15. Syriusz Orion Inteligentny Black

609 47 9
                                    

- Wiecie moglibyśmy mu kupić jakiś kolczyk. - Zaczął James zwisając głową w dół z łóżka.

- Po co? Ma świetny spinacz. - Odparł Remus rzucając mu typowe dla siebie spojrzenie z nad książki. James i Peter zarechotali.

- Zauważyliście, że zaczął jakoś często spotykać się z tą... Heather? - Zapytał Peter po chwili ciszy.

- Heather... Co to wogóle za imię? Takie jakieś. - Odpowiedział mu okularnik wymawiając imię dziewczyny z odrazą. - Nie lubię nowych.

- Błagam was chłopaki, - Zaczął Lupin. - Jest ładna, bystra i no nie wiem POMAGA MU W ELIKSIRACH wiecie, jakbyście zapomnieli.

- Co mu tak nagle zależy na eliksirach? - Zapytał Pettigrew.

- Dobra pytanie. Coś czuję, że to nie o eliksiry chodzi. - Dodał Potter sugestywnie poruszając brwiami by chwilę potem zmarszczyć je w zamyśleniu.

- Nawet jeśli, co wam do tego z kim się umawia? - Kontynuował Lupin zatrzaskując książkę.

- Ona jest zagrożeniem! - Rzucił Peter, ale wtedy nawet James spojrzał na Niego jak na idiotę.

- Nie mogę z was chłopaki. - Odparł Remus po czym wziął płaszcz i książkę, a chwilę później już go nie było.

***

Po chwili zastanowienia uznał, że najlepiej będzie odpocząć od przyjaciół nad jeziorem, jednak gdy tylko zetknął się z zimnym powietrzem uświadomił sobie, że jest środek listopada, a jego marny, połatany w wielu miejscach płaszcz i szalik nie zapewnią mu ciepła na długo. Uznał jednak, że wszystko jest lepsze niż teorie spiskowe przyjaciół i widok Lily, która nie potrafiła być spokojna w przeddzień pełni. Więc przeszedł się daleko wzdłuż jeziora i usiadł pod dużym dębem.

Wszelkie próby zagłebienia się w lekturze kończyły sie fiaskiem, najmniejszy szum liści wydawał się strasznie głośny i przeszywający, a ruch wielkiej kałamarnicy, która znajdowała się daleko od niego, na dnie jeziora sprawiał wrażenie jakby przepływała tuż obok niego. Nienawidził tego, że przed pełnią mógł z wieży astronomicznej usłyszeć głośniejszą rozmowę z korytarza dwa piętra niżej.

W pewnym momencie oficjalnie zrezygnował z próby skończenia książki i zaczął rozmyślać o tym co właśnie dzieję się w jego życiu - To jest dopiero fabuła na książkę. Zachichotał z własnego żartu i zaczął wpatrywać się w taflę wody, naszły go wspomnienia dotyczące pierwszego roku w Hogwarcie.

Pamiętał to tak dobrze... Całą drogę do Hogwartu przespał, wyglądał jakby nie spał od dobrych kilku nocy, a podczas ceremonii przydziału miał wrażenie, że zemdleję, przez cały rok tylko się uczył żeby udowodnić, tego że jest godzien chodzić do szkoły dla czarodziejów - Ale czy to była prawda? Nigdy nie uważał się za kogoś wartościowego, godnego uwagi, był dziwadłem, wyrzutkiem społeczeństwa. To też zawsze słyszał od ojca, nie wprost rzecz jasna, ale ściany w domu Lupinów nie były grube, a on za każdym razem wmawiał sobie, że jest tylko ciężarem dla swoich rodziców i kłamstwem byłoby gdyby powiedział, że już tak nie uważa.
Lecz pewnego dnia, na drugim roku do jego życia wkroczyła pewna rudowłosa, wiecznie uśmiechnięta dziewczyna. Lily była dla Niego wsparciem przez cały czas, nawet wtedy, a może szczególnie wtedy kiedy dowiedziała się o likantropii - wtedy gdy każdy normalny człowiek by się od niego odwrócił.

Lunatyk postanowił oderwać się od smętnych przemyśleń i podziękować dziewczynie, co z resztą robił nałogowo - przynajmniej dwa razy w tygodniu. Ale gdy chciał wstać z ziemi znów uderzyły w niego wszystkie pobliskie dźwięki, w tym kroki oddalone od niego o kilkanaście stóp. Zaczął panikować nie wiedząc czy ta osoba nie idzie w jego stronę, więc zrobił coś nadzwyczaj głupiego i schował się w pobliskim krzewie. Remus nawet nie zauważył, że przybysz jest już blisko Niego i najprawdopodobniej widział jego żałosną próbę ukrycia się.

Mały Futerkowy Problem || WolfstarWhere stories live. Discover now