chapter thirteen

4.8K 197 90
                                    

— Możesz zamawiać ubera! — krzyknęłam do chłopaka, który siedział w salonie. Przejrzałam się w lustrze i poprawiłam ciemną, satynową sukienkę na ramiączkach.

Wyszłam z sypialni, a Michał uśmiechnął się szeroko.

— Jesteś piękna. — cmoknął mnie w usta.

— Ty też. Weź prezent. — poleciłam, a on skinął głową. Nałożyłam białe air forcy i wzięłam w rękę koszulową kurtkę. Było ciepło, ale w nocy będzie chłodniej.

Wsiedliśmy do samochodu, który podwiózł nas pod jeden z lokali w Warszawie.
Weszliśmy do środka, a ja od razu ruszyłam w kierunku dobrze znanego nam chłopaka.

— Franek, w końca jesteś dorosły! — krzyknęłam i objęłam go. — Dużo zdrówka, szczęścia i spełnienia marzeń.

Następnie, Michał zaczął składać mu życzenia, przy okazji dając mu nasz prezent.
No i rozpoczęła się libacja.

Półtorej godziny później, siedziałam przy stole, a brunet trzymał rękę na oparciu mojego krzesła i darł się, opowiadając jedną ze swoich historii.

— Ada! — usłyszałam swoje imię i przeniosłam wzrok na Kubę i stojąca za nim Zuzę, którzy gestem pokazali, żebym przyszła.

— Zaraz wrócę. — odezwałam się, a Matczak kiwnął głową, nie przerywając swojego monologu.

Wstałam trochę zbyt szybko, przez co zakręciło mi się w głowie, ale w końcu znalazłam się obok moich przyjaciół, którzy zaczęli mnie ciągnąć na zewnątrz i mówić, że idziemy zapalić.

— Tak sobie myśleliśmy, że mamy ochotę coś odjebać — wypalił Dąbrowski, a ja spojrzałam na niego i zmarszczyłam czoło. — W sensie, nie że psuć imprezę. Nawet nie mówimy, że tu. Po prostu, chcemy coś zrobić.

— Najebaliście się. — skomentowałam, a brunetka w końcu zabrała głos.

— Ty też, i dlatego wiem, że jesteś chętna. — wzruszyła ramionami, a ja zaśmiałam się i pokręciłam głową ze zrezygnowaniem.

— Wy do mnie przyjdźcie z jakimś konkretnym pomysłem... — westchnęłam, a oni wywrócili oczami. — Wracam do reszty.

Wyrzuciłam peta i skierowałam się do środka, po czym znów zajęłam swoje miejsce, aby już po chwili śmiać się z chłopakami z jakichś totalnych głupot.

— Pijemy! — krzyknął Franek, już trzeci raz w ciągu jakichś pięciu minut, ale nie miałam dziś serca mu odmawiać. Każdy widział, że tego wieczoru, po prostu musi się najebać.

— Michał, już starczy... — zbliżała się druga w nocy, a brunet był pijany w trzy dupy. Ja uniknęłam sporej ilości kolejek, chodząc to na szluga, to tańczyć, to do łazienki, więc trzymałam się nienajgorzej, ale trzeźwa, to ja zdecydowanie nie byłam.

— Ada, daj spokój. — machnął ręka Szczepan, a reszta mu zawtórowała. Łącznie z Matczakiem.

— To szukaj kogoś, kto cię przenocuje. — uśmiechnęłam się.

— Pojadę do domu. — wzruszył ramionami, a ja się zaśmiałam.

— Ciekawe jak, skoro pożyczyłeś ojcu klucze, a twoi rodzice gdzieś pojechali. — zmarszczyłam czoło, kiedy wypił kolejnego kielona.

Franek złapał go obiema rękami za kark i złączył ich czoła.

— Przyjacielu, ja cię nie zostawię w potrzebie. — zapewnił go, a Michał go przytulił i poklepał po plecach. Westchnęłam ciężko i pokręciłam głową.

Wróciłam do rozmowy z Kubą i Zuzią, a czterdzieści minut później, stwierdziliśmy, że zawijamy. Zaczęliśmy się żegnać, a wszyscy przekonywali nas, żebyśmy zostali, ale w końcu zrozumieli, że to już przesądzone.

— Serio zostajesz? — zapytałam Matczaka, a on na mnie spojrzał i pokiwał głową.

Pocałowałam go w czoło i poprosiłam, żeby na siebie uważał i informował, co się dzieje, po czym wyszłam na zewnątrz, gdzie moi towarzysze już czekali.

— Szczerze, to się trochę rozbudziłam i nie chcę mi się wracać. — odezwałam się, a oboje przyznali mi rację.

Skończyło się tak, że szliśmy ulicami Warszawy z winem i wspominaliśmy stare czasy.

— Musimy gdzieś pojechać w te wakacje. — powiedziałam, gdy zobaczyłam dworzec.

I naprawdę nie wiem, jak to się stało. Prawdę mówiąc, niewiele pamiętam.

— Ja pierdole, debile. Pobudka. — zaczęłam budzić moich przyjaciół, którzy spali na dużym łożku, po czym uslyszałam dzwonek mojego telefonu, który leżał na jasnej komodzie. Wzięłam go do ręki, po czym odebrałam. — Halo?

— Ada? Mogłabyś przyjechać po tego debila? Chlaliśmy do jakiejś ósmej i zasnęliśmy na tej sali i...

— Krzysiek, słuchaj, bo może być problem. — przerwałam mu i odsłoniłam lekko zasłonę, po czym wyjrzałam przez okno. — Bo ja jestem, kurwa, w Krakowie.

umrzemy wolni | MATA Where stories live. Discover now