Chapter 34

233 28 55
                                    

-Dalej sądzę, że jesteś kretynką - mruknęłam, popijając kawę. - Laska, jesteś ledwo pełnoletnia, a już chcesz się hajtać - wzruszyłam ramionami. - To głupie - podsumowałam.

-Małżeństwa w młodym wieku są teraz modne - wtrącił Hummel.

-Pogrzało cię? - spojrzałam na niego jak na idiotę. - Życie sobie zmarnuje.

-W zasadzie też mi się nie podoba ten pomysł - odparł speszony. - Jesteś pewna, że tego chcesz? - ściągnął brwi z powagą, wbijając wzrok w Rachel.

-Od tygodnia tłumaczę wam, że już postanowiłam - prychnęła. - A teraz przestańcie się kłócić i pomóżcie mi znaleźć tą piekielną sukienkę - warknęła, zniecierpliwiona.

-Nigdy nie miałam cię za wyjątkowo mądrą, ale teraz to już zachowujesz się jak kretynka - stwierdziłam, delikatnie się uśmiechając.

-Dzięki - wykręciła oczami, zdenerwowana. Jednak jej złość ustąpiła wyjątkowo szybko. Do oczu wkradły jej się iskierki, gdy patrzyła z zadowoleniem na kartkę. Następnie wskazała palcem na jedną z sukienek, na co brwi powędrowały mi ku górze. Dalej miała tak samo beznadziejny gust. - To ładnie wygląda, spójrzcie - uśmiechnęła się. - Takie ponadczasowe, po prostu idealne.

-Ponadczasowe oznacza, że będzie modne za dwa do pięciu lat - odparł Kurt, na co parsknęłam śmiechem.

-Jesteś zazdrosny - spojrzała na niego z oburzeniem. - Obydwoje jesteście - zmarszczyła nos.

-Spodziewałem się, że was tu zastanę - automatycznie zesztywniałam, gdy do moich uszu dotarł znajomy głos. Odetchnęłam ciężko i podniosłam wzrok na stojącego tuż przed nami szatyna. Nie widziałam go od walentynek i prawdę powiedziawszy, za bardzo mi to nie przeszkadzało. - Młoda Barbra Streisand, stara Betty White i...

-Nie radzę - warknęłam, wchodząc mu w zdanie. Wzruszył ramionami, kontynuując.

-A więc? - cyniczny uśmiech zagościł na jego ustach. - Gdzie zgubiliście gejowatego cyklopa? - zerknął w stronę drzwi. - Nie może znaleźć wejścia? - zakpił.

-Nie możemy tu więcej przychodzić - burknął zdenerwowany Hummel.

-Powinniśmy rozważyć to dużo wcześniej - wtrąciłam, speszona.

-Rachel, przyniosłem ci prezent zaręczynowy - oznajmił szatyn, wyraźnie z siebie zadowolony. Następnie wyciągnął kopertę z kieszeni swojego blezera i wręczył ją Berry, która niepewnie ujęła przedmiot w dłonie.

-Otwórz - ponagliłam ją.

Byłam ciekawa, na co Smythe mógł wpaść. Nie oszukujmy się, nawet głupi spodziewałby się tam stada węży, czy miniaturowych żyletek.

Brunetka wsunęła dłoń do środka, wyciągając z niej zdjęcie. No, nie byle jakie zdjęcie. Na fotografii znajdował się Finn z małym i brązowym... Raczej woleliście nie wiedzieć.

Zakryłam usta, próbując zdusić śmiech. Nie na co dzień dane jest mi widzieć tak świetne przeróbki.

-O mój boże - wykrzyczała Berry, przewracając zdjęcie przodem do stołu. - To fotomontaż! - oburzyła się. - Finn nie ma małego i brązowego - zaoponowała, wracając wzrokiem do szatyna.

-I nigdy nie wcisnąłby się w szpilki - zauważył Kurt, krzywiąc się.

-Pomyślcie, - uśmiech na twarzy szatyna się rozszerzył - od teraz, po wpisaniu hasła "Finn Hudson" w Google, po wsze czasy, ludzie będą oglądać to zdjęcie oraz tuzin podobnych - wzruszył ramionami z rozbawieniem. - Piękno internetu. Rzeczy takie jak te, pozostają z nami na wieki.

-Czego chcesz, Sebastian? - warknęła brunetka. Szatyn momentalnie spoważniał. Nawiasem mówiąc, zbędne pytanie. Znając Smythe'a, obchodzi go tylko jedna rzecz.

-Chcę wygrać zawody regionalne, więc musisz się wycofać - oznajmił. Skąd ja to wiedziałam? - Zawody będą w McKinley, więc macie przewagę - kontynuował, gdy moi przyjaciele posyłali sobie niepewne spojrzenia. - Udaj, że zachorowałaś na azjatycką, ptasią grypę albo na cokolwiek, czym kicha Tina Blowen-Wang.

-To terroryzm - oburzyła się brunetka.

-Swoim zachowaniem psujesz reputację wszystkim gejom - dodał Hummel.

-A ty prezentujesz im najświeższą modę, którą z reguły widzi się tylko na puertorykańskich portalach pedalskich - parsknęłam śmiechem. Naprawdę dobrze bawiłam się, obserwując ten cyrk.

-Wybacz, nie słyszałem, co mówiłeś - Kurt pochylił się nad stołem. - Rozproszyły mnie twoje wielkie, końskie zęby - dodał z uśmiechem. Szatyn wykręcił oczami.

-Masz się wycofać w ciągu dwudziestu czterech godzin, Rachel - rozkazał, ignorując zadowolonego z siebie Hummela. - Inaczej roześlę to zdjęcie we wszystkich możliwych miejscach w sieci, byle tylko nie dało ci spokoju - wszystko zakończył delikatnym uśmiechem, po czym odwrócił się na pięcie i opuścił Lima Bean.

-Się porobiło - podsumowałam.

✿ڿڰۣ-

ALMOST LOVE || Sebastian Smythe  ✔Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu