chapter twenty-three

3.5K 151 159
                                    

— Jadę do domu. — powiedziałam w końcu i rozdrażniona wstałam z kanapy. Siedzieliśmy u Franka, ale stwierdziłam, że wolę być dziś trzeźwa, bo czułam się średnio.

I nawet nie było tak źle, ale w pewnym momencie byłam już okropnie zmęczona fizycznie i psychicznie, a Michał ignorował moje błagania, żeby już wracać.

Więc wrócę bez niego.

— Oho, to co, idziemy na miasto? — zaśmiał się Matczak i zwrócił do chłopaków, którzy ochoczo przytaknęli. Uniosłam brwi i wzięłam torebkę, którą powiesiłam na oparciu krzesła. — Podwieziesz nas?

Spojrzał na mnie, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy. Byłam osłabiona i prawdę mówiąc, nie powinnam nawet wsiadać za kierownicę, a co dopiero brać na siebie odpowiedzialność za nich. Nie miałam siły nawet o tym dyskutować. Brunet prychnął i wzruszył ramionami.

— Dobra, Krzysiek zamawiaj ubera, znajdziemy jakieś dupy i lecimy w melanż.

Otworzyłam lekko usta i spojrzałam na mojego chłopaka, a następnie na resztę. Każdy spoważniał i wpatrywał się raz we mnie, raz w Michała. Pokręciłam głową i wyszłam z mieszkania, a następnie zaczęłam zbiegać ze schodów, żeby jak najszybciej znaleźć się w samochodzie.

Cudem dotarłam do domu w jednym kawałku. Weszłam do środka i przekręciłam najpierw górny, a następnie dolny zamek w drzwiach.

Do dolnego nie miał kluczy.

Walnęłam się na kanapie i przymknęłam oczy, wsłuchując się w błogą ciszę. Byłam wykończona i nie miałam siły, aby ruszyć się nawet o milimetr. A przy okazji, żeby myśleć o jego zjebanym zachowaniu.

Resztki rozsądku powiedziały mi, że powinnam wstać i ogarnąć się do spania i tak też zrobiłam.
Obudził mnie dzwonek do drzwi i pukanie, a słońce już wschodziło. Nakryłam głowę kołdrą, żeby stłumić hałas. Jeśli to nie on, to i tak nie powinnam nikomu otwierać o tej porze.

Nie wiem, kiedy pukanie ustało, a ja znów zasnęłam, ale wstałam dopiero w południe. I bałam się sprawdzić telefon.
Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia i strach, że coś mu się stało. Mogłam mu kazać spać na kanapie.

Nie wiem w jakim był stanie i gdzie nocował. Może był na mnie zły i coś odjebał.

Szybko odtrąciłam drugą myśl. Ufałam mu.

Wybrałam jego numer, ale nie odebrał, co spotęgowało mój stres.

— Halo, Franek? Gdzie jesteś? Jest tam Michał?

— W domu. — odpowiedział zaspany. — Ja wcześniej wróciłem, zadzwoń do Szczepana.

Westchnęłam i podziękowałam mu, po czym wykonałam jego polecenie i zadałam Krzyśkowi te same pytania.

— On wrócił na ten melanż co byliśmy. Nie wiem u kogo, wyślę ci adres. Pewnie dalej tam jest. — powiedział i zapadła cisza. — Ada, nie zasłużył, żebyś się tak o niego martwiła.

— Chuj w to, był pijany i żartował.

— Ale ja nie mówię o... — zaczął, po czym przerwał. — Pogadaj z nim.

— Krzysiek, co się stało?

— Pogadaj z nim. — powtórzył i się rozłączył.

To nie zwiastuje nic dobrego.

Ubrałam się i ruszyłam do auta, aby pojechać pod wskazany przez Szczepańskiego adres. Zapukałam do drzwi i otworzyła mi blondynka, na oko delikatnie młodsza ode mnie. I już czułam, że się nie polubimy.

— Zawołaj Michała. — poleciłam i weszłam do środka, a ona patrzyła na mnie z niezbyt przyjemnym wyrazem twarzy.

— Jakiego Michała? — zapytała, a ja wywróciłam oczami. W domu panował bałagan i wszędzie były butelki, więc wątpię, że pomyliłam adresy.

— Anioła, kurwa. Gdzie jest Matczak? — byłam naprawdę zirytowana. Dziewczyna zaczęła już mówić, że nikogo takiego nie ma, gdy brunet pojawił się w korytarzu. — O, popatrz, znalazł się. Ubieraj się.

— Co ty tu robisz? — odezwał się, a ja bez słowa się w niego wpatrywałam.

— Kto to? — spytała blondynka, a chłopak zaczął zakładać buty.

— Ada. — wzruszył ramionami i wyszedł z domu, a ja ruszyłam za nim, ale najpierw jeszcze ostatni raz zjechałam dziewczynę wzrokiem.

Wsiedliśmy do samochodu, a ja zapięłam pasy, po czym spojrzałam na niego.

— Co odjebałeś? — przerwałam ciszę, ale Matczak nadal milczał, wpatrując się w przednią szybę. — Co odjebałeś, bo nie wiem czy mam cię odwozić do domu, czy jechać do mnie.

Nadal cisza.

— Zdradziłeś mnie? — wypaliłam, a on przeniósł wzrok na mnie. Nie chciałam wiedzieć i już żałowałam tego pytania. — Michał, kurwa. Powiedz, że mnie nie zdradziłeś.

Lekko załamał mi się głos, a po jego minie widziałam, że nie będzie to miła odpowiedź.

— Prawie.

— Co to, kurwa, znaczy prawie?

— A co uważamy za zdradę? — zapytał niepewnie, a gula w moim gardle zaczęła się powiększać.

— Dotknąłeś innej dziewczyny?

Znów zapadła cisza, w trakcie której chłopak skanował moją twarz.

— Tak. — powiedział cicho, a ja zacisnęłam lekko usta i przerzuciłam wzrok przed siebie, odpalając samochód. Wyjechałam z podjazdu i przełknęłam ślinę. — Ada, przepraszam. Naprawdę...

— Nie odzywaj się. — nakazałam, a niedługo później znaleźliśmy się przed jego rodzinnym domem. — Wysiadaj.

— Ada, błagam, daj mi chociaż...

— Wysiadaj. — powtórzyłam, nawet na niego nie patrząc. Chwycił za klamkę i jeszcze chwilę siedział na fotelu, ale w końcu opuścił mój samochód, a ja z impetem uderzyłam w kierownicę.




// sory takie to walentynki.

umrzemy wolni | MATA Where stories live. Discover now