Rozdział 7

14.8K 674 12
                                    

Weszliśmy do klubu. Był on zupełnie inny, niż ten, gdzie byliśmy w pierwszy dzień pobytu w Grecji. Tutaj było, hm... ostrzej? Mężczyźni, jedni siedzieli przy barze i nie byli w stanie wstać od nadmiaru alkoholu w ich organizmie, ale i tak dalej pili. Drudzy woleli tańczyć z zapewnie nieznanymi im towarzyszkami, a jeszcze inni postanowili obmacywać skąpo ubrane kobiety. Tak, totalna porażka. Spodziewałam się innych warunków, ale cóż, muszę się zadowolić tym, co mam przed swoimi oczami.

Podeszłam do baru i od razu zamówiłam drinka. Wypiłam go za jednym razem. Odszukałam wzrokiem swoich przyjaciół. Caroline, Jordan, Drake i Oliver siedzieli na kanapie. Postanowiłam do nich iść.

Przecisnełam się przez tłum spoconych i totalnie upitych ludzi.

- O, Hayley! - krzyknęła Caroline.

Uśmiechnęłam się do niej i usiadłam pomiędzy Oliverem, a Drake'iem.

Cholera, nie wzięłam nic do picia.

Spojrzałam na stół. Najbliżej mnie stała szklanka z whiskey, zgaduję, że Olivera. Idealnie.

Gdy chłopak sięgnął po szklankę, szybkim ruchem zabrałam mu ją z ręki i wlałam całą zawartość do swojego gardła. Uśmiechnęłam się triumfalnie.

- O nie, idziemy po nowe whiskey. - oburzył się, wstał i pociągnął mnie za rękę.

Zamiast podejść do baru, on wciągnął mnie w sam środek tańczących ludzi. Mogłam to przewidzieć. Obrócił mnie do siebie tak, że moje plecy opierały się o jego cholernie umięśnioną klatkę piersiową.

- Nie wolno tak pić czyjeś whiskey. - mruknął gardłowo. Zaczął nami poruszać w rytm muzyki.

- Uh, wybacz. Zapomniałam zamówić drinka dla siebie. Ktoś musiał być moim celem. - odpowiedziałam, starając się przekrzyczeć muzykę, która była coraz gośniejsza.

Oznaczało to tylko jedno, trafiliśmy na jakąś imprezę.

Dawno nie imprezowałam. Gdy wpadłam w złe towarzystwo, ciągle chodziłam na jakieś domówki. Paliłam, piłam, a nawet raz zaćpałam. Nie pokazuje mnie to w dobrym świetle, ale cóż. Stało się, moja głupota. Byłam tak zrospaczona śmiercią mojej mamy, że nie kontrolowałam tego, co robię. Może inaczej, nie myślałam racjonalnie. Czułam się, jakby cały świat był przeciwko mnie. A ja z nim walczyłam. Nie tą drogą, którą powinnam. Wybrałam najgorszą możliwość, jaką mogłam kiedykolwiek wybrać. Zatraciłam się w tym chorym świecie. Na szczęście w moim życiu po długim czasie znalazł się Matt, który mnie z tego wszystkiego wyciągnął. Później było już tylko lepiej. A teraz? Mogę śmiało powiedzieć, że mam świetne życie. Momentami jest pod górkę, ale z każdej sytuacji jest przecież wyjście.

Ręce Olivera zjechały na moje biodra. Przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Cholera, było gorąco. Czułam, jak atmosfera między nami zmienia się w zawrotnym tępie.

- Nie uważasz, że to dziwne? - zapytał. Obróciłam do niego głowę zdziwiona. - No wiesz, praktycznie całe życie byliśmy dla siebie wrogami. A teraz? Tańczymy w jakimś klubie. To trochę nienormalne. - zaśmiał się.

- Możemy wrócić do... - zaczęłam.

- Ale ja nie mówię, że mi się to nie podoba. - przerwał mi. - Jest wręcz na odwrót. Tańczę z cholernie seksowną dziewczyną. Oh, tak. To mi się zdecydowanie podoba. - ostatnie zdanie wymruczał do mojego ucha.

Okej, to jest bardzo dziwne. Chyba muszę przywyknąć do tego, że już nie będę jego wrogiem. Szczerze mówiąc, strasznie męczyło mnie to nasze przekomarzanie się. Ciągłe wyzywanie się przy najbliższej okazji, prawie zabijanie siebie nawzajem wzrokiem. Tak, teraz jest lepiej. Zdecydowanie.

Tańczyliśmy, dosłownie przyklejeni do siebie. Oliver bardzo się wczuł.

No to czas się zabawić.

Zaczęłam się bardziej o niego ocierać. Ręce chłopaka poruszały się wzdłuż mojej talii. Nie powiem, było to przyjemne. Ale ja go chyba bardziej pobudziłam. Zaczął ciężej oddychać. Już nie zwracałam uwagi na to, co robię. Ocierałam się o jego krocze, dotykałam go rękoma po torsie, a on nie był mi dłużny. Jego ręce wędrowały po całym moim ciele. Cholera, ten taniec był... ostry. Było w nim dużo pożądania. Oliver był bardzo pobudzony.

Okej, najważniejszy krok przede mną.

Zjeżdżałam powoli dłonią po jego torsie, aż dotarłam do rozporka bruneta. Jęknął gardłowo. Uśmiechnęłam się triumfalnie.

Wygrałam.

Odsunęłam się od chłopaka, ruszyłam do baru i zamówiłam drinka. Spojrzałam w stronę chłopaka. Stał na środku parkietu, totalnie oniemały.

O tak, o to mi chodziło.

Wlałam całą zawartość szklanki do gardła i wróciłam do przyjaciół. Teraz siedzieliśmy wszyscy razem. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i piliśmy alkohol. Było naprawdę przyjemnie.

Wszyscy byliśmy bardzo wstawieni. Wróciliśmy taksówką do domu. Jeśli ktokolwiek myślał, że pójdziemy spać, to się mylił. Byliśmy zbyt pijani.

Włączyliśmy jakąś muzykę. Tańczyliśmy, śpiewaliśmy, skakaliśmy po meblach, dosłownie. Ktoś, kto by nas oglądał, pomyślałby, że jesteśmy chorzy. Możliwe, że w tym momencie tak było. Ale cholera, czułam się tak dobrze. Wkońcu czułam, że jestem szczęśliwa. Miałam przy sobie najważniejsze osoby w moim życiu. Było idealnie.

Gdy zmęczenie totalnie nas dopadło, zasnęliśmy na kanapie.

Beside YouWhere stories live. Discover now