Chapter 18

289 32 48
                                    

-Gadaj - rozkazała Latynoska, siadając naprzeciw mnie.

Ostatnią godzinę przesiedziałam na bezmyślnym wpatrywaniu się w telefon, czekając aż Santana zmyje z siebie resztki tego lepkiego świństwa. Nie dziwne więc, że byłam zbita z pantałyku do reszty, a oczy niemal same mi się zamykały. Nawiasem mówiąc, to cud, że powstrzymałam się od natychmiastowego zaśnięcia przy tym bajecznym zapachu świeżej pościeli.

-Hm? - mruknęłam, próbując jakoś połączyć fakty.

-Nie udawaj głupszej niż wyglądasz - wykręciła oczami. - O co chodzi z McCarthym?

No tak, mogłam przewidzieć, że dążyła właśnie do tego. Zdecydowanie zdążyła zauważyć moje zawiedzenie całą sytuacją. W końcu, musiałam przyznać, że nawet pomimo ciężkiego i dość specyficznego charakteru, lubiłam Sebastiana. Teoretycznie aż tak bardzo się od siebie nie różniliśmy. No, może poza faktem, że wydaje się bardziej nieobliczalny niż Santana i Rachel razem wzięte.

W każdym razie, nie miałam pojęcia, czego Lopez ode mnie oczekiwała. Prawdę powiedziawszy, nie miałam nawet zbytnio niczego do ukrycia.

-Nie wiem, co mam ci powiedzieć - wyznałam zgodnie z prawdą, wzruszając ramionami.

-Dobra, nie będę owijać w bawełnę - prychnęła. - Podoba ci się? 

-Słucham? - wytrzeszczyłam oczy, natychmiastowo się rozbudzając. Rozumiałam, że wszyscy mieli ostatnio konkretnego świra na punkcie tego chłopaka, ale takie domniemania były grubą przesadą. Nie widziałam nawet minimalnego procenta szans, bym mogła zakochać się w jego żeńskiej wersji! A co dopiero w nim samym. - Poważnie pytasz? - zdziwiłam się.

-Śmiertelnie poważnie - sprecyzowała, ściągając brwi. - I mam ku temu dobre powody! - wyrzuciła ręce ku górze. - Jakimś cudem za każdym razem, gdy przychodzę do Berry, odwala się coś związanego z tym czubkiem - zmrużyła oczy, skanując mnie podejrzliwym spojrzeniem. 

-Może dlatego, że byłaś tam tylko raz i to właśnie z jego powodu? - zakpiłam.

-Nieważne - westchnęła. - Po prostu odpowiedz na pytanie. Podoba ci się Smythe? - zapytała ponownie. W jednej chwili wybuchłam głośnym, gardłowym śmiechem. Ironia tej sytuacji z jakiegoś powodu wydawała mi się strasznie zabawna. - Co cię bawi? - zapytała czarnowłosa, unosząc brwi ku górze. - Nie kojarzę, żebym mówiła coś śmiesznego.

-Przepraszam, po prostu... - wydusiłam pomiędzy napadami śmiechu. - Po prostu to jest strasznie zabawne - dodałam, wycierając pojedynczą łzę, która zdążyła już spłynąć do połowy mojego policzka. No cóż, Latynoska najwyraźniej nie podzielała mojego zdania. Ściągnęła brwi, krzyżując ręce na piersi i wbiła we mnie zdziwione spojrzenie. - Nie patrz tak na mnie - poprosiłam, próbując stłumić chichot.

-To może raczysz mi wytłumaczyć, o co chodzi? - oburzyła się.

-Ma to sens - przyznałam, dalej rozbawiona. - Słuchaj - parsknęłam śmiechem. Naprawdę starałam się zachować powagę, ale to było po prostu niemożliwe. Nie, kiedy widziałam minę Lopez. - Okej - wzięłam głęboki wdech, po chwili wypuszczając powietrze. - Powiem wprost - wzruszyłam ramionami. - Jeśli ja i Smythe mielibyśmy jakiekolwiek szanse, musielibyśmy zamienić się albo płcią, albo orientacją - wyjaśniłam. Nie przejęłam się zbytnio całą sytuacją. W końcu, ludzie z Glee zdecydowanie nie należeli do tej nietolerancyjnej grupy, a jeżeli już miałabym spodziewać się tego po kimkolwiek, to na pewno nie po Santanie.

-Jesteś lesbijką? - zdziwiła się.

-Tak - wzruszyłam ramionami. - Co w tym takiego dziwnego?

-W zasadzie nic - na ustach Latynoski zagościł uśmiech. - Nawet wyjaśniałoby to te pokręcone ilości konturówki na twojej twarzy.

-Ej! - walnęłam ją w ramię, nawet nie kryjąc oburzenia. - Wcale nie przesadzam z konturówką! - prychnęłam.

-Może z tym nie ma aż takiej tragedii, ale widziałaś swoje brwi? - parsknęła śmiechem. - Malujesz je węglem, czy farbami? - zakpiła. Wytknęłam język w jej stronę, nawet nie siląc się na odpowiedź. - Bardzo dojrzale - zaśmiała się i pokręciła głową. - Chociaż - wzruszyła ramionami - z twoim baby face'm, mogłabym spodziewać się wszystkiego - zakpiła, wytykając palec wskazujący w stronę mojego policzka. Teraz przegięła.

-Baby face? - wyrzuciłam ręce w górę, oburzona. - Chyba nie patrzyłaś ostatnio w lustro - prychnęłam.

-Za to ty chyba spędzasz przed nim za dużo - poklepała mnie po ramieniu. - I zdradzę ci sekret, że to wcale nie pomaga - dodała.

-Jesteś podła! - wyburzyłam, krzyżując ręce na piersi i odwróciłam się do niej tyłem. 

-Szczera - poprawiła mnie. - Powinnaś to docenić - stwierdziła, na co parsknęłam śmiechem. 

-Mam doceniać, że mnie obrażasz w dość zabawny sposób? - parsknęłam cichym śmiechem i odwróciłam się przodem do niej, mrużąc oczy. Stale się uśmiechała, wywołując u mnie ten sam wyraz twarzy. Naprawdę dobrze czułam się w jej towarzystwie.

-Masz docenić, że przyjaciółka mówi ci prawdę - odparła, wzruszając ramionami. 

Przyjaciółka. Nawet jeżeli zdawałam sobie z tego sprawę, miło było usłyszeć to z jej ust. Skłamałabym mówiąc, że miałam kogoś takiego w Wisconsin. Tam wszystko miało się zdecydowanie inaczej. Hierarchia szkolna była ważniejsza niż uczucia, przez co praktycznie nie mogłam być sobą. Ale w zasadzie, nie było w tym niczego dziwnego. 

Ci popularni trzymali się z daleka od przegrywów, kiedy akurat nie uprzykrzali im życia. McKinley natomiast miało Glee, stanowiące pobocze zarówno dla tych z góry, jak i tych z dołu. Szczerze, taki klub przydałby się w każdej szkole. Miałam szczęście, że trafiłam akurat tu. 

Jednak to absolutnie nie zmieniało mojej decyzji odnośnie unikania go.


✿ڿڰۣ-

ALMOST LOVE || Sebastian Smythe  ✔Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin