Chapter 41

207 20 30
                                    

Minął już calutki tydzień od mojego ostatniego spotkania z Sebastianem. Prawdę mówiąc, wnioski, które wyciągnęłam tamtego dnia w dalszym ciągu przyprawiały mnie o dziwne uczucie niepewności.

Jedyna rzecz, która odwracała moją uwagę od tej nieco pokomplikowanej sytuacji, to treningi Cheerios, których w ostatnich dniach robiło się coraz więcej. Zdecydowanie nie miałam powodów, żeby narzekać, ale zmęczenie dawało się we znaki każdej z nas.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka, po którym ktoś zatrzasnął podręcznik tuż przed moją twarzą. Uniosłam wzrok ku górze, naoptykając poważne spojrzenie Santany.

-A teraz powiesz mi co się dzieje, zanim się zdenerwuje i wyciągnę to z ciebie siłą - oznajmiła, stanowczym tonem.

-Ale w sensie? - uniosłam brwi ku górze, udając, że nie wiem o co chodzi i jednym, sprawnym ruchem wsunęłam wszystkie książki do torby.

-Może zgrywanie kretynki udawało się przy Berry, ale od razu mówię, że mnie to nie przekona - dodała z przekąsem, na co wykręciłam oczami i podniosłam się z miejsca.

-Raczej nie mam ani tobie, ani nikomu innemu niczego do powiedzenia - oznajmiłam obojętnie, kierując się w stronę drzwi, które chwilę przed wyjściem, zatrzasnęły się tuż przed moją twarzą. - Okej, teraz się boję - mruknęłam pod nosem, cofając się o krok.

-Wiesz, że nie dam ci spokoju - oznajmiła, wytykając palec wskazujący w moją stronę. - Radziłabym ci po prostu to powiedzieć - dodała z ironicznym uśmiechem. - Nie będę musiała wtedy wyciągać tego od ciebie siłą i obie będziemy zadowolne - powiedziała na jednym wdechu, jakby to była najprostsza rzecz na świecie i wzruszyła ramionami, stale uśmiechnięta w ten bynajmniej niepokojący sposób.

-W porządku - westchnęłam ciężko, rozumiejąc, że kłótnia z Latynoską na nic się nie zda. - Ale masz trzymać język za zębami - oznajmiłam poważnym tonem i zmrużyłam oczy.

-Za kogo ty mnie masz? - prychnęła. - Za Lady Hummel?

-Myślałam bardziej o tej azjatce - wzruszyłam ramionami. Zdecydowanie właśnie ta dziewczyna najbardziej lubiła plotki. - No ale coś w tym jest - dodałam, mimowolnie się uśmiechając.

Prawdę mówiąc, ufałam Santanie jak nikomu innemu. Wierzyłam, że potrafi dochować tajemnicy i mimo dość pokręconej natury, będzie starała się mnie wesprzeć na swój specyficzny sposób. Wzięłam głęboki wdech, zastanawiając się jak ubrać to wszystko jakoś sensownie w słowa.

-No wykrztuś to w końcu! - ponagliła mnie, wyraźnie zniecierpliwiona.

-Całowałam się z Sebastianem. Kilka razy. - oznajmiłam na jednym wdechu, chcąc po prostu mieć to za sobą.

-Co? - mruknęła Latynoska, przybierając minę, uniemożliwiającą mi odgadnięcie tego, co teraz działo się w jej głowie.

Minęło kilka sekund, gdy Lopez stałe wpatrywała się we mnie z wyjątkowo specyficznym wyrazem twarzy. Momentalnie spięłam się nerwowo, nie będąc pewną, jak rozumieć jej dziwny odbiór tej sytuacji.

-ŻE CO?! - krzyknęła po dłuższej chwili.

-Na litość boską, Santana - pacnęłam się w czoło. - Mogłabyś odrobinę ciszej przeżywać?

-Ja myślałam że, ty... Ale kiedy... - ponownie zamilkła na krótszą chwilę. - Laska, dlaczego akurat z McCarthym? - zrobiła wielkie oczy, oczekując wyjaśnień.

-Co mam ci powiedzieć? - mruknęłam, wzruszając ramionami. - Jeśli cię to pocieszy, to ani razu nie wyszło to z mojej inicjatywy - oznajmiłam, chcąc chociaż minimalnie załagodzić sytuację. Zagryzłam wargę, czekając aż Santana wydusi z siebie jakieś słowo.

-Cholerny Andrew McCarthy na zbyt wiele sobie pozwala! - warknęła tupiąc nogą w podłogę. - Swoją drogą, myślałam, że wolisz dziewczyny - burknęła oskarżycielskim tonem.

-Też tak myślałam - wyznałam, natychmiastowo się pesząc. Powinnam spodziewać się, że poruszy ten temat. - Ale chyba lepiej dowiedzieć się późno niż wcale - wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, co jeszcze miałam jej powiedzieć.

-Kiedy to się stało? - zapytała po dłuższej chwili.

-Dwa-trzy tygodnie temu? - mruknęłam, ściszając głos.

-Że kiedy?! - wyburzyła, wyraźnie urażona. - Jeszcze mi może powiedz, że ta wstrętna Berry o tym wiedziała?

-Myślisz, że powiedziałabym to Rachel? - uniosłam brwi ku górze, na co czarnowłosa minimalnie się uspokoiła. - Tylko Puck wiedział - parsknęłam śmiechem.

-Maeve! - prychnęła, szturchając mnie łokciem. - Powiedziałaś Puckermanowi zamiast mi? W czym on niby mógłby ci się przydać?

-To wyszło jakoś niechcący - oznajmiłam. - No nieważne - przewróciłam oczami. - Po prostu postaraj się nie zabijać Sebastiana - dodałam, patrząc w bok.

-Żartujesz sobie ze mnie? - zapytała, nawet nie kryjąc ironii. - Oczy mu wydrapię, jak go spotkam - oznajmiła.

-Santana - westchnęłam. - Nadętych dupków się nie zaczepia - dodałam z kpiną, na co Latynoska parsknęła śmiechem. - Zwłaszcza tych z bogatymi tatusiami.

-Może coś w tym jest - odparła. - Ale, powiedz - przybrała poważny ton - podoba ci się?

-Nie mam pojęcia - wzruszyłam ramionami, obejmując się dłońmi. - To wszystko jest dla mnie nowe i wyjątkowo pokręcone.

-Jasne - skinęła głową. - Dalej nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości tego, że powiedziałaś na początku Puckermanowi zamiast mnie, ale powiedzmy, że jestem skłonna ci to wybaczyć - parsknęła śmiechem. - A teraz chodź, bo Sue nas zabije, jak spóźnimy się na trening.

Prawdę mówiąc, spodziewałam się wszystkiego, poza tak dobrym przyjęciem. Santana zdecydowanie umiała zaskoczyć.

✿ڿڰۣ-

ALMOST LOVE || Sebastian Smythe  ✔Onde as histórias ganham vida. Descobre agora