Chapter 3

390 40 34
                                    

-Zadowolona? - zapytałam, posyłając brunetce szeroki uśmiech, po czym usiadłam na łóżku naprzeciw jej i szatyna.

-I to jak - pisnęła, klaszcząc w dłonie. - Mam nadzieję, że to nie nasze ostatnie zakupy - wystawiła wskazujący palec, patrząc na mnie z powagą. - Bo prędzej zaciągnę cię tam siłą, niż na to pozwolę - oznajmiła, na co parsknęłam śmiechem. - Musimy zabrać ze sobą Kurta przy następnej okazji. On dosłownie kocha zakupy - spojrzała na mnie, dalej gadając, jak nakręcona. - Jestem pewna, że się polubicie.

-Barbra, wyluzuj - prychnęłam. - Nie wszystko na raz - pokręciłam głową z uśmiechem.

-Racja - mruknęła, unosząc ramiona. - To co chcecie robić? - zapytała, wbijając wzrok w Finna - Przy wolnej chacie raczej nie musimy się ograniczać - wzruszyła ramionami, sącząc średnio zachęcający, pomidorowy sok przez słomkę.

-Może pożyczymy butelkę szkockiej z barku twoich ojców i zagramy w nigdy w życiu nie? - zaproponował szatyn. - W końcu ledwo się znamy - spojrzał na mnie z zachęcającym uśmiechem.

-Jak dla mnie super - wzruszyłam ramionami, zerkając na nie do końca przekonaną Rachel. - No dawaj - szturchnęłam ją łokciem.

-Sama nie wiem - spuściła wzrok. - Mam złe wspomnienia z alkoholem - wzdrygnęła się.

-No weź, Berry - wykręciłam oczami. - Nikt tu nie zamierza się upić. Chodzi o dobrą zabawę - Finn posłał swojej dziewczynie zachęcający uśmiech, na co skinęła głową i wyszła z pokoju, szczerząc się. - Co to za wspomnienia? - zapytałam, ściszając głos i puknęłam go w ramię, na co parsknął śmiechem

-W skrócie, dostała kosza od geja - oznajmił.

-Od twojego brata? - zdziwiłam się, unosząc brwi.

-Niee - pokręcił głową, oponując- od jego chłopaka - wyjaśnił, powodując u mnie całkiem spore zdumienie.

-Biedna - skwitowałam, ściągając brwi, gdy Rachel weszła do środka, machając dzierżoną w dłoni butelką.

✿ڿڰۣ-

Jęknęłam ciężko, gdy światło słoneczne zaczęło drażnić moje oczy. Z olbrzymim oporem uchyliłam powieki, odwracając głowę z dala od okna. Czułam się, jakby ktoś dosłownie zdzielił mnie w tył głowy twardą patelnią. Niestety, nie dane było mi nawet ponarzekać na tą okropną chwilę - nerki dały mi znak, by natychmiastowo skierować się do łazienki. Niewiele myśląc, tak też postąpiłam.

Stanęłam przed lustrem, wpatrując się w ciemne wory, widniejące pod moimi oczami. Westchnęłam, wbijając wzrok w korektor, który dzierżyłam w dłoni przez dłuższą już chwilę.

-Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła, malutki - szepnęłam, ściskając przedmiot w dłoni.

Gdy zaczęłam wyglądać całkiem znośnie, wróciłam do pokoju Rachel, w którym najwidoczniej spędziłam już drugą z rzędu noc i to nie naumyślnie. Wbiłam wzrok w jasny ekran telefonu. Pierwsze, co przykuło moją uwagę, to SMS od Berry.

Rachel ⭐️
Stwierdziłam, że pewnie będziesz miała ochotę dzisiaj dłużej pospać, biorąc pod uwagę, wczorajszy wieczór...
No nic, w każdym razie, wrócę jakoś koło szesnastej. Mam kilka spraw do załatwienia.

Buziaczki ❤️

Spojrzałam na godzinę, z zaskoczeniem odkrywając, że jest już grubo po czwartej, a Berry nadal nie ma. Mimo wszystko, po prostu zeszłam na dół, zbędnie się nie przejmując i wbiłam wzrok w pełną lodówkę, z której wyciągnęłam ser, łykając po drodze jakąś aspirynę.

Zapewne, gdyby ojcowie brunetki znajdowali się w domu, czułabym dyskomfort podczas grzebania po ich szafkach w celu odnalezienia tostera, ale skoro byłam sama, co za różnica?

Mimo tego, że mogłam oficjalnie uznać dom, w którym mieszkałam za swój, dalej czułam się dziwnie na tę myśl. W końcu przez głowę nie mogłaby mi przejść opcja tęsknienia za Madison. Stwierdziłam więc, że po prostu powinnam się do tego przyzwyczaić.

Gdy położyłam gotowe tosty na talerzu, do środka wparowała uśmiechnięta Rachel.

-Ale coś ładnie pachnie - stwierdziła z ekscytacją, po czym wbiła wzrok w talerz, stojący na kuchennym blacie. - Podzielisz się, prawda? - wydęła dolną wargę, wsuwając dłonie pod brodę i zamrugała kilka razy. Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową.

-Bez szans - mruknęłam, kierując się w stronę schodów, na których wyprzedziła mnie brunetka.

-No weź - jęknęła, stając mi na drodze. Zaśmiałam się cicho, unosząc brew ku górze.

-Nie - odparłam z kpiną, na co brązowooka zmrużyła oczy.

-Nie? - zapytała, wpatrując się we mnie z podejrzliwością. Pokręciłam przecząco głową, na co natychmiastowo się wyprostowała. - W takim razie sama sobie wezmę - powiedziała szybko, zabierając mój pięknie pachnący obiadek i pobiegła do swojego pokoju.

Stałam w osłupieniu przez dłuższą chwilę, po czym zaśmiałam się cicho, podążając za brunetką.

-Rachel - mruknęłam pretensjonalnie, ściągając brwi, gdy weszłam do pokoju. Berry siedziała na środku łóżka, jedząc mojego tosta i wpatrywała się we mnie dużymi oczami. - No nie wierzę - ułożyłam ręce na biodrach, widząc pusty talerz. - Jakim cudem wchłonęłaś w siebie prawie dwa tosty w ciągu zaledwie pięciu sekund? - westchnęłam, chowając twarz w dłoniach.

-Ne pszeszadzaj - odparła z pełną buzią, zbywając mnie machnięciem dłoni.

Opadłam z ciężkim jękiem na łóżko obok brunetki, która w dalszym ciągu jadła, głośno przy tym mlaskając. Zerknęłam na nią kątem oka. Na widok jej nieufnego spojrzenia i pełnych ust, zaczęłam się skręcać ze śmiechu. Przypominała wystraszonego chomika. Gdy w końcu przełknęła, dołączyła do mnie w wyśmiewaniu jej komicznego wyrazu twarzy.

-Ach, - wytarłam palcem łzę śmiechu - jesteś nienormalna - skwitowałam. - Jakbyś poprosiła, to zrobiłabym ci te tosty - spojrzałam na leżącą obok brunetkę, podnosząc się do pozycji siedzącej. Brązowooka wzruszyła ramionami, udając, że nie wie, o co chodzi. - Wiesz, że wisisz mi za to latte? - oznajmiłam oskarżycielskim tonem, uśmiechając się na myśl o kawie. - I to waniliowe - wystawiłam w jej kierunku wskazujący palec.

- No nie - jęknęła. - Jeszcze waniliowe? - zaśmiała się, siadając obok. - Nikt nie mówił, że będzie ci łatwo tu mieszkać - szturchnęła mnie łokciem.

-I może bym się nad tym zastanowiła dłużej, gdybym wiedziała, że wyrośnięty karzeł będzie wyżerał mi obiad - prychnęłam, na co brunetka wciągnęła głośniej powietrze, układając dłoń po lewej stronie swojej klatki piersiowej.

-Karzeł? - oburzyła się - Możesz pożegnać się z latte - odgarnęła włosy, prostując się, czym ponownie doprowadziła mnie do śmiechu. - Dobra - zaczęła, gdy w końcu ucichłyśmy i złapała się za brzuch. - Proponuję dzisiejszy wieczór spędzić z jakimś super serialem? - objęła mnie ramieniem, uśmiechając się z ekscytacja. - Co ty na to?

-Odpalaj - pokręciłam głową z rozbawieniem.


✿ڿڰۣ-

Stop przemocy Rachel

ALMOST LOVE || Sebastian Smythe  ✔Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ