Rozdział 24

12.9K 520 11
                                    

- Tak cię wystroję, że wszyscy obecni tam faceci nie będą mogli oderwać od ciebie wzroku. - powiedziała Caroline, ciągnąc mnie za rękę do jej pokoju.

Dziewczyna chyba cały dzień czekała, aż w końcu wybije szesnasta, by zacząć działać.

- Mówisz o sobie? - zaśmiałam się.

Dziewczyna była już gotowa do wyjścia. Jej powieki zdobiły czarne kreski zrobione eyelinerem, rzęsy pomalowała tuszem, kości policzkowe były teraz bardziej widoczne, a usta pokrywał lekko różowy błyszczyk. Swoje blond włosy wyprostowała, pozostawiając je rozpuszczone. Brakowało jej tylko sukienki.

Chwilę później siedziałam na obrotowym krześle przy toaletce w jej pokoju. Caroline zasłoniła lustro, żebym nie widziała, jaki będzie efekt końcowy.

Na początku blondynka zajęła się makijażem. Nie nałożyła podkładu, za co jestem jej wdzięczna. Nie lubię uczucia, gdy moja twarz jest obładowana, wręcz ciężka od nałożonych kosmetyków. Caroline od razu zajęła się moimi oczami. Na powieki nałożyła lekko czarny cień.

- I jak tam z Oliverem? - zapytała nagle, biorąc do ręki tusz do rzęs.

- A jak ma być? - zapytałam, wzdychając. Blondynka chyba ma zamiar wymęczyć mnie tymi ciągłymi pytaniami o bruneta.

- Przyjaźnicie się, tak? - odkręciła tusz - Patrz w dół. - poleciła mi.

- Tak, przyjaźnimy się. Ile razy mam ci to jeszcze powtarzać? -przewróciłam oczami.

Przejechała po moich rzęsach tuszem, po czym wzięła krwistoczerwoną pomadkę. Nałożyła ją na moje usta i odłożyła na toaletkę.

- Wiele razy, dopóki przestaniesz kłamać. Myślisz, że nie widać jak się zachowujecie? - zapytała, unosząc lewą brew. Wzruszyłam ramionami.

- Normalnie się zachowujemy.

- Ta, jasneee. - zajęczała, podłączając do kontaktu lokówkę.

Pozakręcała lekko moje naturalnie proste włosy i spryskała je lakierem, by utrzymały się w takim stanie chociaż przez jakiś czas. Przeczesała palcami kilka pasm brązowych loków, po czym gwałtownie obróciła mnie w swoją stronę.

- Teraz sukienka. - uśmiechnęła się i podeszła do dużej szafy. - Długo myślałam co mogłabyś ubrać i wybrałam to. - sięgnęła po jeden z wieszaków i wyciągnęła z wnętrza szafy.

Sukienka była cudowna. Długa aż do samych stóp, koloru czerwonego z lekkim wycięciem na plecach w kształcie litery V.

- I jak, może być? - zapytała.

- Oczywiście, jest piękna. - posłałam jej uśmiech i odebrałam od niej ubranie.

- Ja idę się ubrać do łazienki w pokoju Jordana, żeby oszczędzić czas. Widzimy się na dole. - uśmiechnęła się szeroko, po czym wyszła z pomieszczenia, zostawiając mnie samą.

Skierowałam się do łazienki i przymykając drzwi od razu zdjęłam z siebie dotychczasowe ubrania. Nałożyłam na siebie sukienkę, po czym spojrzałam w lustro.

Cholera. To nie jestem ja. Wyglądam całkowicie inaczej. Mogę szczerze stwierdzić, że gdybym była facetem to bym na siebie poleciała. Zaśmiałam się na swoją myśl. Patrzę na odbicie w lustrze i nie mogę się napatrzeć. Długie, brązowe włosy opadały lokami na moje ramiona. Oczy były wyraźnie podkreślone dzięki czarnemu cieniu do powiek, a usta zdobiła czerwona szminka. Sukienka była idealnie dopasowana do mojego ciała, pokazując kilka moich niewidzianych na co dzień atutów.

Beside YouWhere stories live. Discover now