Rozdział 4

15.2K 737 9
                                    

Obudził mnie huk. Coś spadło w moim pokoju. Otworzyłam zasypane oczy i zapaliłam lampkę koło łóżka. Moim oczom ukazał się Jordan.

- Co ty tu robisz? Która jest godzina? - pytałam lekko zdezorientowana.

- Chciałem cię obudzić, bo muszę z tobą porozmawiać. A jest godzina - spojrzał na swój zegarek - trzecia trzydzieści siedem w nocy.

- Co?! Nie mogłeś ze mną porozmawiać na przykład rano?

- Chciałem z tobą porozmawiać bez niepotrzebnych świadków. - zaśmiał się.

Westchnęłam głośno. Podniosłam się z łóżka i wzięłam pierwsze lepsze ubrania. Weszłam do łazienki i szybko się przebrałam, spiełam włosy i wyszłam z pomieszczenia.

- Możemy iść. - schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni i ruszyłam do drzwi.

Wyszliśmy na dwór. Pomimo ciepłego klimatu, powietrze było chłodne. Szliśmy w nieznanym mi kierunku, milcząc. Po chwili znaleźliśmy się na plaży. Usiadłam na piasku i bawiłam się małymi kamyczkami, leżącymi wokół mnie.

- Ymm, o czym chciałeś pogadać? - spojrzałam na niego.

- W sumie to nie wiem. - zaśmiał się. - Chciałem poprostu się dowiedzieć, co tam u ciebie się działo przez ten długi okres czasu, gdy wyjechałem.

- Nic się nie działo. Było dobrze. - odpowiedziałam.

Jordan chwilę mi się przyglądał, marszcząc brwi, jakby nad czymś się zastanawiał.

- Dlaczego kłamiesz? - spojrzałam na niego zdziwiona. - Wiem, że nie było dobrze...zamykałaś się w pokoju i płakałaś. Cały czas się obwiniasz. - patrzyłam na niego, nie mając odwagi, by się ruszyć - Matt mi mówił. - mruknął.

- J-ja... - zaczęłam, ale mi przerwał.

- Nie musisz kłamać. Mi możesz powiedzieć prawdę.

Nie potrafiłam się ruszyć i zaczynało robić mi się duszno. Nie lubię rozmawiać na takie poważne tematy. Zazwyczaj wstaję i udaję, że coś robię, albo poprostu zmieniam temat. Ale nie tym razem. Nie mam gdzie uciec.

- Co mam Ci powiedzieć Jordan, hm? - zaśmiałam się gorzko. - Że wcale nie jest dobrze? Że nie potrafię się pozbierać od czasu śmierci mamy? Że wszystko z każdym dniem narasta? - nie chamowałam łez, nie potrafiłam ich zatrzymać. - Wiesz co? Śmieszne jest to ile potrafi się ukryć za jednym, fałszywym uśmiechem... - i wszelkie hamulce puściły.

Wybuchłam płaczem. Jordan przytulił mnie do siebie. Tego właśnie potrzebuję. Kogoś, przy kim będę się czuła bezpieczna. Kogoś, kto będzie potrafił mnie powstrzymać od złych rzeczy. Kogoś, kto będzie mnie zawracał na dobrą drogę.

Mam swoich przyjaciół, których kocham nad życie. Teraz, w ramionach Jordana, czuję się lepiej. Cieszę się, że go mam. Mogę śmiało powiedzieć, że jest moim bratem.

- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, prawda? - szepnął. Kiwnęłam głową. - Ley, dasz radę. Będziesz się prawdziwie uśmiechać, będziesz szczęśliwa. Znajdziesz w życiu kogoś, kto będzie dla ciebie wszystkim i ci pomoże... - szeptał i kołysał nami, abym się uspokoiła.

Gdy przestałam płakać, chłopak otarł moje mokre policzki rękawem swojej bluzy i uśmiechnął się lekko.

Postanowiliśmy zostać jeszcze jakiś czas na plaży i porozmawiać na inne, weselsze tematy. Brakowało mi tego. Normalnej rozmowy. Dowiedziałam się, że Jordan kogoś poznał. Obecnie jego dziewczyna wyjechała w sprawach służbowych do Szkocji, ale niedługo ma przylecieć z powrotem. Cieszę się, że jest szczęśliwy.

- Może będziemy się już zabierać, co? - zapytał.

Kiwnęłam głową. Wstaliśmy i ruszyliśmy do domu. Gdy dotarliśmy do domu, była godzina czwarta czterdzieści sześć. Postanowiłam, że pójdę jeszcze spać, ponieważ jestem zmęczona.

Pożegnałam się z Jordanem, poszłam do swojego pokoju, szybko się przebrałam i poszłam spać.

Beside YouWhere stories live. Discover now