Rozdział 25

12.1K 516 29
                                    

Cała sala wypełniona była mężczyznami w garniturach. Gdzieniegdzie towarzyszyły im kobiety, które były ubrane w piękne suknie i biżuterię, które zapewne kosztowały niemałą sumę pieniędzy.

- A nie mówiłam, że będzie na co popatrzeć? - szepnęła mi na ucho Caroline.

- Od teraz zawsze będę ci wierzyć. - zaśmiałam się cicho.

Weszliśmy do środka dużej sali. Panele z ciemnego drewna dobrze komponowały się z brązowymi ścianami. Długie stoły rozstawione były przy każdej z nich, a na blatach postawione było kilka przysmaków i picie. Na środku sali było coś w rodzaju szwedzkiego stołu. Stał na nim był dużych rozmiarów pokrojony tort. Dodatkowo kilka drogich trunków i różne rodzaje ciast. W jednym z rogów sali stał czarny, błyszczący fortepian, przy którym siedziała kobieta i grała nieznane mi melodie. Tuż obok instrumentu było wyjście na duży taras. Całe pomieszczenie wyglądało świetnie.

Przekroczyliśmy próg i ruszyliśmy w kierunku mężczyzny w lekko podeszłym wieku. Gdy nas ujrzał, odwrócił się i posłał szeroki uśmiech. Miał na sobie czarny garnitur, a na nogi założył tego samego koloru eleganckie buty. Na twarzy w niektórych miejscach miał zmarszczki, a kilkudniowy zarost dodawał mu wyglądu prawdziwego biznesmena.

- Witaj, Jordan. Cieszę się, że jesteś. O, widzę i Caroline. - mężczyzna wyciągnął dłoń w stronę mojego przyjaciela, a ten ją uścisnął. Dłoń Caroline uścisnął lżej i zbliżył do ust, po czym lekko musnął ustami.

- Dobry wieczór, panie O'Craig. - powiedziała blondynka.

- A tych dwoje ludzi, to zapewne twoi przyjaciele? - spojrzał na nas.

- Tak. To jest Hayley Withmore, - wskazał na mnie - a to Oliver Cartfield. - skinął w stronę chłopaka. Pan O'Craig przywitał nas takimi samymi gestami, jak naszych przyjaciół.

- Pańska żona wygląda niesamowicie. - mężczyzna zwrócił się do bruneta, a ja oblałam się rumieńcem.

- To nie jest moja żona. - wydukał Oliver.

- Jesteśmy tylko przyjaciółmi. - oznajmiłam.

- Oh, wybaczcie. - kiwnęliśmy głowami - Nie chciałem być nieuprzejmy. Aczkolwiek z przyjaźni do miłości mały krok jest. - zaśmiał się gardłowo - Miałem właśnie taką sytuację z moją żoną. - Oliver uśmiechnął się lekko, a ja zaśmiałam się nerwowo.

Boże, niech on już sobie pójdzie, bo robię się coraz bardziej czerwona.

- Och, Daniel. Tu jesteś. Pan Samuel ciebie szuka. - podeszła do nas kobieta na oko w podobnym wieku, co pan O'Craig.

Ubrana była w piękną zieloną suknię aż do samej ziemii. Jej szyję zdobił malutki diamencik na złotym łańcuszku, a w uszach miała kolczyki z drobnymi cyrkoniami.

- To o niej mowa. - mężczyzna objął ją w pasie i przyciągnął lekko do siebie - Skarbie, znasz już Jordana i Caroline. Towarzyszą im dzisiaj Oliver i Hayley. Są PRZYJACIÓŁMI. - wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo, na co miałam ochotę przewrócić oczami, ale nie wypadało w takim miejscu - To moja żona, Katherine. - przywitaliśmy się z kobietą.

Jeszcze chwilę porozmawialiśmy, ale państwo O'Craig musieli od nas odejść, ponieważ wzywały ich obowiązki. Odetchnęłam z ulgą.

Beside YouWhere stories live. Discover now