Rozdział 19

80 13 0
                                    

Rose

Otworzyłam oczy, rozglądając się po pokoju. Niemal natychmiast zauważyłam Franka siedzącego przy stoliku przed rozłożonym laptopem. Kiedy zauważył, że się poruszyłam oderwał spojrzenie od ekranu i wstał z krzesła.

- Hej, jak się czujesz? - zapytał, kucając naprzeciwko łóżka, w którym zwykle on spał.

Od razu wróciły do mnie wydarzenia z poprzedniego dnia. Uczucie rozrywającego bólu w piersi i tępą, paraliżującą pustkę, którą po sobie zostawił. Do tej pory tylko słyszałam o konsekwencjach nienaturalnego przerwania więzi między Mistrzem, a nowicjuszem. Czy chłopcy też czują się aż tak źle? Przecież oni musieli odczuć to w taki sam sposób. Musiałam pamiętać, że Galahad miał jeszcze trzech uczniów na nowicjacie.

- Muszę do domu. - wymamrotałam, odrzucając koce, ale Frank był ode mnie szybszy.

Błyskawicznie popchnął mnie z powrotem pod koce i położył mi dłoń na ramieniu. Poczułam, jak składa na moim policzku delikatny pocałunek, ale nie miałam siły, żeby zareagować i przyciągnąć go do siebie. Podejrzewałam, że z jego perspektywy moje reakcje były o wiele bardziej ślamazarne, niż mi się wydaje.

- Nigdzie się stąd nie ruszysz. - pokręcił głową. - David zadzwonił do Twojej szkoły. Powiedział, że jesteś chora i nie przyjdziesz na lekcje. Mistrzyni Kleopatra przekonuje Wszechmistrzów, żeby wzięła na siebie dokończenie Twojego nowicjatu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, jeszcze dzisiaj zabierze Cię do Sanktuarium. Później pogada z Leną o pomyśle Twoim i Galahada.

- Na razie tylko jeden z Wszechmistrzów okazał swoje pełne poparcie. - zauważyłam.

- Jeden to i tak dużo jak na początek. - odpowiedział, siadając na skraju łóżka i gładząc mnie dłonią po przedramieniu. - Jeśli przekonamy resztę, może uda się na nowo odbudować przymierze, które powstało na samym początku.

- Oby. - westchnęłam.

Wszystko wokół mnie nadal było stłumione, ale przynajmniej mój mózg już pracował na wyższych obrotach, co było już sporym postępem.

- Spróbuj się jeszcze przespać. - powiedział łagodnie. - Mam jeszcze dwa raporty do napisania i Nico dał mi kilka swoich do wglądu. Przynajmniej nie mam na razie roboty w terenie.

Nie odpowiedziałam, Wystarczyło, że zrozumiałam.


Podniosłam głowę na dźwięk dudnienia. Frank wstał na równe nogi, pokazując mi, żebym się nie ruszała. Usłyszałam, jak otwiera drzwi, a później do mieszkania wchodzi ktoś na wysokich, stukających obcasach. Kilka sekund później do pokoju wparowała Mistrzyni Kleopatra, która miała na sobie ten sam strój z lat osiemdziesiątych, w którym przyszła do Sanktuarium, kiedy ukończyła praktykę w szpitalach polowych.

- Zbieraj się, Rosie. - powiedziała szybko, sprawnym ruchem zrzucając ze mnie koce, którymi opatulił mnie Frank. - Musimy iść do Sanktuarium.

- Podjęto decyzję? - zapytał, stojąc kilka kroków od nas.

- Musieli się pośpieszyć. - wyjaśniła, sadzając mnie na łóżku i zakładając mi buty. - Kryształ wyczuł, że jedna z więzi nie została zerwana w naturalny sposób i nasze moce osłabły.

- Chłopcy? - zapytałam.

- O nich się nie martw. - oznajmiła, zarzucając mi kurtkę na plecy. - Dwóch nie przeszło jeszcze rytuału złączenia, a więź trzeciego już zaczęła się zacierać. Wzięłaś na siebie cały ten ból, więc to Ty przechodzisz to najgorzej. Zazwyczaj ból powinien się rozkładać. Trudno powiedzieć... Nie było takiego przypadku od ponad trzystu lat.

- Kryształ? - powtórzył Frank, robiąc krok w naszą stronę. - Jaki znowu Kryształ?

No jasne, nawet nie próbowałam mu o tym powiedzieć. Informowanie niemagicznych o źródle naszej mocy było zakazane. Nie miałam pojęcia, czy to jeden z wiążących zakazów, ale wolałam nie ryzykować.

Mistrzyni Kleopatra spojrzała mi w twarz, sięgając po mój płaszcz. Jej ruchy były zadziwiająco sprawne, jakby nie po raz pierwszy kogoś ubierała.

- Nie mówiłaś mu? - zapytała. Pokręciłam głową, a ona uśmiechnęła się do mnie serdecznie. - Dobra dziewczynka, ale Frankowi możemy powiedzieć.

- Czy któraś z Was w końcu raczy mi wytłumaczyć o jaki Kryształ chodzi? - przerwał jej Frank, po raz kolejny przypominając nam o swojej obecności.

- Wielki Kryształ jest Źródłem Magii Czasu. - wyjaśniła, mówiąc bardzo powoli, jak zawsze, kiedy kogoś uczyła. - Decyduje, kogo obdarzyć mocą i w jakiej ilości. Dary dla czterech rodzin podróżników w czasie zawierają tylko niewielki jego odłamek.

- Czasomierze. - wymamrotał.

- Tak. - rzuciła krótko. - Niestety z czterech zostały tylko trzy. Wasi przodkowie zabierali po fragmencie kryształu wielkości ziarenka piasku. Nie miały zbyt wiele mocy, więc czarownicy stworzyli dni portali, żeby je ustabilizować.

- Dlaczego zostały tylko trzy? - zapytał Frank.

Znałam odpowiedź na to pytanie. Chciałam mu o tym powiedzieć, a nie wiedziałam, czy mogę, bo Nico mógłby sobie tego nie życzyć.

- Bo Michelsowie przed laty rozbili swój element Kryształu. - odpowiedziała, stawiając mnie na nogi i podtrzymując, żebym się nie przewróciła. - Zaczęli na nim eksperymentować, stworzyli więcej czasomierzy, a nawet na jego wzorze nauczyli się korzystać z pola kwantowego, tworząc własną, sztuczną technologię, nie zdając sobie sprawy, że pierwotna magia zawsze będzie potężniejsza.

Po przeprowadzeniu rytuału poczułam się znacznie lepiej. Poczułam, jak wszystko wraca do normy, przez co wróciłam do fizycznej równowagi.

Stanęłam w progu, przyglądając się Frankowi, który siedział na kanapie nad jakimiś papierami. Uśmiechnęłam się, kiedy podniósł rękę, żeby podrapać się po nosie.

- Frank... - zaczęłam, stając naprzeciwko niego.

Podniósł głowę, uśmiechając się szeroko. Odłożył folder na bok i wstał, przytulając mnie do siebie mocno. Odwzajemniłam jego uścisk, czując jak całuje mnie w skroń. Uśmiechnęłam się, ie mogąc się powstrzymać.

- Jak się czujesz? - wyszeptał.

- Lepiej. - odpowiedziałam, opierając głowę o jego ramię. - Teraz już znacznie lepiej.

Mamy czas || Znajdź mnie w ParyżuΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα