Chapter 12

318 34 54
                                    

-Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo byłam wkurzona - oznajmiłam, starając się pokazać pełne oburzenie i zjadłam kolejny kawałek ciasta. - Myślałam, że wstanę i strzelę jej konkretnego liścia w ten zadowolony z siebie ryj - wzdrygnęłam się minimalnie, przywołując niemiłe wspomnienie i podniosłam wzrok znad ciasta. Szatyn wpatrywał się we mnie z rozbawieniem. Wyraźnie nie był w złym humorze, ale coś z tyłu głowy stale mówiło mi, że wszystko, co robi Sebastian niesie ze sobą drugie dno. Nie mogłam się zresztą za to winić. - Co? - zapytałam, nie kryjąc zdezorientowania. Nie kojarzyłam, żebym w ciągu ostatnich minut powiedziała coś zabawnego, ale w zasadzie, gadałam jak pokręcona. Opcja palnięcia czegoś głupiego nie wydawała się wcale taka nieprawdopodobna.

-Nic, po prostu - parsknął śmiechem - twoje zdolności do brudzenia się jedzeniem są powszechne w Wisconsin? - zakpił, opierając łokcie o stół, by następnie ułożyć brodę po wewnętrznej stronie dłoni.

Sebastian pokręcił głową, wbijając we mnie spojrzenie. Było mi tak cholernie głupio, że nie mogłam wydobyć z ust nawet pojedynczej sylaby. Nie wiedziałam, jak wyglądała w tamtej chwili moja twarz, ale sądząc po jego głupim uśmiechu, musiało być przynajmniej tragicznie.

Automatycznie zastygłam, gdy dłoń szatyna zbliżyła się do mojego policzka. Nie miałam pojęcia, czego spodziewać się po tym człowieku. Z jednej strony usiłuje rozbić szczęśliwy związek, a z drugiej stawia mi kawę, na którą sama go zaprosiłam. No, właściwie, to bardziej go tu przytargałam, nie zostawiając mu zbyt dużo wolnej woli. Obawy były więc czymś naturalnym, przynajmniej w tym przypadku. Sebastian jednak przesunął dłoń w stronę mojego latte i zgarnął trochę śmietany palcem, następnie wycierając ją prosto w czubek mojego nosa.

Wciągnęłam mocniej powietrze, patrząc z niedowierzeniem na zadowolonego z siebie, cicho śmiejącego się szatyna. Zerknęłam w swoje odbicie na talerzu, odkrywając, że jedyne, co miałam na twarzy, to właśnie to, co zostawił na niej Smythe. Gdy szok minął, chęć zemsty dosłownie mną zapanowała. Wyjęłam z latte rurkę, która naturalnie była dosłownie cała uwalona zarówno śmietaną, jak i samą kawą, na co natychmiastowo zrzedła mu mina.

-Ej, - przywarł plecami do oparcia po przeciwległej stronie stolika - nie podejmujmy drastycznych środków - uniósł ręce w geście obronnym. - Ja to zrobiłem, żeby było śmiesznie, a to, co ty chcesz zrobić, to już sroga zemsta, na którą - uważam, - że nie zasłużyłem.

Chłopak kontynuował swoją mowę desperata, ale ja miałam w głowie już widok jego całej uwalonej twarzy. Chwilę później moja wizja przeszła do rzeczywistości, a ja nie mogłam zapanować nad śmiechem. Zapewne, gdyby na jego miejscu siedział teraz ktokolwiek inny, nie przeżyłabym tego aż tak mocno, ale widok wyraźnie oszołomionego szatyna był po prostu bezcenny.

Gdy przetarł rękawem oczy, ściągnął brwi, ukazując pełen determinacji uśmiech.

-Nawet nie wiesz, do czego właśnie doprowadziłaś - oznajmił, prostując się i parsknął śmiechem.


✿ڿڰۣ-

-Nie wierzę, że nas stamtąd wywalili - oburzyłam się.

-Ja to rozumiem - odparł, wpatrując się we mnie z typowym dla siebie uśmiechem i wziął łyk swojej kawy. - Zrzuciłaś kubek, rozlewając przy tym latte po całej podłodze pod naszym stolikiem - wzruszył ramionami. - Ciesz się, że nie dostałaś zakazu wstępu, czy czegoś w tym stylu - parsknął śmiechem.

-Przecież to nic takiego - prychnęłam, wykręcając oczami.

-Kelner poślizgnął się na potłuczonym szkle i trafił do szpitala - kpiarski uśmiech zagościł na twarzy zielonookiego.

-I to niby jest moja wina? - oburzyłam się. - Powinien patrzeć, gdzie chodzi - prychnęłam. - Poza tym! - zerwałam się po krótkiej chwili. - To nie ja wsadziłam ci palec do śmietany i nie wtarłam jej w twój wielki nos.

-Oczywiście.

Szatyn parsknął śmiechem, po którym zapanowała cisza. Uśmiechnęłam się pod nosem, mimo wszystko zadowolona z towarzystwa Sebastiana. Kto by pomyślał, że z pozoru protekcjonalny i złośliwy palant, który w dodatku ma sporego kija w dupie, może okazać się dobrym towarzystwem?

Oczywiście, mimo spędzonej z nim ostatniej godziny, nawet na chwilę nie odpuściłam, stale doszukując się drugiego dna w zachowaniu Smythe'a. W końcu, nigdy nie wiadomo, co kryje się za złośliwym uśmieszkiem każdego pokroju graczy lacrosse. Z jakiegoś powodu nigdy nie ufałam tym ludziom...

Gdy udało mi się oczyścić myśli ze stałych podejrzeń, zimny wiatr przywołał mnie do świadomości. Od dłuższego czasu trzęsłam się, jak galaretka, której dodatkowo towarzyszyła gęsia skórka. Przetarłam ramiona dłońmi, chcąc uniknąć kontaktu z nieprzyjemnym, zimnym powietrzem, które w Ohio zdawało się codziennością.

-Zimno ci? - natychmiastowo skierowałam wzrok w stronę szatyna, napotykając hipnotyzujące spojrzenie zielonych tęczówek.

-Nie - pokręciłam głową, łapiąc się na mimowolnym uśmiechu. - Jest w porządku - dodałam po krótkiej chwili, wzruszając ramionami i wracając do neutralnej miny.

-Rozumiem, że Cheerios nie są rozpoznawalne z powodu wysokiego poziomu intelektu, - skrzywił się nieznacznie, następnie stając tuż za mną, na co automatycznie zamarłam - ale lubię myśleć, że ja takowy posiadam - mruknął z kpiną - i umiem zauważyć, kiedy komuś jest zimno - parsknął śmiechem, po którym do moich uszu dobiegł typowy szelest ocierającego się o coś jedwabiu.

Dłonie szatyna spoczęły na moich ramionach, by po krótkiej chwili ponownie się oddalić, zostawiając po sobie gładki materiał, któremu wbrew pozorom, udało się minimalnie stłumić siłę jesiennego wiatru. Wciągnęłam mocniej powietrze, przymykając oczy. Poczułam się zdecydowanie zażenowana moją przesadną reakcją na nagły dotyk Sebastiana.

-Wiem, że wybujałe poczucie godności nie pozwala ci tego przyjąć, - chłopak ponownie pojawił się obok, wyraźnie rozbawiony - ale nie ściągaj tego - zobojętniał natychmiastowo, wzruszając ramionami. - Nie mam ani zamiaru, ani chęci na targanie do domu irytująco gadatliwej kostki lodu - dodał, ponownie się uśmiechając, po czym skierował się do przodu, pozostawiając dalej oszołomioną mnie z tyłu.

Ten chłopak to chodząca zagadka.


✿ڿڰۣ-

ALMOST LOVE || Sebastian Smythe  ✔Where stories live. Discover now