Chapter 22

294 32 103
                                    

No cóż, mogłabym zarzucić Sebastianowi Smythe'owi wiele, ale na pewno nie kłamstwo. Zdecydowanie nie miał sobie równych, jeśli chodziło o dobrą zabawę. Prawdę powiedziawszy, zaczęłam nawet powątpiewać, czy alkohol w moich żyłach w ogóle cokolwiek wnosił. Równie dobrze mogłabym być w stu procentach trzeźwa, a szatyn w dalszym ciągu zdawałby się dobrym towarzystwem.

Cała w skowronkach, wpadłam na klatkę piersiową chłopaka, który obrócił mnie wokół własnej osi. Mój mózg przestał wychwytywać cokolwiek, poza dobrą zabawą.

-Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo jestem pijana - oznajmiłam, roześmiana, skupiając wzrok na parze zielonych tęczówek.

-Nie sztuką było zauważyć - odparł z kpiną. - Jesteś pewna, że nie wolisz wrócić do domu?

-Pogięło cię? - wyburzyłam. - Właśnie doświadczam jedynego wieczoru w dziejach ludzkości, kiedy Sebastian Smythe przestał być irytującym dupkiem i zamierzam wykorzystać to w pełni - zaśmiałam się.

-Oczywiście - mruknął z dezaprobatą. - Szkoda tylko, że tego wieczoru również Maeve Holt nie przestała marudzić - odparował.

-Ej! - puknęłam go w ramię. W tym samym momencie, poczułam wibracje w tylnej kieszeni spodni. - Oho - szepnęłam, chwytając telefon w dłoń. Na wyświetlaczu ukazało się imię mojej współlokatorki z charakterystyczną dla niej, żółtą gwiazdką. Przełknęłam głośno ślinę, licząc, że nie zauważyła mnie z szatynem. W innym wypadku, mogłabym zabierać się za spisywanie testamentu. - Heeej, Rachel - uśmiechnęłam się niezręcznie, przykładając urządzenie do ucha.

-Słuchaj, nawet nie będę wnikała w to, co robisz i z kim robisz, ale dzwonię powiedzieć, że pojechałam odwieźć Kurta do domu - oznajmiła. - Sprawiał wrażenie, jakby miał zaraz zasnąć pod stołem, a mi zdecydowanie nie chciało się go taszczyć, także ogarniesz sobie podwózkę? - zapytała na jednym wdechu.

Spojrzałam niepewnie na Smythe'a, który skinął porozumiewawczo głową. W dalszym ciągu nie byłam przekonana co do jazdy z podpitym wrogiem moich przyjaciół, ale co miałam zrobić?

Z drugiej strony... Wtedy mogłabym najzwyczajniej rzucić się na łóżko i uniknąć rozmowy z Berry. W końcu, na drugi dzień pozostawała mi wymówka odnośnie dziury w pamięci.

-Pewnie - odparłam, uśmiechnięta. - Poradzę sobie.

-Super - ożywiła się nagle. - Jakby co, to dzwoń - poradziła mi.

-W porządku - mruknęłam, po czym do moich uszu dotarł dźwięk zakończonego połączenia. Wsunęłam telefon w kieszeń i uśmiechnęłam się niezręcznie w stronę Sebastiana. - Już któryś raz ratujesz mi tyłek - zauważyłam, łącząc dłonie na jego karku i wbiłam wzrok w parę hipnotyzujących tęczówek o zielonym kolorze. - Może nie jesteś znowu aż taki okropny - dodałam, gdy szatyn owinął ręce wokół mojej talii, przyciskając mnie do swojej klatki piersiowej.

-Miło, że w końcu zauważyłaś - prychnął, wyraźnie rozbawiony.

-Ej, to wcale nie jest tak, że mam cię za jakiegoś potwora - wykręciłam oczami. Brwi szatyna powędrowały ku górze, dając mi znak, że czeka na kontynuacje. - Jakbym nie była lesbijką, miałbyś idealne zadatki na mojego chłopaka - oznajmiłam, zadowolona, klepiąc go po ramieniu. Szatyn wykrzywił usta w szerokim uśmiechu, który dla odmiany, zdawał się czysty od tego znienawidzonego przeze mnie cynicznego wyrazu.

-Właściwie - zaczął po dłuższej chwili - co takiego zrobili ci faceci? - zainteresował się.

-Nic takiego - wzruszyłam ramionami. - Po prostu jesteście zadufani w tej swojej irytującej, męskiej dumie i nie da się wam przemówić do rozsądku - przyznałam zgodnie z prawdą. - Od zawsze wolałam trzymać się od was z daleka. Nie jestem cierpliwą osobą, a w przypadku budowania relacji, przypominacie dzieci bardziej, niż kiedykolwiek mogłabym sądzić - doprecyzowałam, rozbawiona.

-Czyli mam rozumieć, że nie całowałaś się jeszcze z chłopakiem? - zapytał pod nosem i minimalnie pochylił się nad moją twarzą. Przygryzłam dolną wargę, czując na sobie miętowy oddech szatyna, przez co jego wzrok natychmiastowo powędrował w stronę moich ust.

-A ty całowałaś się kiedyś z dziewczyną? - odparowałam, wywołując zadowolone mruknięcie, wybrzmiewające z jego ust.

Chwilę później szatyn przycisnął swoje rozgrzane wargi do moich, a mi automatycznie zakręciło się w głowie. Skłamałabym mówiąc, że się tego spodziewałam.

Nie miałam pojęcia, co się działo, więc postanowiłam na ślepo podążyć za instynktem i odwzajemniłam pocałunek. Nawet jeżeli nie powinnam była tego robić, to przecież tego wieczoru miałam zapomnieć o zmartwieniach. Tak też się stało. Wszystkie zeszły na drugi plan, zezwalając mi na cieszenie się chwilą, której nie miałam zamiaru przerwać przez jakieś bezsensowne zobowiązania wobec przyjaciół.

Ułożyłam ręce na barkach szatyna, następnie przesuwając nimi po jego umięśnionym torsie. Nie sądziłam, że treningi Lacrosse pomagają utrzymywać taką sylwetkę, ale zdecydowanie mi to nie przeszkadzało.

Gdy jedna z dłoni szatyna zacisnęła się na mojej talii, westchnęłam cicho, pozwalając jego językowi wedrzeć się do moich ust.

W normalnych warunkach najprawdopodobniej już dawno zaczęłabym panikowanie i kwestionowanie swojej orientacji, ale teraz jakoś nie miałam do tego głowy. Zresztą, w owych „normalnych warunkach" zapewne nie doszłoby nawet do takiej sytuacji.

Tyle, że przez nadmiar alkoholu, zdającym się jedynym sensownym wytłumaczeniem zaistniałych okoliczności, przestało obchodzić mnie cokolwiek, poza szatynem, który w tamtej chwili tak cudownie mnie całował.

✿ڿڰۣ-

ALMOST LOVE || Sebastian Smythe  ✔Where stories live. Discover now