Ciche westchnienie wydobyło się z moich ust, gdy denerwujące kosmyki włosów opadły na moje czoło, delikatnie mnie łaskocząc. Pobudka zdecydowanie była dla mnie jedną z gorszych części dnia.
Gdy chciałam przewrócić się na drugi bok, poczułam, jak czyjaś dłoń obejmuje mnie w tali. Wspomnienia z wczorajszego wieczoru wróciły do mojej głowy, malując na moich ustach mimowolny uśmiech.
Powoli uchyliłam powieki, przypatrując się szatynowi. Jego klatka delikatnie unosiła się i opadała w stałym tempie. Po kilku sekundach zadziorny uśmiech zawitał na jego ustach.
-Gapisz się - mruknął, wywołując u mnie cichy śmiech.
-Musiałam nacieszyć się chwilą nim znowu staniesz się aroganckim dupkiem - zakpiłam, przesuwając dłoń na jego policzek.
Gdy jego powieki się uchyliły, automatycznie wbiłam spojrzenie w parę błyszczących, zielonych tęczówek. Zdecydowanie miałam słabość do zielonych oczu.
-Dupkiem? - prychnął, stale uśmiechnięty.
Nim zdążyłam zareagować, Sebastian znalazł się nade mną, dociskając moje ciało do miękkiego podłoża.
-Nie cofnę tych słów - oznajmiłam z rozbawieniem, na co pokiwał lekceważąco głową.
-Mam dar przekonywania - stwierdził, na co parsknęłam śmiechem.
-Powinnam się bać? - zapytałam, splatając ręce na jego karku.
-Raczej powinno ci się spodobać - stwierdził.
Chwilę później usta szatyna znalazły się na moich. Stale uśmiechnięta, natychmiastowo odwzajemniłam pocałunek.
To wszystko jakoś nie mogło do mnie dotrzeć. Czułam się, jakby to, co działo się ostatnio w moim życiu było wyjątkowo odległe. Zupełnie jakbym oglądała swoimi oczami zupełnie inne życie. To wszystko zdawało mi się obce i właściwe jednocześnie. Ciężko było określić, co właściwie czułam. Jedyne, co wiedziałam na pewno, to to, że obecność zielonookiego szatyna ma na mnie wyjątkowo mocny wpływ. I szczerze mówiąc, niespecjalnie mi to przeszkadzało.
Sebastian przesunął prawą dłoń nad moją głowę, aby oprzeć się na łokciu, drugą wędrując na moją talię. W momencie, w którym jego język przesunął się po moich wargach z wyjątkową zmysłowością, automatycznie rozchyliłam usta, splatając nasze języki w namiętnym tańcu.
Dłoń szatyna wtargnęła pod moją koszulkę i zaczęła uważne studiowanie każdego kawałka mojego ciała. Jego usta oderwały się od moich na krótką chwilę, a mnie jak zwykle naszła ochota, żeby chociaż trochę go podenerwować.
-To miał być twój sposób? - parsknęłam śmiechem, zauważając, jak wykręca oczami. - Chyba musisz się bardziej postarać - wzruszyłam ramionami.
-Wczoraj nie narzekałaś - odparował, przybierając typowy dla siebie uśmiech. - Poza tym, mam jeszcze jeden sposób, specjalnie na nagłe wypadki - zakpił, składając pojedynczy pocałunek na czubku mojego nosa, po czym szybko się wyprostował.
Uniosłam brwi, z zaciekawieniem obserwując dalszy przebieg wydarzeń, gdy obie ręce szatyna znalazły się na mojej tali, rozpoczynając atak łaskotek. Automatycznie wybuchnęłam głośnym śmiechem, kompletnie nie mogąc nad tym zapanować.
-Sebastian... Nie mogę... - próbowałam wydusić z siebie cokolwiek pomiędzy napadami śmiechu, ale z jakiegoś powodu szło mi to strasznie opornie. Piekielne łaskotki. - Oddychać... Przestań! - krzyknęłam, dalej zawijając się ze śmiechu.
-Chciałabyś - odparł, posyłając mi zadziorny uśmiech.
Zdecydowanie nie planował mnie posłuchać. Wręcz przeciwinie, poczułam, że łaskotki stale się nasilają. Szatyn odsunął swoje ręce dopiero, gdy zauważył, że naprawdę brakuje mi tchu.
-Wygrałem? - zapytał z pewnym uśmiechem.
-Chciałbyś - mruknęłam, celowo używając tego samego tonu, co wcześniej on.
-Bo zaraz zacznę z powrotem - oznajmił, przesuwając palcami wzdłuż mojej tali. Posłałam mu błagalne spojrzenie, przechylając przy tym głowę w bok. - To uznajemy, że wygrałem.
Ponownie ułożyłam dłonie na jego szyi i zrobiłam nadąsaną minę, żeby w końcu przestał. Sebastian uśmiechnął się delikatnie i pokręcił głową. Miło było poznać go od tej drugiej strony.
-Wiesz... - spoważniał momentalnie. - Nie chce, żebyś myślała, że to, co stało się wczoraj było dla mnie obojętne.
-Sebastian...
-Zaczekaj - przerwał mi. - Pozwól mi skończyć - westchnął. - Nie zamierzałem cię wykorzystać i chce ci tylko uświadomić, że myślę o tobie na poważnie - wyznał.
-Mam tak samo - zapewniłam go. - Jesteś dla mnie ważny i nie żałuje niczego, co stało się wczoraj - odpowiedział mi szerokim uśmiechem. - Czyli to oficjalnie oficjalne?
-Cóż... Sądząc po tym, że w nocy nie uciekłaś, tak jak to miałaś w zwyczaju do tej pory, myślę, że jak najbardziej - wymruczał, zachowując minimalną cząstkę cynizmu w głosie. To zabawne, że nawet w takich chwilach nie opuszczała go ta cecha.
-I jak ja z tobą teraz wytrzymam? - zaśmiałam się, gdy jego twarz ponownie zbliżyła się do mojej.
-Jesteś niemożliwa - pokręcił głową z rozbawieniem. - Ale chyba za to cię...
-Sebastian, śniadanie! - w zdanie wszedł mu kobiecy krzyk, dochodzący najprawdopodobniej z parteru. Posłałam mu zdziwione spojrzenie. Z jakiegoś powodu nie pomyślałam nawet, że ktoś mógłby być w tym domu.
-Później dokończysz to zdanie - uśmiechnęłam się zadziornie. - Musze je sobie nagrać - dodałam.
-Marzenia - mruknął. - Zaraz przyjdziemy! - odkrzyknął stale wpatrując się we mnie, tym razem z powagą i zainteresowaniem.
-My? - spojrzałam na niego, unosząc brwi z rozbawieniem. - Kiedy zdążyłeś pochwalić się mamusi? - zakpiłam, na powrót wywołując sarkastyczny uśmiech na ustach szatyna.
-Od razu po tym, jak poszłaś spać - odparł, na co posłałam mu zdziwione spojrzenie. - Żartuję, głupolu - wykręcił oczami, pukając mnie w czubek głowy. - Pewnie i tak już widziała twoje buty w przedpokoju - wzruszył.
Westchnęłam ciężko, gdy Sebastian podniósł się z łóżka. Zdecydowanie nie uśmiechało mi się to śniadanie.
✿ڿڰۣ-
YOU ARE READING
ALMOST LOVE || Sebastian Smythe ✔
Fanfiction❝𝑇ℎ𝑒 𝑜𝑝𝑝𝑜𝑠𝑖𝑡𝑒 𝑜𝑓 𝑙𝑜𝑣𝑒 𝑖𝑠 𝑛𝑜𝑡 ℎ𝑎𝑡𝑒; 𝑖𝑡'𝑠 𝑖𝑛𝑑𝑖𝑓𝑓𝑒𝑟𝑒𝑛𝑐𝑒..❞ Miłość? Nienawiść? Totalne brednie. W końcu, co to za różnica? Nie ma dobrej i złej strony. Jedyne, co się liczy, to zabawa i miłe towarzystwo...