie stali Pinky i Clive. Nie zauważyli, że przyszedłem, tylko nadal zajmowali się... tym, co właśnie robili.

- Teraz musisz przekręcić. - powiedział Pinky, gestykulując wolną ręką. - Tylko szybko, na tacę, żeby nie zdążyło się wywalić obok.

- Dobra. - pokiwał głową. - Będziesz łapał, w razie czego?

- Nie zdążyłbym. - zachichotał. - Na trzy. Raz, dwa...

Nie powiedział „trzy", tylko sprawnie pokierował dłonią Cliva, przekładając ciasto na paterę, która chyba była wcześniej na szafie.

- Widzisz, wyszło całkiem nieźle. - powiedział, klepiąc go po plecach. - Myślałem, że zdążymy, zanim Frank wróci, no ale...

Wskazał na mnie, na co Clive się obrócił, uśmiechając się do mnie szeroko. Odwzajemniłem jego uśmiech i wszedłem do środka.

- Co tu robicie? - zmarszczyłem brwi, patrząc to na jednego, to na drugiego.

- Zrobiłem kolację. - wypalił Clive. - Wiem, że nie za bardzo lubisz gotować, sądząc po starych opakowaniach po gotowych tostach z serem, a Rosie nie wiadomo kiedy wróci...

- A ja zrobiłem deser. - Pinky wszedł mu w słowo, zarzucając sobie ścierkę przez ramię. - Clive chciał, żebym go nauczył robić piernik, ale dopiero go skończyliśmy. Poza tym mam Wam coś do powiedzenia.

Uniosłem brwi, co nie uszło uwadze Clive'a, który uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- A to raczej dobra, czy zła wiadomość? - zapytałem niepewnie.

Clive albo sam nie wiedział o co chodzi, albo po prostu... był Clive'm.

- Przenieśli mnie do restauracji w Paryżu. - oznajmił, niemal chichotliwym głosem. - Mam być ich ciastkarzem. Szefowa kuchni, która mnie wtedy przygarnęła, teraz wraca do Glasgow, więc oddała mi swoje mieszkanie.

- Będziemy się częściej widywać? - zapytał Clive, ubiegając mnie z tym dosłownie o sekundę.

- Dokładnie. - przytaknął z radością. - Przygotujcie się na poważne przytycie, chłopcy!

Mamy czas || Znajdź mnie w ParyżuWhere stories live. Discover now